Szczelniej owinął się płaszczem, aby nie dotknąć mnie bodaj jego frędzlem. Poczułem się urażony i powiedziałem:
– Muszę to wyjaśnić.
– Pilnuj lepiej swego nosa! – ostrzegł mnie, groźnie spoglądając.
– Na pewno nie należysz do tych, których podburzył. Nie ma go co żałować, to wichrzyciel i buntownik, gorszy niż wiszący po obu jego stronach złoczyńcy.
Wtedy całe moje przygnębienie i smutek wyładowałem w gniewie. Szarpnąłem go i – zapominając zarówno o osiołku, jak i o swojej pozycji – pobiegłem do setnika, wskazałem go palcem i krzyknąłem na wszelki wypadek po łacinie:
– Jestem obywatelem rzymskim, a ten Żyd mi grozi!
Mimo ciemności setnik przyjrzał mi się badawczo, po czym znudzony westchnął i pobrzękując zbroją wyszedł kilka kroków przed tłum, który musiał się cofnąć i zrobić miejsce przed krzyżami. Aby udowodnić własną ogładę, przywitał mnie po łacinie, ale zaraz przeszedł na grekę:
– Bracie, nie denerwuj się – rzekł. – Jeśli jesteś rzeczywiście obywatelem, to twemu dostojeństwu nie przystoi wszczynać awantury z Żydem, i to w przeddzień szabatu.
Potem odwrócił się do tłumu i wyraźnie nie chcąc adresować swoich słów ani do przedstawicieli władz, ani do uczonych, krzyknął:
– Wynocha stąd i jazda do domu! Dość mielenia ozorem! Żadnego cudu nie będzie! Lepiej idźcie do swych baranich pieczeni i żeby wam kości w gardle nie stanęły!
Z jego słów wywnioskowałem, że w tłumie, oprócz miotających obelgi, znajdowali się i tacy, którzy mieli nadzieję, że ich król mocą swoją zstąpi z krzyża, i oczekiwali tego cudu, choć trzymali się na uboczu, widocznie obawiając się starszych gminy i uczonych w Piśmie. Kilka osób posłuchało setnika i oddaliło się w stronę miasta. Zator na drodze został rozładowany.
Setnik protekcjonalnie trącił mnie pod bok i zaproponował:
– No chodź, łykniemy wina. Nie obchodzi mnie, co tu się dzieje, jestem na służbie. Żydzi zawsze zabijali swoich proroków. Oni się uparli, żeby przy pomocy Rzymian ukrzyżować tego swojego króla, ale nie widzę powodu, abym ja miał kłaść głowę pod topór!
Wyprowadził mnie za krzyże, gdzie leżało odzienie ukrzyżowanych. Właśnie żołdacy rozdzielili je między siebie i każdy związał swój węzełek. Setnik podniósł z ziemi bukłak wina i poczęstował mnie. Nie wypadało odmówić, więc pociągnąłem łyk żołnierskiego cienkusza. Setnik też wypił i powiedział:
– Najlepiej byłoby się zalać. Na szczęście mam służbę tylko do wieczora. Jest wigilia szabatu, a Żydom nie wolno zostawiać ciał na noc… Całe Jeruzalem jest jak gniazdo jadowitych węży. Im lepiej poznaję Żydów, tym bardziej jestem przekonany, że najlepszy Żyd to nieboszczyk. Dlatego dobrze, że w przeddzień ich święta wiszą tu ci zbrodniarze, bo to jest ostrzeżenie dla innych, by nie wzniecali rozruchów. Ale ten w środku był człowiekiem niewinnym i prorokiem.
Ciemności wciąż trwały; od czasu do czasu niebo purpurowiało i znowu stawało się czarne. Powietrze było gorące jak ogień i tamowało dech.
– Wiatr pustynny przyniósł mnóstwo piachu ze wschodu. – Setnik spojrzał na niebo. – Ale tak niesamowitej chmury w swoim życiu nie widziałem. Gdybym był Żydem, uważałbym, że słońce schowało twarz ze zgrozy, a niebo boleje nad haniebną śmiercią syna Bożego. Bo właśnie ten Jezus twierdził, że jest synem Boga.
Nie okazywał mi specjalnego szacunku, ale spostrzegłem, że po ciemku szacuje moje szaty i przygląda się twarzy, próbując odgadnąć, kim właściwie jestem. Usiłował się roześmiać, ale wcale mu to nie wychodziło, więc znów się odwrócił i patrzył w niebo.
– Zwierzęta też są niespokojne. Psy i lisy uciekają na wzgórze, a wielbłądy od rana stają dęba przy bramie i nie chcą wjeżdżać do Jeruzalem. To fatalny dzień dla całego miasta.
