– Czego oni tam mogli szukać? – zastanawiał się Bob.
– To musi być coś małego – stwierdził Pete. – Mówili, że to jak szukanie igły w stogu siana.
– Niekoniecznie – powiedział Jupe. – Mamy jednak poszlakę. Przeczytaj jeszcze raz tę część o K i kicie, Bob.
– Dobra. To było mniej więcej tak: “Informacja z Dory salonu jest: DOK KIT STUK PAK EKS KRÓL”. Przypuszczam, że wszystkie te słowa zawierają celowo literę K, ponieważ dalej mówili: może być kod, albo chodzi o sześćset K. To pół miliona, Dobbsie. Kupa kitu.
– Zdaje się, że tak to brzmiało mniej więcej – powiedział Jupe. – Olsen użył też słowa depesza. Nie wiem, kto to jest Dora ani co to jest jej salon, ale wiadomość od Dory brzmi jak depesza. To typowe dla tak zwanego stylu telegraficznego. Zawarte są tylko najważniejsze słowa i wszystkie są krótkie. Co więcej, ta depesza, co często bywa, wygląda na zaszyfrowaną. Z reguły strony w interesie, który ma pozostać sekretem, ustalają tylko im znany kod czy szyfr. Zazwyczaj istnieje klucz, według którego łatwo można rozszyfrować przesyłane doniesienia.
– Zgoda, ale my nie mamy tego klucza – zauważył Pete.
– Nie sądzę, by był nam potrzebny – powiedział Jupe. – Po pierwsze, jak słusznie stwierdził Bob, wszystkie słowa zawierają literę K. Po drugie, można je łatwo przełożyć na zrozumiały język. Otrzymamy: DOK KIT STUK PAKĘ EKSPEDIOWAĆ WKRÓTCE – Jupe napisał rozszyfrowaną wiadomość dużymi literami.
– Pięknie, tylko powiedz mi jeszcze, co to znaczy – poprosił Pete.
– Nie jestem pewien, ale zaczyna mi coś świtać – Jupe wyprostował się podekscytowany. – Myślę, że ważnym słowem jest tu KIT. Olsen powiedział coś o pół milionie dolarów i dodał, że to kupa kitu. Czy to nam czegoś nie sugeruje?
– Pół miliona za kit? – dziwił się Pete. – Taki zwykły? Jak to możliwe? Kto by to chciał?
– Słowo kit ma też inne znaczenie – powiedział Jupe. – W żargonie oznacza pieniądze. Olsen i Dobbsie szukają pieniędzy! Przypuszczam, że Olsen i Dobbsie są zamieszani w jakiś lewy interes. Gadali jak gangsterzy i taka suma wygląda mi na łup!
– To tylko domysły – odezwał się Bob z powątpiewaniem. – Ale jeśli nawet są słuszne, co może oznaczać reszta depeszy?
Jupe spochmurniał.
– Nie wiem. Zapewne określa, gdzie znajdują się pieniądze. Może reszta ich rozmowy nasunie nam jakiś pomysł.
– Co więc powiesz o zdaniu, że będą mieli “obu w garści”? – zapytał Pete. – O kim mówili?
Jupe potrząsnął głową.
– Najpierw mówili o jednej osobie. Jeden z nich powiedział: “dlaczego go nie zgarniemy?” A potem Przecinek odparł, że “on musi zrobić pierwszy ruch” i że “ktoś był dzisiaj nieostrożny”.
– Kto? – spytał Pete.
Bob zajrzał do swych notatek.
– Jeśli miał na myśli wypuszczenie goryla, mógł mówić o Eastlandzie.
Jupe skrzywił się.
– Nie przypuszczam, by Eastland tak ryzykował. To prawda, że zgodnie z umową, w razie wypadku Jim Hall musiałby zapłacić Eastlandowi pięćdziesiąt tysięcy dolarów rekompensaty. Ale nie sądzę, by Eastland był aż tak głupi. Ten goryl jest zbyt niebezpieczny. Już prędzej uwierzę, że to kolejna złośliwość Hanka Mortona,
– Zgoda, ale to wszystko nie ma nic wspólnego z “kitem” – powiedział Bob. – To nas prowadzi donikąd.
Jupe w zamyśleniu stukał palcami w biurko.
– Zapominamy o pierwszym naszym zetknięciu z Olsenem – odezwał się w końcu. – Przyszedł tu, do składu, i chciał kupić klatki. A wieczorem napomknął coś o nich i… o mnie – tu Jupe skrzywił się na wspomnienie określenia go jako “grubego dzieciaka”.
– Może myśli, że znajdzie swój “kit” w klatkach – zażartował Pete.
