Beefy wytrzeszczył oczy w osłupieniu.
– Czarownica? – powtórzył. – To… zadziwiające!
– Dlaczego? – zapytał jego wuj. – Wolisz wersję z helikopterem?
– Dziwne, że powiedziałeś o czarownicy. Przed pójściem na basen, przeczytałem fragment rękopisu, w którym przedstawiono szaleńcze plotki o ludziach Hollywoodu. Panna Bainbridge opisuje na przykład przyjęcie u reżysera Aleksandra de Champleya. Pisze, że uprawiał czarną magię i nosił pentagram Szymona Magusa. W manuskrypcie był rysunek pentagramu – Beefy wyjął z kieszeni pióro i zaczął szkicować na odwrocie koperty: – Gwiazda pięcioramienna w kole. Bainbridge pisze, że była złota, a krąg wokół niej wysadzany rubinami. Słyszałem o Szymonie Magusie. Był czarownikiem w starożytnym Rzymie i ludzie wierzyli, że potrafi fruwać!
– Wspaniale! – zawołał wuj Will. – Stary przyjaciel Madeline Bainbridge ubrał się w pentagram Szymona Magusa i przyfrunął tu zabrać rękopis, żebyśmy nie odkryli, że jest złym czarownikiem.
– Jeżeli ktoś tu przyfrunął, to nie był na pewno Aleksander de Champley. Umarł dziesięć lat temu – powiedział Jupe. – Czy w rękopisie były jeszcze jakieś inne elektryzujące historie?
Beefy potrząsnął głową.
– Nie wiem! Przeczytałem tylko tę anegdotę. Zupełnie możliwe, że Madeline Bainbridge zna sekrety wielu osobistości Hollywoodu.
– To więc może być powodem kradzieży – powiedział Jupiter. – Ktoś z jej znajomych chciał zapobiec publikacji jej wspomnień!
– Ależ skąd ta osoba mogła wiedzieć, że rękopis jest tutaj? – zapytał Beefy.
– To proste! – Jupe ze zmarszczonym w skupieniu czołem zaczął chodzić po pokoju. – Beefy, zeszłego wieczoru zatelefonowałeś do Marvina Graya, żeby mu powiedzieć, iż manuskrypt jest bezpieczny u ciebie. Oczywiście Gray powtórzył to Madeline Bainbridge. Następnie Bainbridge zatelefonowała do któregoś z przyjaciół lub postąpił tak Gray. No i wiadomość się rozeszła.
– To nie panna Bainbridge rozgłosiła tę wiadomość – powiedział Beefy. – Marvin Gray mówił, że ona nie używa telefonu. Ale istotnie Gray mógł komuś o manuskrypcie powiedzieć, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Poza tym sekretarka panny Bainbridge wciąż z nią mieszka. Nazywa się Klara Adams. Ona mogła opowiedzieć komuś o całej sprawie.
– Oczywiście. Beefy, czy mógłbyś zaaranżować spotkanie z panną Bainbridge? – zapytał Jupe. – Zapytałbyś ją, o kim pisze w swoich wspomnieniach!
– Nie zgodzi się. Nie widuje się z nikim. Warunki umowy uzgadnia Marvin Gray.
– Porozmawiaj więc z Grayem – napierał Jupe. – Musiał czytać rękopis.
Beefy jęknął.
– Ale ja nie chcę rozmawiać z Grayem. Będzie się dopominał o zaliczkę, a ja nie mogę mu jej dać, póki nie przeczytam tekstu. Jak się dowie, że go nie mam, dostanie ataku serca!
– Więc mu tego nie mów. Powiedz, że w razie publikacji mogą wyniknąć pewne problemy prawne i że twój adwokat musi się co do tego upewnić, nim wypłacisz zaliczkę. Zapytaj go, czy panna Bainbridge ma dowody na poparcie historii, o których pisze. Spytaj, czy ona lub Klara Adams pozostają wciąż w kontakcie z kimś spośród dawnych znajomych.
– Nie mogę tego zrobić – powiedział Beefy. – Na pewno zawalę sprawę. Gray od razu się domyśli, że coś jest nie w porządku.
– Weź ze sobą Jupe'a – zaproponował Pete. – Jest mistrzem w wyciąganiu informacji z ludzi. Nawet nie wiedzą, kiedy mu ich udzielają.
Beefy popatrzył na Jupitera.
– Potrafisz to zrobić?
– Zazwyczaj mi się udaje.
– Świetnie – Beefy wyjął z kieszeni notesik i podszedł do telefonu.
– Nie dzwonisz chyba do Marvina Graya? – zapytał go wuj.
– Oczywiście, że dzwonię. Jupe i ja zamierzamy się z nim zobaczyć dzisiejszego popołudnia.
