Выбрать главу

Żydzi nienawidzą teatru, podobnie jak i innych wymysłów greckich z wodociągami włącznie. Arystokracja żydowska nie jest na tyle liczna, by zapełniła teatr. Dlatego trupa aktorska planuje pojechać na drugą stronę Jordanu, do miejsca wypoczynku dwunastego legionu rzymskiego. Publiczność tamtejsza jest wprawdzie ordynarna, ale zawsze zapełnia widownię. Możliwe też, że uda im się wystąpić w stolicy księstwa Galilei, w Tyberiadzie; w drodze powrotnej będą próbować szczęścia w rzymskiej Cyrenie na wybrzeżu judejskim.

Pogawędziliśmy szczerze z Myriną w ciągu dnia, a w nocy przyszła do mojej koi i cichutko powiedziała, że gdyby nie musiała, nigdy by się do mnie nie zwróciła, bo jest dziewczyną uczciwą, ale naprawdę musi kupić nowe buty i suknie niezbędne do występów, więc czy mogę jej dać kilka srebrnych grosików?

Po omacku znalazłem w sakiewce ciężką monetę i dałem dziewczynie dziesięć drachm. Była naprawdę oszołomiona. Obejmowała mnie i całowała, powtarzając, że nie może mi się oprzeć i niechże z nią zrobię, co tylko chcę. Kiedy zorientowała się, że niczego od niej nie oczekuję, bo w Aleksandrii kobiet miałem do przesytu, spytała niewinnie, czy może wolę jej brata, który jeszcze nie ma zarostu. Taka wyuzdana grecka miłość nigdy mnie nie interesowała, chociaż kiedyś, jeszcze na Rodos, miałem w ławie szkolnej platonicznego idola. Kiedy dziewczyna upewniła się, że wystarcza mi jej przyjaźń, doszła do wniosku, że z jakiegoś powodu złożyłem czasowy ślub czystości, i więcej mi się nie narzucała.

W rewanżu za pieniądze zaczęła mówić o cnocie Żydów i zapewniła, że wykształceni Żydzi nie uważają nierządu z cudzoziemką za grzech. Nierządu z Żydówką prawo im zabrania. Dla potwierdzenia swoich słów szeptem opowiedziała mi kilka pikantnych historyjek, ale nie wierzę w ich prawdziwość. W czasie studiów i stosunków towarzyskich w Aleksandrii nauczyłem się szacunku dla Żydów.

Na wschodzie majaczyły góry Judei, morze lśniło diamentami; Myrina zwierzała się mnie, staremu przyjacielowi, ze swoich marzeń. Rozumiała, jak krótki jest blask kariery tancerki. Zamierzała zebrać pieniądze i w przyszłości w jakimś mieście nad brzegiem morza założyć skromną perfumerię i lupanar. Niewinnym wzrokiem wpatrywała się we mnie tłumacząc, że czas oczekiwania na realizację tego planu byłby krótszy, gdyby los się do niej uśmiechnął i znalazła sobie bogatego kochanka. Z całego serca życzyłem jej tego.

Czy to dzięki ofierze kapitana, czy przez pomyślny zbieg okoliczności, a może za sprawą natarczywych modłów żydowskich pielgrzymów, na trzy dni przed świętem Paschy, głodni, spragnieni, brudni i pokąsani przez robactwo, ale cali i zdrowi dotarliśmy do portu w Joppie. Święto przypadało w tym roku w dzień szabatu, było więc tym bardziej uroczyste. Żydom tak się spieszyło, że z ogromną niecierpliwością przyszykowali koszerny posiłek, który spożyli swym gronie, i jeszcze przed nocą ruszyli w stronę Jeruzalem. Noc była zresztą spokojna, niezliczone gwiazdy płonęły nad morzem, a poświata księżyca ułatwiała drogę. Port aż po brzegi zapchany był łodziami, nie brakowało też dużych statków z Italii, Hiszpanii i Afryki. Jeśli wcześniej do mnie nie dotarło, to teraz zrozumiałem dokładnie, że dla armatorów całego świata żydowskie umiłowanie Świątyni jest równoznaczne z dochodowością ich przedsięwzięć.

Wiesz, Tulio, że nie jestem odludkiem, nie miałem ochoty na przyłączenie się do greckiej trupy aktorskiej, kiedy razem z nimi schodziłem raniutko ze statku, chociaż bardzo o to prosili; liczyli, że znajdą we mnie opiekuna, bo nie mieli w swym gronie nikogo miejscowego. Ale ja postanowiłem, że w Joppie spokojnie dokończę ten list, który rozpocząłem na statku dla szybszego spędzenia czasu, abyś wiedziała, jakie przygody trafiały mi się w czasie tej męczącej podróży.

