Kiedy spełniliśmy toast, Poncjusz Piłat słabiutko się uśmiechnął i rzekł półgłosem, że powoli zaczyna doceniać zwyczaj żydowski, który zabrania kobietom jadania posiłków razem z mężczyznami. Klaudia Prokula już się uspokoiła i prosiła, bym legł koło niej. Sięgnęła ręką, by pogładzić moje włosy, zastrzegając się:
– Chyba nie ma w tym nic złego? Mogłabym być twoją matką. Przecież ty, sieroto, nigdy nie miałeś matki.
– Bogowie są wszechmocni – odrzekłem. – Załóżmy więc, że mając pięć lat urodziłaś syna.
Była to oczywiście duża przesada, między nami było co najmniej piętnaście lat różnicy, ale kobiety lubią takie pochlebstwa. Klaudia Prokula targała mnie figlarnie za włosy, nazywała obłudnikiem i ostrzegała, by moja wybranka nie wierzyła w nic, co jej powiem, według niej bowiem jestem najbardziej perfidnym uwodzicielem spośród rzymskiej młodzieży i już jako czternastolatek recytowałem z pamięci Owidiusza. Na szczęście nie napomknęła o testamencie, dzięki któremu stałem się bogaty.
Prokonsul nie czuł się dotknięty tymi żartami. Przeciwnie, zdawało mi się, że cieszy się ze wszystkiego, co wprawia jego żonę w pogodny nastrój. Radził, żebym zachował umiar i pamiętał, że żona prokonsula jest nietykalna. Sam siebie nazywał prokonsulem! Zapewniał też, że żyjąc wśród Żydów Klaudia Prokula ustatkowała się i zerwała z frywo-Inym rzymskim stylem życia.
Plotąc takie głupstwa siedliśmy do wieczerzy. Owszem, jadałem już lepsze kolacje, ale i tej nie można było niczego zarzucić, chociaż Prokonsul jest raczej oszczędny. W każdym razie wszystko, co podali, °yło świeże i dobrej jakości, świadczyło też o wysokim poziomie sztuki kulinarnej. Najśmieszniejszy moment nastąpił, kiedy przyniesiono duży dzban z zapieczętowaną pokrywą i namiestnik wyrzucił z jadalni usługujących niewolników. Dopiero wtedy sam uniósł pokrywę, a aromatyczna woń pieczeni i rozmarynu uniosła się z dzbana. Zarówno Adenabar, jak i dowódca fortecy wydali okrzyk podziwu. Poncjusz Piłat śmiejąc się wyjaśnił:
– Teraz widzisz, jak rządzimy Żydami? Prokonsul rzymski musi, łamiąc prawo, przemycać do fortecy Antonia wieprzowinę z tamtej strony Jordanu!
Dowiedziałem się, że po wschodniej stronie Morza Galilejskiego hoduje się całe trzody świń na potrzeby rzymskich garnizonów, ale dostawa wieprzowego mięsa do Jeruzalem jest surowo zabroniona, żeby nie drażnić Żydów. Celnicy są wprawdzie przyjaciółmi Rzymian, lecz muszą respektować ten zakaz. Dlatego przemycono wieprzowinę na stół namiestnika jako… przesyłkę kurierską cesarstwa rzymskiego.
– Właściwie – opowiadał Adenabar, włączając się do rozmowy – jedyną szkodą, jaką Jezus, król żydowski nam wyrządził, było pewne wydarzenie w Gadarze, po wschodniej stronie Jordanu. On sam nie był obskurantem i łamał żydowskie prawo, nawet szabat, o ile wiem. Ale mimo wszystko tkwił w nim żydowski wstręt do wieprzowiny. Jakieś dwa lata temu, gdy włóczył się po drogach Gadaru, przy pomocy swoich uczniów rozgonił wielką trzodę świń, spędzając ją ze stromego zbocza górskiego prosto do wody. Świnie utonęły, ich właściciel poniósł duże straty finansowe, a sprawcy tego figla uciekli z powrotem w granice Galilei. Sprawa sądowa byłaby trudna, zresztą i tak nikt nie ściągnąłby odszkodowania od tych nędzarzy. Żyli z darów swoich zwolenników, od czasu do czasu gdzieś pracowali. Właściciel trzody musiał pogodzić się ze stratą. Zresztą wątpliwe, czy znalazłby świadków, bo i po tamtej stronie przez te cuda rosła popularność Jezusa, a i obawiano się go.
Adenabar mówił z przejęciem, siedząc na brzegu sofy, i w końcu parsknął głośnym śmiechem. Dopiero wtedy zauważył, że opowiadanie wcale nas nie rozbawiło, bo oto znów powróciliśmy do Jezusa, o którym rozmawiając o niczym, jak to bywa w towarzystwie; na chwilę zdołaliśmy zapomnieć. Chociaż wcale nie jestem przekonany, że rzeczywiście zapomnieliśmy.
