– Nie, nie wiem o nikim takim.
– A niejaki Charles Goodfellow? Czy wie pani, co się z nim stało? – zapytał Jupe.
Wzruszyła ramionami.
– Straciłam go z oczu.
– Ach, tak.
Chłopcy się pożegnali i wrócili do samochodu, w którym czekał na nich Beefy.
– Ona nie wie, jak mogłaby nam pomóc – powiedział Bob.
– Uważa, że Madeline Bainbridge zamordowała Desparta – dodał Pete. – Myślę, że ona się naprawdę boi panny Bainbridge.
– Elliott Farber to sugerował – powiedział Jupe. – Ciekaw jestem, czy Ted Finley będzie miał dla nas jakąś istotną informację.
– Ja jestem ciekaw, czy w ogóle zechce z nami rozmawiać – odezwał się Bob.
– Myślę, że zechce – odparł Jupiter. – Po kradzieży filmów Madeline Bainbridge stała się znowu postacią znaną z kroniki wydarzeń. Ted Finley nie będzie miał nic przeciw temu, że się go z nią łączy.
Jupe miał rację.
Po szybkim posiłku zatelefonował z mieszkania Beefy'ego do Teda Finleya. Na telefon odpowiedziała automatyczna sekretarka. Jupe zostawił wiadomość i Finley oddzwonił niemal natychmiast. Stary aktor był wesoły i chętny do rozmowy. Szybko przyznał, że zgromadzenie czarownic i czarowników istniało, i że był on jego członkiem. Zaprzeczył jednak, jakoby miał jakikolwiek kontakt z Madeline Bainbridge, choć wyraził dla niej ogromny podziw.
– Nikt nie ma z nią kontaktu – mówił. – Ten jej szofer, Gray, zawojował ją kompletnie, odkąd przestała grać. Zawsze on odpowiada na telefon i zawsze mówi, że Madeline nie chce z nikim rozmawiać. Przez pewien czas starałem się ją wyciągnąć z tej kompletnej izolacji. Nic nie wskórałem i dałem sobie spokój. Może teraz, po sprzedaży filmów telewizji, sytuacja się zmieni.
– Filmy zostały skradzione – przypomniał mu Jupe. – Złodzieje żądają za nie okupu.
– Telewizja okup zapłaci. Filmy są więc bezpieczne. Spodziewam się wielu telefonów takich jak twój, kiedy tylko młodzi ludzie uzyskają szansę zobaczenia filmów z Madeline.
– Mam jeszcze jedno pytanie. Czy wie pan, co się stało z człowiekiem o nazwisku Charles Goodfellow? Jest jedyny spośród przyjaciół Madeline Bainbridge, którego losów nie mogę ustalić.
– Goodfellow? Nie, nie mogę nic o nim powiedzieć. Był taki niepozorny. Może wrócił w rodzinne strony – nie mam pojęcia, gdzie to jest – i pracuje jako urzędnik.
Jupe podziękował aktorowi i pożegnał się.
– Nie – powiedział Jupe do przyjaciół. – Nie wie i nie kontaktował się z panną Bainbridge od lat.
– Nie rozmawialiśmy jeszcze z Glorią Gibbs – przypomniał Bob. – Masz telefon maklera, u którego pracuje.
Jupiter skinął głową.
– Zatelefonuję do niej, ale myślę, że to strata czasu.
Zawiedziony i zniechęcony wykręcił numer telefonu pracodawcy Glorii Gibbs. Odpowiedziała kobieta, jak się okazało, sama Gloria. Była jeszcze mniej pomocna, niż pozostali przyjaciele panny Bainbridge i bardziej wrogo usposobiona.
– To było dawno i nie uważam, żeby mi dodawało znaczenia to, że kiedyś znałam tę jasnowłosą czarownicę – powiedziała.
– Tak, jest czarownicą – podchwycił szybko Jupe. – Pani była członkiem jej magicznego zgromadzenia, prawda?
– Tak i nudziło mnie to śmiertelnie. Nie sypiać po nocach po to tylko, żeby tańczyć w kółko przy świetle księżyca!
Oświadczyła następnie szorstko, że nie ma kontaktu z Madeline Bainbridge ani też z Charlesem Goodfellowem. Ostrym tonem oznajmiła, że Klara Adams to biedna, pognębiona przez los istota, która nikogo nie interesuje, i odłożyła słuchawkę.
