Выбрать главу

Dalej siedzieliśmy w milczeniu i patrzyli na siebie. Nie wiedziałem, o co by go jeszcze spytać, tak był mi obcy w tej swojej szorstkości i sarkazmie. W końcu ostrożnie powiedziałem:

– Ale chyba wierzysz, że jest mesjaszem?

– On jest więcej niż mesjaszem – odparł z głębokim przekonaniem. – Tego właśnie w nim się boję. On jest czymś więcej, niż prorocy potrafili przepowiedzieć. Chyba słyszałeś, że trzeciego dnia wstał z grobu?

– Słyszałem. Dlatego przybyłem do ciebie, żeby o nim coś więcej usłyszeć.

– To jest absolutnie jasne i zrozumiałe samo przez się. Jakaż siła mogłaby utrzymać go w grobie? Nie musiałem oglądać pustego grobu, jak moje siostry. Pewnie, że wierzę. Ale powiem ci, cudzoziemcze, że z całego serca niczego tak gorąco nie pragnę, jak tylko tego, żeby na tym świecie więcej mi się nie objawił. Nie przeżyłbym spotkania z nim. Nie, nie na tym świecie. Dopiero w jego królestwie.

– Jakie jest to jego królestwo? – spytałem zaciekawiony.

– Czemu nie zapytasz wprost, jakie jest królestwo umarłych? – rzekł, patrząc na mnie surowo. – Zapewniam cię: wszędzie tutaj jest śmierć, której doświadczyłem. Ten świat jest królestwem śmierci. Moje ciało jest królestwem śmierci. Twoje ciało jest królestwem śmierci. A przez niego jeg o królestwo przyszło na ziemię. Dlatego jego królestwo jest tutaj, tu i wszędzie. – Schylił głowę i dodał: – Ale lepiej nie wierz w to, co mówię, bo mogłem coś pokręcić. Wszystko jest pokręcone. Nie daj się tylko zmylić moim pesymizmem. Droga jest słuszna, to pewne. Jeśli nią pójdziesz, nie zbłądzisz. – Wstał i strzepnął opończę. – Zapewne chcesz spotkać moje siostry? Zaprowadzę cię do nich. Nie gniewaj się, że później się oddalę. Nie lubię przebywać w towarzystwie ludzi.

Czyżby czuł się lepiej jako nieboszczyk niż żywy? Poruszał się z trudem, jakby nie w pełni władał członkami. Gdyby ktoś spotkał go nic o nim nie wiedząc, natychmiast zwróciłby nań uwagę. Nie zaprowadził mnie wprost do wioski, tylko przeszedł wzdłuż zbocza i pokazał wykuty w kamieniu grób, z którego Jezus go wywołał.

Dom Łazarza i jego sióstr okazał się zamożnym wiejskim gospodarstwem. W czasie przechadzki Łazarz pokazał mi kilka swoich osiołków na pastwisku, winnicę i sad owocowy; wokół domu stadko drobiu skubało trawę. Zachowywał się tak, jakby chciał popisać się swoim bogactwem. Wszystko było realne, ciche i przytulne; aż trudno było przyjąć do wiadomości, że oto idę obok człowieka, który przynajmniej sam wierzył, iż wskrzeszono go z martwych. Ale jego wskrzeszenie nie było dla mnie takie istotne, wiedziałem już o tym. Najważniejsza była odpowiedź na pytanie, czy Jezus Nazarejczyk był naprawdę synem Bożym i czy wstał z grobu. Jeśli tak było, to oczywiście mógł wskrzesić Łazarza. Gdy tak rozmyślałem, jednocześnie pytałem sam siebie, czy jestem naprawdę tym samym Markiem, który uczył się w szkole na Rodos, a potem używał życia na gorących ulicach Rzymu; który wśród różanych krzewów w Bajach rozpaczliwie kochał się w cudzej żonie, a w Aleksandrii na zmianę studiował przepowiednie albo do świtu włóczył się w podejrzanym towarzystwie.

Co mnie opętało? Czy to jakieś żydowskie czary, że w zakurzonym płaszczu, śmierdzący potem, biegam po żydowskiej wsi między gdakającymi kurami, żeby potwierdzić wskrzeszenie umarłego, uczynione cuda i istnienie Boga, który przyszedł na świat człowiekiem, zmarł i zmartwychwstał, aby zmienić ów świat? Bo jeśli to prawda, jeśli tak się stało, to świat nie może być taki sam jak dotychczas.