– Nie śmiej się – powiedział Jupe. – Patrz! PAK w depeszy może oznaczać klatkę! STUKNĄĆ PAKĘ znaczy: rozwal klatkę, a znajdziesz pieniądze!
– Twoje klatki są już rozwalone – zauważył Pete. – Olsen nie zdawał się też uważać, że są wiele warte. Oferował ci za nie tylko dwadzieścia dolarów.
– Prawda, prawda – przyznał Jupe. – Nie potrafię tego wyjaśnić. Może Olsen szuka jakiejś innej klatki?
– Pewnie. Wśród szmelcu. Wymieszanej dokładnie z wrakami samochodów – powiedział Pete. – Myślę, że jesteśmy zmęczeni i gonimy w piętkę.
Jupe wstał i przeciągnął się.
– Chyba masz rację, Pete. Dajmy sobie na dziś spokój. Na razie nie doszliśmy do niczego, poza jedną pewną rzeczą.
– Jaką? – zapytał Bob.
– Że mamy do wyjaśnienia jakąś tajemnicę – odpowiedział Jupe z zadowoleniem.
ROZDZIAŁ 14. Bob dokonuje odkrycia
Następnego rana Bob wyszedł ze swego pokoju bardziej niż zwykle zamyślony. Tyle się wydarzyło poprzedniego dnia i tak niewiele z tego układało się w jakąś sensowną całość. Zastanawiał się, czy domysły Jupe'a co do znaczenia zwariowanej depeszy nie są przypadkiem całkowicie wyssane z palca,
Bob powiedział “dzień dobry” swemu tacie, ale ten mruknął tylko coś zza gazety. Był dopiero przy pierwszej filiżance porannej kawy i w związku z tym nie miał jeszcze nastroju do rozmowy. Bob rozejrzał się więc za czymś do czytania dla siebie. Gdy wyczytał już wszystko z opakowania płatków owsianych, sięgnął do biblioteczki po jedno z leżących tam pism. Ojciec Boba był dziennikarzem i często przynosił do domu gazety, wydawane w różnych częściach kraju. Mówił, że żadna gazeta nie podaje wszystkich wiadomości, a on chce wiedzieć, co w innych stanach uważa się za najważniejsze doniesienia.
Bob przewracał leniwie kartki gazety. Rzucał okiem na tytuły, czytał komiksy. Sięgnął po następną gazetę i tu jeden z artykułów przykuł jego uwagę. Była to korespondencja z Koster w Południowej Afryce. Brzmiała następująco:
Siedemdziesięciodziewięciolatek daje początek gorączce diamentów w Afryce
Nie bacząc na swych siedemdziesiąt dziewięć lat, Pieter Bester skoczył w górę z radosnym okrzykiem, porwał akt własności działki i puścił się biegiem. W ten sposób, na oczach trzech tysięcy widzów, dał początek ostatniej gorączce diamentów w Południowej Afryce. Jako pierwszy spośród stu sześćdziesięciu pięciu poszukiwaczy wpadł na teren aluwialnego pola diamentowego, które udostępniono w środę w Swartrand.
Poszukiwaczowi-weteranowi, siedemdziesięciodwuletniemu Hendrikowi Swanpoelowi, odkrywcy pola, dopisało jak zwykle szczęście. Wbijając pierwszy palik w swoją działkę, wydobył spod ziemi czterdziestoośmiokaratowy diament, który później sprzedał za czterdzieści dwa tysiące dolarów.
– Nie chcę nikogo zniechęcać – powiedział Swanpoel z uśmiechem – ale wyeksploatowałem niemal już całe złoże.
Artykuł opowiadał dalej szczegółowo o gorączce diamentów, która miała miejsce o siedemdziesiąt pięć mil na północ od Johannesburga, w rejonie znanym kiedyś jako Ziemia Diamentów.
– O rany! – wykrzyknął Bob. – Czterdzieści dwa tysiące dolarów za jeden diament! Taka forsa!
Obrócił stronę gazety i uwagę jego zwrócił inny artykuł:
Oskarżenie w sprawie klejnotów
Porto Ferraro, były pracownik Ministerstwa Kopalń w Koster w Południowej Afryce, został we wtorek postawiony w stan oskarżenia przez Sąd Najwyższy, pod zarzutem szmuglowania w ubiegłym roku diamentów do Stanów Zjednoczonych. Aresztowania dokonano na lotnisku międzynarodowym w Los Angeles. Urzędnicy celni znaleźli przy nim pięć pakietów szlifowanych diamentów, łącznej wagi sześciuset pięćdziesięciu dziewięciu karatów i wartości detalicznej około siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Oskarżenie zawiera dwa zarzuty: przemyt i uchylenie się od opłaty celnej. Każdy z nich przewiduje wyrok dwu lat więzienia i pięć tysięcy dolarów grzywny.