– Fatalny dla całego świata – potwierdziłem, wiedziony przeczuciem.
Setnik drgnął przestraszony, podniósł ostrzegawczo rękę i rzekł, jakby szukając usprawiedliwienia:
– To problem żydowski, a nie rzymski. Prokurator nie chciał go skazać, lecz uwolnić. Ale tłum skandował chórem: ukrzyżować, ukrzyżować! Sanhedryn zagroził skargą do cesarza, że prokurator popiera buntowników. Dlatego namiestnik umył ręce w misce ofiarnej, żeby się oczyścić od niewinnej krwi. Żydzi wściekle wyli i krzyczeli, że krew proroka biorą na swoje głowy.
– A kto obecnie jest prokonsulem w Judei? Powinienem to wiedzieć, ale jestem w mieście obcy. Przybywam z Aleksandrii, gdzie całą zimę studiowałem księgi.
– Poncjusz Piłat – popatrzył na mnie z wyższością; wziął mnie chyba za wędrownego sofistę.
– Ależ ja go znam! – krzyknąłem zaskoczony. – A przynajmniej jego żonę poznałem w Rzymie. Czy nie jest nią Klaudia Prokula?
Swego czasu byłem gościem w domu Prokulów w Rzymie i słuchałem nudnej opowieści o ich zasługach w Azji. Wino jednak i całe przyjęcie było wspaniałe. Z przyjemnością też rozmawiałem z Klaudią Prokulą, choć była ode mnie dużo starsza. Wyglądała na wrażliwą niewiastę i oboje stwierdziliśmy, że musimy się ponownie spotkać. Nie było to tylko takie zdawkowe powiedzenie. Mimo to więcej jej nie widziałem. Jak przez mgłę pamiętam, że zachorowała i wyjechała z Rzymu. Ty, Tulio, jesteś o tyle od niej młodsza, że raczej jej nie pamiętasz. Bywała na dworze cesarskim, zanim Tyberiusz wyjechał na Capri.
Na chwilę zapomniałem o otoczeniu i wróciłem do czasu młodości pierwszych rozczarowań. Dopiero setnik brutalnie ściągnął mnie na ziemię:
– Jeśli jesteś przyjacielem prokonsula, obywatelem rzymskim i obcym w mieście, to serdecznie zapraszam, spędź święto Paschy wśród Rzymian. W czasie świąt religijnych Żydzi są strasznie rozdrażnieni. Dlatego prokonsul chwilowo przeniósł swoją siedzibę z Cezarei do Jeruzalem, żeby od razu na miejscu gasić ewentualne zaburzenia. Teraz, gdy ukrzyżowali tego proroka, może będą trochę spokojniejsi, choć za to nie można ręczyć. Jego zwolennicy pochowali się i raczej będą cicho, bo przynajmniej ten z krzyża już nie zejdzie.
Podszedł do krzyża, uważnie przyjrzał się królowi w cierniowej koronie i obydwu pozostałym łotrom i fachowo stwierdził:
– On wkrótce umrze. Żydzi srogo się z nim obchodzili po schwytaniu, gdy go prowadzili do swojej Rady. Rzymskim zwyczajem prokonsul kazał go wychłostać, żeby tłum się nad nim zlitował i żeby trochę przyspieszyć jego śmierć. Jak wiesz, solidna chłosta przed ukrzyżowaniem jest aktem miłosierdzia. A tamtym dwóm zaraz połamie się kości goleniowe, żeby nie mieli wsparcia w nogach, więc uduszą się gdzieś pod wieczór.
W tym momencie rozległ się straszliwy ryk zwierząt. Nigdy takiego nie słyszałem. Ciemność zastąpiła falująca purpurowa poświata, tłum zakołysał się w trwodze. Także mój osiołek się spłoszył i – choć objuczony bagażami – ruszył truchtem w drogę powrotną. Jacyś obcy ludzie zatrzymali go, a on wyciągnął łeb i zaryczał przeraźliwym głosem, jakby chciał przekazać trwogę żywego stworzenia. Skoczyłem szybko na drogę. Osiołek już nie brykał, ale drżał na całym ciele i zlany był potem. Chciałem go poklepać i uspokoić, lecz potulne zazwyczaj bydlę z gniewem wykręciło szyję i omal mnie nie ugryzło! Jakiś człowiek powiedział, że dzisiaj wszystkie zwierzęta zachowują się jak wściekłe, że to się zdarza, kiedy wieje wiatr pustynny.
Podszedł do mnie zaalarmowany rykiem dozorca oślich przewoźników, obejrzał uprząż, znaki na uszach osiołka i rzekł ze złością:
– To nasze zwierzę. Coś ty mu zrobił? Będzie cię drogo kosztowało, jeśli się rozchoruje i trzeba go będzie zabić!