Выбрать главу

– Czyś ty postradał nie tylko oczy, ale i rozum? Przecież to bogaty cudzoziemiec! Jakże taki mógłby być uczniem Nazarejczyka? On nie jest Galilejczykiem, to widać po jego twarzy.

Jeden przez drugiego zaczęli szlochać, wyciągać błagalnie ręce i demonstrować swoje kalectwo. Rozdzieliłem między nich parę groszy, a potem zdjąłem zabrudzony płaszcz, narzuciłem go na ślepca i śmiejąc się głośno powiedziałem:

– Masz ten płaszcz, który tak chciwie obmacywałeś. Niech ci się w życiu przyda, abyś nie marzł, jeśli kiedyś zostaniesz na noc przy drodze, bo nie znajdzie się nikt, kto by cię odprowadził.

– No, czy teraz wierzycie, że jest opętany?! – ślepiec wygrażał pięściami i krzyczał do swych towarzyszy. – Gdybym go uderzył w jeden policzek, on nadstawiłby mi drugi! Taki jest głupi!

Te słowa zwiększyły mą radość. Być może wypełnianie nauk Jezusa Nazarejskiego nie jest aż tak niemożliwe, jak początkowo myślałem, bo oto gdy spróbowałem odpłacić dobrem za zło, ogarnęła mnie radość i uczucie pewności, że tak właśnie należy postępować. Gdybym pobił ślepca albo oskarżył go przed wartownikami, wówczas wyrządziłbym większe zło, niż mnie wyrządzono.

Żebracy przypochlebnie wtórowali mi śmiechem i tłumaczyli swemu kamratowi:

– Ależ on nie jest opętany, tylko pijany, nie widzisz tego? Tylko pijany mógł oddać ci ściągnięty z własnych pleców płaszcz! Tylko ten, kto ma w czubie, mógł cię prowadzić do miasta i śmiać się, gdy mu ubliżałeś.

W pewnym sensie mieli rację, choć to nie wino, a jakieś nieziemskie upojenie szumiało mi w głowie i zmuszało do głośnego śmiechu; przez to upojenie nie wstydziłem się ludzkich spojrzeń, kiedy szedłem przez miasto jedynie w tunice. Powtarzałem w duchu, że przecież wszystko można było wcześniej przygotować, tylko nie ten wyschnięty ser, który wytropił ślepiec w stercie identycznych okrągłych kamieni.

Żona syryjskiego handlarza aż klasnęła w ręce, ujrzawszy mnie wchodzącego do domu w samej tunice, a mój gospodarz bardzo się przestraszył, bo sądził, że dostałem się w łapy rozbójników. Ale ja tylko się śmiałem, gdy zaś wysłałem go, by kupił mi nowe szaty, uspokoił się i też myślał, że się upiłem i gdzieś zgubiłem płaszcz.

Wielokrotnie prosząc mnie o wybaczenie, przyniósł bardzo ładny pasiasty płaszcz wełniany, ozdobiony w rogach maleńkimi frędzelkami. Skubał i miętosił materiał, aby zademonstrować, że to doskonała i bezbłędnie ufarbowana judejska wełna. Zapewnił mnie również, że wytargował dla mnie przystępną cenę, i wyjaśnił:

– To żydowski płaszcz, bo gdybym chciał kupić zagraniczny, musiałbym iść aż na forum i zapłacić wielokrotnie drożej. Te frędzelki można obciąć, chociaż nikt nie zabroni ci ich nosić, zwłaszcza jeśli nadal będziesz zapuszczać brodę. Sam też się boję i szanuję Boga Izraela. Niekiedy chodzę do przedsionka Świątyni i składam dar w puszce ofiarnej, żeby mi handel dobrze szedł.

Spoglądał na mnie z chytrym uśmieszkiem w czarnych oczach i dokładnie rozliczył się z pieniędzy, kładąc po jednej monecie na mojej dłoni. Chciałem mu zapłacić za usługę, ale zaprotestował podniesieniem ręki i rzekł:

– W żadnym wypadku nie wezmę od ciebie ani grosza, bo sklepikarz zapłacił mi już za pośrednictwo. Jesteś dziś zbyt hojnie nastawiony, więc nie wychodź wieczorem z domu. Idź do pokoju i śpij, aż wytrzeźwiejesz. Przedtem zjedz zupę, którą ugotowała moja żona. Ona dodaje dużo cebuli i takie przyprawy, że jutro głowa nie będzie cię bolała. – Ponieważ się nie ruszałem z miejsca, zaniepokojony pokręcił głową, rozłożył ręce i zawołał: – Dobrze już, dobrze, życzę ci jak najlepiej. Skoro jednak tak bardzo chcesz, poślę syna, żeby kupił jeszcze miarkę słodkiego wina, ale proszę, nie pij więcej i nie łaź nocą po schodach. Jeszcze złamiesz kark albo wpadniesz w złe towarzystwo.