Wynająłem więc dla siebie gościnny pokój i gdy już nieco odpocząłem, zabrałem się za list. Wziąłem kąpiel, szczodrze obsypałem całe ciało środkiem przeciwko pasożytom, a odzież, którą nosiłem na statku, podarowałem biedakom; zauważyłem, że się wprost przerazili, kiedy chciałem ją spalić. Zaczynam czuć się jak dawniej, pozwoliłem sobie utrefić i namaścić włosy i kupiłem nowe szaty. Dzięki prostocie moich zwyczajów nie mam zbyt wielu rzeczy: tylko spore zapasy czystego papirusu i przybory do pisania oraz drobne pamiątki z Aleksandrii, które w miarę potrzeby będę wręczał w charakterze upominków.

Na bazarze w Joppie oferuje się różne środki transportu do Jeruzalem, zarówno dla szlachetnie urodzonych, jak i dla pospólstwa. Mogłem wynająć dla siebie lektykę z eskortą, mogłem jechać w powoziku ciągnionym przez parę mułów albo skorzystać z grzbietu prowadzonego przez przewoźnika wielbłąda. Ale pisałem Ci już, że największym luksusem jest samotność. Dlatego zamierzam jutro wynająć osła, objuczę go tym drobnym bagażem, bukłakiem z winem i zapasem jedzenia i ruszę piechotą do Jeruzalem, jak robią zwykli pielgrzymi. Po gnuśnym życiu w Aleksandrii taki wysiłek cielesny jest jak najbardziej wskazany, a nie muszę się obawiać złoczyńców, bo droga zapchana jest pątnikami spieszącymi na święto Paschy, ponadto strzeżona przez patrole dwunastego legionu.

Ja, Tulio, moje kochanie, nie dlatego opowiadam ci o Myrinie czy innych kobietach z Aleksandrii, żeby Cię obrazić lub wzbudzić Twoją zazdrość. Choć mogłabyś trochę pocierpieć, nawet poczuć kłujący ból z mego powodu! Obawiam się jednak, że jesteś po prostu zadowolona, skoro tak sprytnie uwolniłaś się ode mnie. Nie znam Twoich myśli, może naprawdę coś Ci przeszkodziło w podróży? Dlatego klnę się, że najbliższej jesieni znów będę na Ciebie czekał w Aleksandrii aż do końca sezonu żeglugowego. Zostawiłem tam wszystkie swoje rzeczy, nie wziąłem ze sobą ani jednej księgi. Gdybyśmy się minęli na przystani, to mój adres otrzymasz w kantorze rzymskiego armatora albo od mojego bankiera; serce mi jednak podpowiada, że następnej jesieni, podobnie jak ubiegłej, będę obecny przy przybijaniu każdego statku z Italii.

Nie jestem pewien, czy zechcesz przeczytać ten list do końca, choć starałem się pisać tak barwnie, jak tylko potrafię. W gruncie rzeczy

– i można to wysnuć z tego listu – jestem w nastroju poważnym. Przez całe życie oscylowałem między Epikurem a filozofią stoików, między uciechami życia a wstrzemięźliwością. Zmęczył mnie zbytek rozkoszy w Aleksandrii, jej nędzne uciechy dla ciała i umysłu. Ty wiesz i ja doskonale rozumiem, że rozkosz i miłość to dwie zgoła różne sprawy. Do rozkoszy można przywyknąć jak do biegania czy pływania, rozkosz wprawia człowieka w przygnębienie. Natomiast niezmiernie rzadko spotyka się osobę, dla której człowiek przyszedł na świat. Ja się dla Ciebie, Tulio, narodziłem – i moje głupie serce zapewnia, że i Ty dla mnie zostałaś poczęta. Przypomnij sobie noce w Bajach, gdy kwitły róże…

Nie traktuj tylko zbyt poważnie wszystkiego, co pisałem o przepowiedniach. Pamiętam wciąż, co wyszeptałaś na pożegnanie dumnymi ustami: „Marek jest wciąż tym samym niepoprawnym marzycielem". Ale czybyś mnie kochała, gdybym taki nie był? Jeśli jeszcze w ogóle mnie kochasz…

Joppa jest prastarym miastem portowym, zamieszkanym głównie przez Syryjczyków. Ale kiedy pochłonięty byłem pisaniem do Ciebie, dobrze mi tu było. Tulio, moja miłości, nie zapomnij o mnie. List ten biorę ze sobą i wyślę go z Jeruzalem, ponieważ statki wracają do Brundyzjum dopiero po żydowskich świętach Paschy.

LIST DRUGI

Marek do Tulii.