– Na pewno ci uczniowie się ukrywają albo uciekli do Galilei
– powiedział zdenerwowany Arystenos. – O ile wiem, miał dwunastu najbliższych uczniów i jeden z nich zdradził jego nocną kryjówkę Radzie. Wszyscy są ludźmi bardzo prostymi, to rybacy znad Morza Galilejskiego i tym podobni. Tylko jeden Jan, młody człowiek, który nawet studiował i zna grekę, pochodzi z dobrej rodziny. Niemniej jednak… aha, podobno jeszcze jakiś celnik przyłączył się do nich. Taka hołota, rozumiesz. Wątpię, czy coś skorzystasz ze spotkania z nimi. Ale
– zawahał się – jeśliś naprawdę ciekaw, choć mówiąc uczciwie zupełnie nie rozumiem, po co ci ta wiedza, bo mógłbyś spędzić wesoło czas w Jeruzalem, to jest tu niejaki Nikodem, który mógłby cię oświecić. To gorliwy badacz Pisma i należy do tych, którzy czekają na mesjasza. Członkowie rady byli oburzeni, że bronił Jezusa. On jest zbyt uczciwy. Dlatego nie zawiadomili go o nocnej naradzie, bo za bardzo by się wzruszył, gdyby był obecny przy skazaniu na śmierć Nazarejczyka.
– Słyszałem o nim. Czy to nie on zdjął króla z krzyża i złożył go do grobu? Podobno ofiarował sto funtów pachnideł na jego całun.
Słowo „król" wyraźnie drażniło uszy Arystenosa, ale nie poprawił mnie, jak czynili inni Żydzi. Niechętnie stwierdził:
– Masz dobre informacje. To była jawna demonstracja ze strony Nikodema i Józefa z Arymatei, ale niech tam, jeśli to złagodziło ich wyrzuty sumienia. Józef jest wprawdzie starszy, ale Nikodem to nauczyciel, dlatego powinien lepiej się zachowywać! Choć w takich wypadkach nie można wierzyć nikomu. Może ci dwaj troszcząc się o pochówek Galilejczyka pragną zgromadzić wokół siebie opozycję, żeby ograniczyć władzę arcykapłana?! – Ta myśl podnieciła go. -Nie mam nic przeciwko temu. Bezczelność Kajfasza przekracza wszelkie granice. Ulokował ogromną liczbę swoich krewnych w Świątyni, przy handlu zwierzętami ofiarnymi i wymianie walut. Możesz mi wierzyć lub nie, ale ja nie mam na dziedzińcu ani jednego stołu do wymiany pieniędzy! Być może Nikodem przy całej swej skromności uprawia słuszną politykę. Nie przystoi, to nawet wbrew Prawu, aby na dziedzińcu Świątyni mieścił się krzykliwy bazar. Do wymiany pieniędzy należałoby dopuścić zdrową konkurencję. To by przyniosło tylko korzyść pobożnym przybyszom, bo nie musieliby zadowalać się kursem narzuconym przez Kajfasza.
– Chętnie spotkałbym Nikodema, ale wątpię, czy mnie przyjmie, bo jestem Rzymianinem – przerwałem, nie byłem bowiem ciekaw jego interesów.
– Ależ, kochany przyjacielu – zawołał Arystenos – przecież obywatelstwo rzymskie jest jak list polecający! Jeżeli jakiś Rzymianin chce poznać naszą religię, to uczony Żyd widzi w tym znak szacunku. Możesz się przedstawić jako poszukujący Boga. To otworzy ci wszystkie drzwi, a do niczego nie zobowiązuje. Jeśli tylko chcesz, chętnie udzielę ci rekomendacji.
Zdecydowaliśmy, że prześle o mnie słowo do Nikodema. Jutro wieczorem, jak tylko zapadną ciemności, będę mógł iść do niego. Wziąłem od Arystenosa trochę pieniędzy. Chciał mi przydzielić zaufanego służącego, który otworzyłby przede mną drzwi wszystkich tajnych przybytków radości. Oświadczyłem, że po hucznej zimie w Aleksandrii związałem się przyrzeczeniem wstrzemięźliwości. Uszanował je, chociaż biadolił, że bardzo dużo tracę.
Rozstaliśmy się jak przyjaciele. Odprowadził mnie aż do bramy swego domu i wezwał sługę, aby szedł przede mną i krzykiem torował mi drogę, nie chciałem jednak niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi. Jeszcze raz zapewnił, że w każdej chwili mogę się do niego zwrócić ze swoimi kłopotami. Był niewątpliwie najsympatyczniejszym Żydem, jakiego spotkałem, ale nie wiem, dlaczego nie czuję do niego prawdziwej przyjaźni. Jego wyjaśnienia ostudziły mój umysł i obudziły niepewność, chyba wbrew mojej woli.