Usiłowałem się bronić i mamrocząc wyjaśniałem, że wcale nie jestem pijany. Wzniósł ręce w geście rozpaczy i rzekł:

– Twarz ci płonie, a oczy błyszczą, więc niech będzie, jak chcesz. Poślę po młodą niewiastę, która obcuje z cudzoziemcami. Ale ona może przyjść dopiero po zmroku, inaczej straciłaby dobrą opinię. Weź się w garść do jej przyjścia. Ona zatrzyma cię w łóżku, zaśniesz jak niemowlę. Nie potrafi grać ani śpiewać, ale jest zdrowa i pięknie zbudowana, na pewno uśpi cię bez śpiewania kołysanek.

Był głęboko przekonany, że mnie rozumie i wie, czego potrzebuję. Z wielkim trudem udało mi się wyperswadować te pomysły. Ku jego zadowoleniu położyłem się, osobiście okrył mnie nowym płaszczem. Po pewnym czasie jego córka przyniosła parującą misę z treściwą zupą. Osłaniając ręką usta i wstydliwie chichocząc patrzyła, gdy jadłem. Pikantna zupa aż paliła w gardle, a dzięki jej ciepłu jeszcze wzrosło we mnie zawrotne wrażenie dobrego samopoczucia.

Dziewczyna napełniła dzban wodą, lecz po jej wyjściu nie mogłem wytrzymać w łożu. Cichutko, na palcach wyszedłem na płaski dach, nad którym płonęły gwiazdy; otulony nowym płaszczem słuchałem milknących odgłosów miasta i oddychałem rześkim powietrzem. Od czasu do czasu delikatny powiew wiatru musnął rozpaloną twarz, a mnie się wydawało, że to nie wiatr, ale czyjaś niewidzialna ręka. Drżał we mnie czas ziemski i padał wokół pył ziemny, jednakże po raz pierwszy w życiu coś mnie zapewniało, że jestem czymś więcej niż tylko prochem i cieniem. Ta świadomość uczyniła mnie cichym i pokornym. W ciemności nocy słałem modlitwę: „Zmartwychwstały synu Boga, zabierz z mego umysłu całą zbędną wiedzę. Przyjmij mnie do swojego Królestwa. Zaprowadź do jedynej drogi. Może jestem wariat, chory, zaczarowany przez ciebie. Ale wierzę, że na tym świecie nie ma większego niż ty."

Obudził mnie rozdzierający ryk świątynnych trąb. Jutrzenka barwiła skraj nieba i pierwsze promienie słońca oświetlały odległe szczyty gór, ale miasto wciąż pozostawało pod władzą sinawej szarości. Umysł miałem jasny, choć skostniałem i dygotałem z zimna. Otuliłem się szczelnie połami płaszcza, wróciłem do pokoju i wśliznąłem się do łoża. Chciałem się wstydzić nocnych rozmyślań, lecz nie potrafiłem. Stan upojenia przeszedł, ale nadal byłem jakby natchniony. Dlatego siedziałem w domu i spokojnie hodowałem brodę, beznamiętnie opisując w dzienniku wszystko, co mi się ostatnio wydarzyło. Kiedy skończę, pójdę do Bramy Wodnej. Gdzieś we mnie tkwi przekonanie, że wszystkie moje dotychczasowe i przyszłe przeżycia mają swój cel, że ktoś je dla mnie zaplanował, i to przekonanie napawa mnie poczuciem bezpieczeństwa. Może pisałem o bzdurach, ale nie wstydzę sjęlani jednego słowa.

LIST SZÓSTY

Marek do Tulii.

Pozdrawiam Cię jak obcą mi przeszłość. Nasze gorące noce w Bajach wspominam jak coś, co wydarzyło się komu innemu. To było zaledwie rok temu, a jakby już minęły długie lata. Kilka ostatnich dni było dla mnie latami. Oddaliłem się od Ciebie, zmieniłem, jestem innym Markiem. Już byś mnie nie rozumiała. Gdy myślę o Tobie, wydaje mi się, że ironicznie uśmiechasz się, czytając moje wyznania.

Żyjesz w świecie, który kiedyś i dla mnie był ważny. Obserwujesz, kto Cię wita i jak. Dobierasz starannie biżuterię, którą masz założyć na wieczorne przyjęcie urządzone dla uradowania przyjaciół, a ta staranność ma doprowadzić do wściekłości zawistnych lub rozdrażnionych wrogów. Gładkie ciało otulasz cieniutkim jedwabiem. W oszlifowanych płytach marmurowych ścian studiujesz własną sylwetkę. Ostro karcisz niewolnicę, która źle utrefiła Ci włosy. Wieczorem uśmiechasz się lekko, wznosząc toast czarą wina i udając, że słuchasz wywodów filozofów czy historyków, lub zachwycasz się najnowszymi piosenkami; zawieszasz pantofelek na czubku palców, aby każdy, kto siedzi obok, dostrzegł, jak maleńkie i białe są Twoje stopy. Pozornie słaba, jesteś jednak mocna i wytrzymała. Kierowana żądzą użycia, potrafisz całe noce wytrwać w skwarnym Rzymie. W doborowym towarzystwie od niechcenia spożywasz ostrygi i owoce morza, jakby od tego zależało Twoje życie. A jeśli znużysz się igraszkami miłosnymi, zażądasz pokrzepiającego posiłku, aby móc kontynuować rozkosz.