Выбрать главу

Pete otarł pot z czoła.

– Myślę, że już odpracowaliśmy. Mów co chcesz, ale odwaliliśmy w godzinę pracę na cały dzień.

– Co teraz, Jupe… – zaczął Bob, lecz w tym momencie dostrzegli, że nad prasą drukarską zamigotało czerwone światełko.

– Telefon! – zawołał Pete. – Może ktoś chce, żebyśmy pomogli rozwiązać jakąś tajemnicę.

– Oby! – powiedział Jupe z ożywieniem. – Od dawna nie rozwiązywaliśmy żadnej dziwnej sprawy.

Spiesznie odsunęli żelazną kratę za prasą drukarską. Skrywała ona wejście do Tunelu Drugiego, który stanowiła duża, karbowana rura. Prowadziła wprost do klapy w podłodze ukrytej przyczepy kempingowej. Mimo tuszy Jupe'a i jego narzekań, wszyscy trzej przeczołgali się błyskawicznie przez tunel i wynurzyli się z niego w małym biurze Kwatery Głównej.

Jupiter pierwszy złapał słuchawkę dzwoniącego wciąż telefonu.

– Jupiter Jones, słucham.

– Jupe, co u ciebie? – popłynął serdeczny głos z podłączonego do słuchawki głośnika.

Chłopcy popatrzyli na siebie, zdziwieni i uszczęśliwieni zarazem. Poznali głos Alfreda Hitchcocka, znanego reżysera, twórcy wielu wspaniałych dreszczowców, ich przyjaciela i mistrza. Pan Hitchcock zawierzał im często jakieś zagadkowe sprawy do rozwikłania,

– Mam nadzieję, że nie jesteście, ty i twoi przyjaciele, zbyt zajęci – mówił reżyser. – Mój przyjaciel znalazł się w kłopotach. Pomyślałem, że tylko wy możecie mu pomóc.

– Zrobimy, co w naszej mocy – odpowiedział Jupiter. – Może nam pan powiedzieć mniej więcej, o co chodzi?

– Oczywiście. Jeśli zechcecie przyjść do mnie jutro rano, wyczerpująco przedstawię wam całą sprawę.

ROZDZIAŁ 2. Sprawa lwa

Jakiś czas temu Jupiter wygrał konkurs, w którym pierwszą nagrodą była możność korzystania przez trzydzieści dni z autentycznego rolls-royce'a, wraz z szoferem. Dni te minęły już. Jednakże pewien wdzięczny klient, któremu chłopcy pomogli uzyskać olbrzymi spadek, postarał się, by rolls był do ich dyspozycji, kiedy tylko zajdzie potrzeba. Okazało się to bezcennym ułatwieniem w ich pracy detektywów. Czasami też wyprawiali się limuzyną w odwiedziny do pana Hitchcocka.

Reżyser mieszkał w górach Santa Monica, w domu, który był niegdyś restauracją U Charliego. Nowy właściciel przerobił wielki budynek i dostosował go do swoich potrzeb. Kiedy rolls skręcił na podjazd, chłopcom mignęła na moment rurka neonu wzdłuż okapu dachu – pozostałość po przeszłości.

Jupiter pochylił się do przodu i dotknął ramienia szofera, wysokiego Anglika, Worthingtona.

– Jesteśmy na miejscu. Proszę na nas zaczekać. Nie zabawimy długo.

– Doskonale – odparł Worthington. Delikatnie zatrzymał stary samochód i wysiadł, by otworzyć chłopcom tylne drzwi. – Ufam, że pan Hitchcock ma dla was interesującą misję, młodzieńcy.

– Mamy nadzieję – powiedział Bob. – Było dość nudno ostatnio. Przydałoby się trochę emocji.

Pan Hitchcock przywitał chłopców serdecznie i poprowadził do swego przestronnego gabinetu. Jedną jego ścianę stanowiło olbrzymie, panoramiczne okno, przez które rozpościerał się imponujący widok na ocean. Zasiedli wokół stołu i reżyser zapytał:

– Czy czujecie się dobrze z dzikimi zwierzętami?