Rozdział 5. Lasek, w którym straszy
– Worthington powiedział mi, że działacie zespołowo – mówił Beefy Tremayne, gdy jechali z Jupe'em na północ autostradą Nadbrzeżną. – Bob jest podobno dobry w zbieraniu odpowiednich materiałów; Pete jest siłaczem, a ty jesteś mistrzem w wyszukiwaniu poszlak i odgadywaniu ich znaczenia. Mówił też, że jesteś kopalnią wszelkich informacji.
– Lubię czytać i na szczęście pamiętam większość tego, co przeczytałem – odparł Jupiter.
– To bardzo dobrze. Trudno o bardziej przydatne zdolności.
Samochód zwolnił i tuż za nadmorską miejscowością Malibu zjechali na boczną szosę. Beefy milczał, gdy samochód pokonywał kolejne wzgórza. Po pięciu minutach skręcili z wijącej się górskiej szosy na wąską, żwirowaną drogę. Niecały kilometr dalej wóz zatrzymał się przed wiejską bramą. Napis na niej głosił, że przybyli na ranczo Półksiężyc.
– Nie wiem, czego właściwie oczekiwałem, ale zapewne nie tego – powiedział Beefy.
– Rzeczywiście wygląda bardzo pospolicie – zgodził się Jupe. – Można się było spodziewać, że stroniąca od świata słynna gwiazda filmowa mieszka w pałacowej rezydencji albo że chociaż jej posiadłość otacza wysoki mur. A ta tutaj brama nie ma nawet zamka.
Wysiadł z samochodu i przytrzymał skrzydło bramy, żeby auto mogło wjechać do środka. Wsiadł z powrotem i ruszyli drogą dojazdową, biegnącą wśród gaju cytrynowego.
– Dziwne, że kiedy Gray przyniósł wczoraj rękopis, nie wspomniał nic o sprzedaży filmów panny Bainbridge – powiedział Jupe.
– Bardzo dziwne – przyznał Beefy. – To ma duży wpływ na możliwości sprzedaży książki.
– Czy to Gray wybrał twoje wydawnictwo?
– Nie jestem pewien. Zatelefonował jakieś sześć tygodni temu i powiedział, że panna Bainbridge pragnie opublikować swoje wspomnienia. Wiadomo powszechnie, że się zajmuje jej sprawami i jak się zdaje, robi to dobrze. Nie pytałem go, dlaczego wybrał Amigos Press. Teraz się zastanawiam, czy jest rzeczywiście tak dobrym plenipotentem swej pracodawczyni. Powinien był mi powiedzieć o sprzedaży filmów.
Samochód wyjechał z gaju cytrynowego i ich oczom ukazał się biały, drewniany dom wiejski. Był duży i prosty, weranda rozciągała się wzdłuż frontowej ściany. Na stopniach werandy stał Marvin Gray, mrużąc oczy w słońcu.
– Dzień dobry – powiedział, gdy Beefy wysiadł z samochodu. – Zobaczyłem tuman kurzu, który się wzbijał za autem, kiedy pan przejeżdżał przez gaj.
Na widok Jupe'a zmarszczył lekko brwi.
– A to kto? – zapytał.
– Mój kuzyn, Jupiter Jones – Beefy poczerwieniał, recytując przygotowane wyjaśnienie. Wyraźnie nie przywykł kłamać nawet w najdrobniejszych sprawach. – Widział go pan wczoraj. Odbywa praktykę w wydawnictwie. A także uczęszcza na szkolny kurs historii kina. Sądziłem, że nie będzie miał pan nic przeciwko temu, żeby zobaczył dom Madeline Bainbridge.
– Oczywiście, że nie, ale dziwię się, że przyjechał pan tutaj dzisiaj, nazajutrz po pożarze. Sądziłem, że ma pan ważniejsze sprawy na głowie.
– Gdybym nie przyjechał tutaj, siedziałbym w domu, bolejąc nad moim spalonym wydawnictwem.
Gray skinął głową. Odwrócił się i wszedł na werandę. Następnie zamiast wprowadzić swych gości do domu, usiadł na jednym ze stojących na werandzie wiklinowych foteli i wskazał im pozostałe.
Beefy zajął miejsce.
– Proszę pana, obawiam się, że nastąpi pewna zwłoka w dostarczeniu panu czeku z zaliczką. Przejrzałem wspomnienia panny Bainbridge i znalazłem kilka anegdot, które mogą spowodować problemy prawne. W jednej, na przykład, mówi się, że pewien reżyser hollywoodzki był czarnoksiężnikiem. Wiem, że ten reżyser może zaskarżyć wydawnictwo o pomówienie. Tak więc poprosiłem mego prawnika o przejrzenie rękopisu. Tymczasem panna Bainbridge zechce nam podać nazwiska osób, które mogą potwierdzić jej opinie. I oczywiście ich adresy.