– W tajnych misteriach Izydy – przerwałem mu – wyświęcani wchodzą z ufnością po ciemku w głębię wody, ale mocne ręce wynoszą ich bezpiecznie i nikt nie tonie. To dobrze znany obrzęd, wcale nie nowy.
– Tak, chrzest z wody nie jest niczym nowym. Ale spytałem go, co rozumie przez chrzest z Ducha. Jezus odparł dobitnie i powoli, tak że słowo po słowie utkwiło mi w pamięci: To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to co się z Ducha narodziło, jest duchem. Wiatr wieje tam, gdzie chce i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd pochodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha.
Zamilkł na długo, a ja zastanawiałem się nad jego słowami. Gwiazdy Judei iskrzyły się na niebie, czułem silny zapach wilgotnej gliny i odór pieca do jej wypalania. W jakiś dziwny sposób słowa Jezusa trafiały do mego serca, chociaż niespokojnie myślałem, że mój rozum tego nie pojmuje. W końcu spytałem cicho:
– Czy to już wszystko, co wiesz o jego królestwie?
– Od jego uczniów słyszałem – powiedział Nikodem po chwili namysłu – że zanim zaczął nauczać, udał się na pustynię. Tam czuwał i pościł czterdzieści dni i doświadczył wszystkich fałszywych omamów i zjaw, którymi poszczącego nękają siły związane z ziemią. Diabeł zaprowadził go na wysoką górę, pokazał wszystkie królestwa świata i ich wspaniałości i obiecał mu potęgę, jeśli zgodzi się upaść na ziemię, oddać szatanowi pokłon i w ten sposób odstąpić od zadania, z którym przyszedł na świat. Ale on zwyciężył szatana. Potem przyszli aniołowie i służyli mu na pustyni. Wrócił do świata ludzi, zaczął nauczać i czynić cuda, zgromadził wokół siebie uczniów. Tyle wiem o jego królestwie. To nie jest królestwo ziemskie. Dlatego skazanie go było przestępstwem.
Gadanie o zjawach, objawieniach i aniołach denerwowało mnie, ponieważ każdy wrażliwy człowiek, który wystarczająco długo pości i czuwa, widzi zjawy i omamy, ale te znikają, gdy znów się naje, napije i wraca między ludzi. Nalegałem więc na Nikodema:
– Co to więc za królestwo?
– Skąd mam to wiedzieć? – jęknął głośno i wzniósł, ręce,
– Słyszałem szum wichru, wierzyłem, że wraz z nim królestwo zejdzie na ziemię. Wiele innych rzeczy mi mówił. Rzekł nawet, że Bóg nie posłał swego syna na potępienie świata, ale po to, by świat został przez niego zbawiony. Ale tak się nie stało. Przybito go do krzyża i poniósł haniebną śmierć. Tego nie mogę zrozumieć. Skoro jego nie ma, nie ma i królestwa. Serce podpowiadało mi co innego, lecz rozum zmusił, bym rzekł ironicznie:
– Mało mi dajesz, nauczycielu Izraela. Tylko szum wichru, a do tego sam nie wierzysz w jego zmartwychwstanie.
– Już nie jestem nauczycielem Izraela – przyznał pokornie Nikodem. – Jam najmniejszy z dzieci Izraela, zraniony w sercu i przybity do ziemi. Coś ci jednak podaruję. Siewca rzuca ziarno i nie kłopocze się o nie, a kiedy śpi, ziarno kiełkuje, wiatr i deszcze zginają je i wyrasta, aż dojrzeje do ścięcia. Tak jest ze mną, a może i z tobą, jeśli jesteś szczery. Być może ziarno we mnie zostało posiane i teraz wzrasta. Może i w tobie zasiano ziarno i kiedyś dojrzeje. Nie mogę uczynić nic więcej, niż pokornie czekać, świadomy, jak mało rozumiem i jak chwiejna jest moja wiara.
– Nie zadowolę się tylko czekaniem. Nie rozumiesz, że teraz masz jeszcze wszystko świeżo w pamięci? Każdy dzień coś z tej pamięci zabiera. Skontaktuj mnie z jego uczniami. Na pewno wyjaśnił im tajemnicę królestwa bardziej zrozumiale. W sercu noszę płomień. Skłonny jestem uwierzyć, jeśli będę miał dowody, że to wszystko prawda.