Adenabar zmieszał się, jego śmiech zawisł w ciszy. Poncjusz Piłat ostro stwierdził:
– O tym człowieku dość już mówiliśmy.
– To był święty człowiek, uzdrowiciel i cudotwórca, jakiego nigdy przedtem na świecie nie było! – Klaudia Prokula straciła panowanie nad sobą. – Gdybyś był mężczyzną i prawdziwym Rzymianinem, nie skazałbyś go. Ale na próżno umyłeś ręce. Od winy się nie uwolnisz. Sam przyznałeś, że nie znalazłeś w nim żadnej skazy. Kto rządzi w Jeruzalem, ty czy Żydzi?
Prokonsul zbladł z gniewu i niewiele brakowało, a cisnąłby pucharem wina o ziemię. W ostatniej chwili widać pomyślał, że rozbicie drogiego szkła nie załatwi sprawy. Wziął się w garść, rozejrzał dookoła i uspokoiło go to, że w niewielkim zgromadzeniu nie było nikogo z miasta i że służba była nieobecna.
– Nie wierzę w nic, czego nie ujrzę na własne oczy – rzekł z wymuszonym spokojem. – Żadnych cudów nie czynił ani przede mną, ani przed Herodem, choć tamten domagał się, aby zademonstrował swoją moc. Chytrze nadano wymiar polityczny całej sprawie, więc nie miałem innego wyjścia, jak tylko go skazać. Chociaż z punktu widzenia jurysdykcji, to nie ja go skazałem. Pozwoliłem tylko, aby stało się zadość żądaniom Żydów. Polityka jest polityką, ważny jest cel, a nie formalne prawo. Warto pozwalać Żydom, by stawiali na swoim wtedy, gdy idzie o drobiazgi. To zaspokaja ich dumę narodową. W sprawach dużej wagi władza spoczywa w moim ręku.
– A jak to było z wodociągami w Jeruzalem? – z iście kobiecą złośliwością spytała Klaudia Prokula. – Przecież to była twoja wielka idea, to miał być pomnik twoich rządów! Pokaż mi, gdzie on jest? Przecież miałeś już gotowe rysunki i pomiary!
– Nie mogłem ograbić Świątyni – bronił się prokonsul. – Skoro Żydzi sami nie rozumieją swojego interesu, jest to ich strata, nie moja.
– Mój panie – ironicznie odparowała Klaudia Prokula – przez te wszystkie lata za każdym razem ustępowałeś Żydom zarówno w małych, jak i w wielkich sprawach. Ten jeden jedyny raz miałeś okazję wykazać swoją męskość i miałbyś rację. Dlaczego nie zawierzyłeś mi, kiedy prosiłam, abyś nie skazywał człowieka niewinnego?
– Budowa wodociągów przepadła przez upór kobiet – zażartował Adenabar, chcąc ratować sytuację. – Nosząc wodę mają biedulki jedyną okazję do spotkań i plotkowania przy studniach. Im dłuższa i trudniejsza jest droga, tym więcej mają czasu na trajkotanie.
– Kobiety w Jeruzalem nie są takie głupie, jak myślicie – odrzekła Klaudia Prokula. – Gdyby to wszystko nie stało się tak nagle, niespodziewanie i niezgodnie z prawem i gdyby uczeń Jezusa nie sprzedał go radzie za pieniądze, nie byłby nigdy skazany. Gdybyś ty miał bodaj tyle męskości, żeby przełożyć rozpatrzenie sprawy na czas po świętach, wszystko mogłoby być inaczej. W całym kraju miał po swojej stronie ludzi pracy i tych, których nazywają cichymi – skromnych ludzi oczekujących królestwa. Jest ich więcej, niż myślisz. Przecież nawet członek sanhedrynu prosił cię o pozwolenie złożenia ciała we własnym grobie! Wiem o wielu różnych rzeczach, o jakich pojęcia nie mają jego nieokrzesani uczniowie. Ale teraz na wszystko jest już za późno. Tyś go zabił.
Poncjusz Piłat wzniósł ręce, wezwał na pomoc bogów rzymskich i ducha opiekuńczego cesarza i zawołał:
– Gdybym nie skazał go na ukrzyżowanie, Żydzi natychmiast donieśliby do Rzymu, że nie jestem przyjacielem cesarza. Zakazałem ci, Klaudio, spotykania się z tymi łatwo wpadającymi w ekstazę babami! Ich mrzonki tylko pogłębiają twoje kłopoty. Mężowie, Rzymianie, odwołuję się do was. Co byście uczynili na moim miejscu? Czy zaryzykowalibyście swoje stanowisko dla jakiegoś podejrzanego o nieprawowierność Żyda?