Wróciłem do twierdzy Antonia, gdzie powiedziano mi, że Klaudia Prokula wielokrotnie po mnie posyłała. Szybko udałem się do jej pokoju w wieży. Leżała już na łożu, ale ubrała się w cieniutką jedwabną tunikę, narzuciła płaszcz i wraz ze swoją damą do towarzystwa przyszła porozmawiać ze mną. Była jak w ekstazie – oczy miała przeraźliwie błyszczące, zmarszczki na bladej twarzy wygładzone. Obydwiema rękami chwyciła moje ręce i krzyknęła:
– Marku, Marku! Ten żydowski król powstał z martwych!
– Czyżby prokonsul nie powiedział ci – spytałem zirytowany
– że jego uczniowie wykradli ciało z grobu? Istnieje przecież oficjalny protokół, poświadczony przez legion.
– Naprawdę sądzisz, że Poncjusz uwierzy w cokolwiek poza własną sakiewką? – Klaudia Prokula w gorączce aż tupała. – Ale ja mam w Jeruzalem przyjaciółki. Może jeszcze nie słyszałeś, że o świcie poszła do grobu pewna kobieta, z której on wypędził szatana. Grób był pusty, ale ona ujrzała anioła, którego szaty były białe jak światło, a twarz płomienna jak ogień.
– W takim razie – rzekłem gburowato – szatan widać wrócił do wspomnianej przez ciebie niewiasty. Przygnębiony pomyślałem: „W co ja się zaplątałem? Czyżbym już do tego stopnia oszalał, że w duchu rywalizuję z majaczącą kobietą?" Klaudia Prokula obraziła się.
– I ty, Marku… – rzekła oskarżycielsko i zaczęła pochlipywać.
– Sądziłam, że jesteś po jego stronie. Słyszałam, że byłeś w grobie sam widziałeś, że był pusty. Czy bardziej niż własnym oczom wierzysz Poncjuszowi Piłatowi i przekupnym żołnierzom?
Wzruszyłem się, bo jej egzaltowana twarz była pełna żaru. Chętnie bym ją pocieszył, lecz wiedziałem, jak niebezpiecznie jest dać wiarę rozhisteryzowanej kobiecie. Moim zdaniem entuzjastyczne opowiadania kobiet z Jeruzalem o zmartwychwstaniu, widzeniach i aniołach mogły służyć tylko żydowskiej radzie i czyniły sprawę jeszcze mniej wiarygodną.
– Nie zadręczaj się, Klaudio – prosiłem. – Wiesz, że aż nadto zajmowały mnie nauki cyników. Dlatego trudno mi wierzyć w rzeczy nadprzyrodzone. Nie chcę jednak niczego całkowicie negować. Kto jest twoim świadkiem i jak się nazywa?
– Ma na imię Maria – wyjaśniała Klaudia, chcąc mnie przekonać. – To popularne imię żydowskie. Ta Maria pochodzi z Magdali, wsi leżącej na wybrzeżu Morza Galilejskiego. Jest zamożną kobietą, hoduje gołębie i co roku dostarcza tysiące ptaków na ofiary do Świątyni. Straciła dobrą opinię, gdy dostała się w szpony szatana, ale Jezus Nazarejski ją wyleczył i całkiem się zmieniła, chodziła wszędzie za Nauczycielem w czasie jego wędrówek. Spotkałam ją kiedyś, gdy byłam z wizytą u mojej żydowskiej przyjaciółki, i wywarła na mnie głębokie wrażenie opowieścią o swoim Nauczycielu.
– Żebym mógł uwierzyć, muszę usłyszeć tę historię z jej własnych ust. Może to tylko łatwowierna wizjonerka, która za wszelką cenę chce zwrócić na siebie uwagę? Czy sądzisz, że mógłbym ją spotkać?
– A czy to źle miewać sny? – sprzeciwiła się Klaudia. – Mnie sny tak straszliwie dręczyły, że ostrzegałam Poncjusza, aby nie skazywał tego pobożnego człowieka. W środku nocy doniesiono mi, że Jezus został zatrzymany, i gorąco proszono, abym wpłynęła na męża. Moje widzenia senne się spełniły. Nadal uważam, że mój mąż zrobił najgorszą rzecz w życiu, wydając go na ukrzyżowanie.