– Jego uczniowie, a pozostało jedenastu, są przerażeni i ogromnie rozczarowani. To prości ludzie, jeszcze młodzi, i niewiele rozumieją. Za jego życia spierali się między sobą na temat jego nauk, przydzielali sobie miejsca w królestwie i kłócili się o nie. Żeby nie wiem co on im mówił, aż do samego końca wierzyli w królestwo ziemskie. Jeszcze ostatniego wieczora, zanim go w nocy aresztowano, zgodnie ze zwyczajem czekających na pustyni jadł razem z nimi jagnię i zapewniał, że już więcej nie wypije wina, aż dopiero razem z nimi w nowym Królestwie. Sądzę, że z uwagi na tę obietnicę nie zgodził się przed ukrzyżowaniem przyjąć wina ze środkami odurzającymi. Naiwni uczniowie uwierzyli, że zawezwie z nieba legion aniołów, którzy będą walczyć w jego obronie i założą królestwo, którym będą rządzić, jak teraz rządzą wielkie rody Izraela. Z tego wynika, że jego nauki jeszcze w nich nie dojrzały. Oni są tak prości, że nie wiedzą, co mają myśleć, chociaż byli przy wszystkich jego czynach. Gdybyś ich spytał, na pewno pogubiłbyś się w ich opowiadaniach jeszcze bardziej, niż oni sami są pogubieni.
– Dlaczego więc wybrał na uczniów tylko prostaków? Jeśli faktycznie był tak wielkim cudotwórcą, jak mi opowiadano, to przecież mógł sobie wybrać ludzi uczonych.
– Dotykasz sprawy, która mnie boli – przyznał Nikodem.
– Dotykasz jądra mego rozczarowania. Nie zapraszał uczonych, tylko biednych, prostych i obarczonych troskami. Podobno raz, gdy przemawiał do wielkiego tłumu, powiedział, że błogosławieni są prości, albowiem ich będzie królestwo. Mądrym i bogatym wszystko utrudniał. I ja mógłbym zostać jego uczniem, ale musiałbym zrezygnować ze stanowiska w radzie, nawet z rodziny, a także sprzedać warsztat garncarski i rozdać pieniądze ubogim. Stawiał takie twarde warunki, aby nam uniemożliwić przyłączenie się do niego. Miał jednak kilku przyjaciół wśród zamożnych i wpływowych ludzi, którzy po cichu go wspierali. W rzeczy samej miał kontakty, o których nie wiedzieli jego uczniowie, bo on nie przywiązywał do tego wagi.
– Mimo wszystko chciałbym spotkać któregoś z tych prostych uczniów – powtórzyłem z uporem.
– Wiem, że nie jesteś rzymskim szpiegiem – odparł ostro Nikodem – lecz oni są teraz w takim szoku, że by ci nie uwierzyli. I ty też byś im nie wierzył, gdybyś zobaczył, jacy to prostacy. Gdyby ci powiedzieli, że zobaczyli zmartwychwstałego Jezusa w zamkniętym na cztery spusty pokoju, powątpiewałbyś jeszcze bardziej i myślał, że rozczarowani spreparowali całą historyjkę w obronie własnego honoru. – Nikodem smutno się uśmiechnął. – Przecież nie uwierzyli kobietom, które wróciły od grobu i powiedziały, że jest pusty. Ci, którzy przypadkowo nie byli razem z innymi wczoraj wieczorem w zamkniętym pokoju, nie uwierzyli swoim towarzyszom. Więc jakże ty mógłbyś uwierzyć?
Usiłowałem nakłonić Nikodema, aby wskazał ukryte miejsce spotkań uczniów Jezusa albo zaprowadził mnie do nich, ale widocznie nie w pełni mi ufał, bo bezwarunkowo odmówił. Zauważyłem, że zaczyna żałować nawet swej zgody na moją wizytę, więc poprosiłem szybko:
– Poradź mi, co mógłbym zrobić, bo nie potrafię tylko czekać, aż coś się wydarzy.
– Siewca już dokonał siewu. Jeśli posiał ziarno w tobie, zrobisz najmądrzej pokornie czekając. Możesz też wyruszyć w pielgrzymkę po Galilei, iść drogami, którymi on wędrował, wyszukiwać cichych i pytać, co każdy z nich zapamiętał z jego nauk. Możesz rozmawiać z ludźmi uzdrowionymi przez niego, a upewnisz się, że tylko syn Bbga mógł czynić takie cuda, jakie on czynił za życia.
– Jakże mam poznać cichych? – spytałem, bo nie byłem zachwycony jego propozycją. – Galilea leży daleko, a ja jestem cudzoziemcem.
Nikodem namyślał się długo, ale podał mi hasło:
– Pytaj o drogę w czasie wędrówki. Jeśli ktoś potrząśnie głową i powie: Jest wiele dróg i wiele z nich wiedzie na manowce, a ja nie chcę ciebie w błąd wprowadzić, wówczas odpowiedz: Jest tylko jedna droga, poradź mi, bo jestem cichy i pokornego serca. Wtedy zaufają ci. Zresztą nie możesz im zaszkodzić, choćbyś doniósł na nich, bo to spokojni ludzie, płacą podatki i nikomu nie czynią nic złego.