– Niesympatyczna kobieta – skomentował Jupe. – Potwierdziła jednak to, co mówili inni. Zgromadzenie czarownic i czarowników istniało, ale jeśli to ono stanowi ów groźny sekret we wspomnieniach panny Bainbridge, nikogo to nie niepokoi. Nie wiadomo tylko, jak się sprawa przedstawia z Charlesem Goodfellowem, ale pozostali nic sobie z czarnoksięstwa nie robią. A więc to nie to, chyba że… – Jupe urwał i zmarszczył czoło – Jefferson Long! Jedyny, który nie chciał przyznać, że był członkiem magicznego zgromadzenia. Ale on nie mógł ukraść rękopisu. Siedział w tym czasie przed kamerą z Marvinem Grayem.
– Mógł kogoś wynająć – podsunął Pete. – Może jednak Gray napomknął mu o rękopisie. Może nawet powiedział, gdzie jest, a potem o tym zapomniał.
– To możliwe, ale mało prawdopodobne – oświadczył Jupe. – Kiedy Long miałby znaleźć czas na zaaranżowanie kradzieży, skoro właśnie wtedy prowadził wywiad? Coś jednak mnie w Longu niepokoi. Ciekaw jestem, co naprawdę o nim myślą ludzie stojący na straży prawa.
– Myślisz, że blaguje? – zapytał Pete.
– Odniosłem wrażenie, że gra jakąś rolę. Ponadto zna całą policję południowej Kalifornii. Jeśli to prawda, powinien znać komendanta Reynoldsa z Rocky Beach. Zobaczymy, co komendant ma o nim do powiedzenia. Jakoś łatwiej mi wierzyć w opinię komendanta niż w liczne plakietki i odznaczenia.
Rozdział 12. Detektyw z departamentu podpaleń
– Jefferson Long? – komendant Reynolds odchylił się na oparcie swego obrotowego krzesła. – Pewnie, że go znam. Uczestniczy w każdym zjeździe policji stanowej.
Komendant policji w Rocky Beach patrzył z zaciekawieniem na siedzących po drugiej stronie biurka Trzech Detektywów.
– Dlaczego interesuje was Long?
– Nie mogę tego dokładnie powiedzieć, by nie zawieść czyjegoś zaufania – odparł Jupe.
– Hmm! Tego rodzaju odpowiedź oznacza zwykle, że wasza firma ma klienta. Dobrze, tylko nie pakujcie się w tarapaty. Longa widywałem na zjazdach i od czasu do czasu oglądam jego program w telewizji. Facet jest w porządku. Podaje ludziom solidne informacje o przestępcach. Oczywiście, pretenduje do roli reportera śledczego. To mogłoby sugerować, że sam wykonuje pewną pracę detektywistyczną. Ale on tego nie robi. Moim zdaniem, po prostu zbiera informacje. Dostaje je od ludzi, którzy dokonali żmudnej pracy wydobycia faktów. Nie sądzę też, żeby był aż tak głęboko zainteresowany utrzymaniem prawa i porządku. Wciągnął się w ten temat ze względu na jego atrakcyjność. Chciał sobie wyrobić nazwisko i nadać rangę swoim audycjom telewizyjnym.
– Więc jest blagierem – powiedział Pete. – W jaki zatem sposób mógł dostać aż tyle nagród od wydziałów policji i urzędów szeryfa?
Komendant Reynolds wzruszył ramionami.
– Rzeczywiście, informuje publiczność o przestępstwach, takich jak oszustwa, włamania, fałszerstwo pieniędzy i tak dalej. Policja pragnie sobie zaskarbić zaufanie społeczeństwa i Long jej w tym pomaga. Zachęca ludzi do telefonowania na policję, gdy ktoś zauważy coś podejrzanego w sąsiedztwie. Tym sposobem naprawdę bardzo nam pomaga.
– Ale nie jest takim wielkim bojownikiem o ład i porządek, na jakiego się zgrywa – Jupiter z satysfakcją kiwnął głową. – Miałem uczucie, że gra pewną rolę.
– Gra ją przez dwadzieścia cztery godziny na dobę – powiedział komendant.