Oprowadzany przez Łazarza zajrzałem do środka ciemnego pomieszczenia, w którym stały dzbany, żłoby dla bydła i pełne worki. Powiódł mnie przed dom i poprosił, żebym usiadł na kamiennej ławeczce. Sam stał. Przywołał siostry, które wyszły i zgodnie z obyczajem zakryły twarze, opuszczając wzrok na ziemię.

– To jest moja siostra Marta, a to Maria. Pytaj je, o co chcesz – rzekł, po czym odszedł i więcej się już nie pokazał. Przywitałem się z niewiastami i poprosiłem:

– Chciałbym usłyszeć o nauczycielu. Wiadomo mi, że był waszym gościem, a nawet wskrzesił waszego brata.

Speszone kobiety spoglądały na siebie, zasłaniając usta połami szat. W końcu Marta, starsza, odważyła się odezwać:

Ale on nikogo nie oskarżał! Przeciwnie. Zdarzało się, że nawet grzesznym mówił: „Twoje grzechy są ci odpuszczone". Dobrze zrozumiałeś; czegoś takiego człowiek nie może powiedzieć drugiemu. A on powiedział. Czy to nie świadczy o tym, że był czymś więcej niż człowiekiem?

Szczerze pragnąłem zrozumieć, lecz niczego nie pojmowałem.

– Sam widziałem, jak cierpiał i umierał na krzyżu – mówiłem.

– Cierpiał męki ludzkiej śmierci. Pot ściekał z niego, gdy wił się w konwulsjach na krzyżu, krew i woda wypłynęły z jego serca przebitego włócznią przez legionistę. Nie zstąpił z krzyża. Nie przyszli aniołowie, aby ukarać jego oprawców.

Maria zakryła twarz ręką i wy buchnęła płaczem. Marta patrzyła na mnie z wyrzutem. Wiem, że okazałem brak serca, tak realistycznie opisując cierpienie Mistrza. Ale chciałem dotrzeć do sedna rzeczy.

– Przyszedł na świat jako człowiek i jako człowiek żył pośród nas – szepnęła Maria. – Ale dokonywał czynów, których człowiek nie potrafi dokonać. Odpuszczał grzechy tym, którzy w niego uwierzyli. Z martwych powstał, abyśmy nie musieli się o niego martwić. Ale to wszystko jest jeszcze okryte tajemnicą, której nie umiemy wyjaśnić.

– Chcesz, abym uwierzył, że był równocześnie człowiekiem i Bogiem? – spytałem. – Nie mogę w to uwierzyć. Mógłbym zrozumieć Boga, który uczestniczy we wszystkich wydarzeniach i jest cząstką każdego z nas. Ale Bóg to Bóg, a człowiek to człowiek.

– Na próżno chcesz mnie wprowadzić w pomieszanie – zaprotestowała Maria. – Wiem to, co wiem, i czuję to, co czuję. Ty też się domyślasz, chociaż nie rozumiesz. Inaczej nie przyszedłbyś do nas pytać o drogę. Jak możesz rozumieć, skoro i my nie rozumiemy? Wierzymy tylko, bo nie możemy nie wierzyć.

– Wierzycie, boście go kochali – powiedziałem cierpko. – Z pewnością był niezwykłym człowiekiem i wielkim nauczycielem. Ale trudno go kochać jedynie na podstawie tego, co się usłyszało.

– Ale masz szczere chęci – powiedziała Maria. – Gdyby nie to, anibym cię nie wysłuchała, ani nie odpowiadała na twoje pytania. I dlatego jeszcze coś ci powiem. Wpajano nam treść Pisma: „Kochaj Boga ze wszystkiego serca twego, a bliźniego swego jak siebie samego". W nim miłujemy naszego Boga, który go wysłał.

Myśl, że Boga w ogóle można miłować, była dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Mogę zrozumieć bojaźń, strach i szacunek, ale nie miłość! Potrząsnąłem głową. Ta nauka przeszła moje oczekiwania.

Moim zdaniem jest absolutnym nonsensem kochać bliźniego jak siebie samego, ponieważ ludzie bywają dobrzy i źli.

– Kto jest moim bliźnim? – spytałem z niedowierzaniem.

– On nauczał – wyjaśniła Maria – że bliźnim jest każdy człowiek, nawet Samarytanin, którego my, dzieci Izraela, uważamy za nieczystego. Złem nie można odpowiadać na zło. Jeśli ktoś uderzy cię w policzek, odwróć się nadstawiając mu drugi.

– Dość już tego! – podniosłem obydwie ręce w proteście.

– Nigdy nie słyszałem głupszej nauki! Przecież człowiek nie może jej realizować! Ale ty, piękna niewiasto, nauczasz mnie lepiej niż nauczyciel Izraela, Nikodem.