Jupiter, Pete i Bob spojrzeli na niego zaskoczeni. Jupe odchrząknął.

– To zależy od rodzaju zwierząt i od odległości. Powiedziałbym, że przy zachowaniu rozsądnego dystansu i odpowiednich środków ostrożności czujemy się z nimi swobodnie i interesują nas ich zwyczaje i zachowanie.

– Jupe chce powiedzieć, że je lubimy – wyjaśnił Pete. – Powiedzieć coś po prostu, jest wbrew jego naturze.

– Ale dlaczego pan pyta? – zainteresował się Bob. – Czy to ma związek z tajemniczą sprawą?

– Być może – odparł pan Hitchcock zagadkowo. – Sprawa może nic jest tajemnicza, ale wymaga zbadania. Zachodzą bowiem pewne dziwne wypadki w miejscu, gdzie znajdują się dzikie zwierzęta. Czy słyszeliście o parku-dżungli?

– Tak, jest w dolinie koło Chatwick – odpowiedział Bob. – To rodzaj farmy dzikich zwierząt. Lwy i inne zwierzęta biegają tam luzem. Taka atrakcja dla turystów.

– Zgadza się – przytaknął pan Hitchcock. – Właściciel parku-dżungli, Jim Hall, jest moim przyjacielem. Opowiadał mi ostatnio o swoich kłopotach i pomyślałem sobie o was i o waszych talentach detektywistycznych.

– Jakiego rodzaju kłopoty ma pan Hall? – zapytał Jupiter.

– Wygląda na to, że Jim ma nerwowego lwa.

Chłopcy wytrzeszczyli oczy.

– Pozwólcie, że podam wam więcej szczegółów – mówił pan Hitchcock. – Park-dżungla jest rodzajem wesołego miasteczka. Jim wynajmuje go także różnym wytwórniom filmowym. Niezwykła roślinność parku stanowi doskonały plener dla filmów, których akcja toczy się w Afryce lub na Dalekim Wschodzie. Często wynajmowane są też zwierzęta. Niektóre są zupełnie dzikie, ale kilka zostało przez Jima oswojonych i wytresowanych. Ulubiony lew Jima jest doskonałym przykładem jego talentów treserskich. Lew występował w wielu filmach i reklamach telewizyjnych. Stanowił zawsze wielką atrakcję dla turystów, a także przynosił Jimowi niezły dochód.

– Tak było dotąd – wtrącił Jupe. – Lew pańskiego przyjaciela zrobił się nerwowy i nie można na nim polegać. Czy na tym polega problem pana Halla?

Pan Hitchcock spojrzał bystro na Jupitera.

– Jak zwykle trafiłeś w dziesiątkę, Jupe. Pewna wytwórnia filmowa wynajęła park. Kręcą tam sekwencję rozgrywającą się w dżungli. Naturalnie Jim nie może dopuścić do żadnego wypadku, który by opóźnił lub utrudnił ukończenie filmu. Jeśli coś się stanie, będzie zrujnowany.

Musimy więc udać się na miejsce i wyjaśnić tajemnicę nerwowego lwa – powiedział Jupe. – To wszystko?

– Tak – odparł pan Hitchcock. – Działajcie szybko i cicho, z możliwie najmniejszym rozgłosem. Nie muszę was też ostrzegać, że im mniej będziecie niepokoić i tak już niespokojnego lwa, tym lepiej dla wszystkich. Także dla was.

Pete oblizał wargi.

– Jak blisko będziemy musieli podejść do tego zwariowanego kota?

Pan Hitchcock uśmiechnął się.

– Zależy, co uważasz za blisko, Pete. Będziecie w parku-dżungli, a lew Jima tam mieszka. Normalnie nie groziłoby wam z jego strony żadne niebezpieczeństwo. Muszę was jednak ostrzec, że sytuacja się zmieniła. Nerwowy lew, każde nerwowe zwierzę może być niebezpieczne.

– Może pan zapewnić swego przyjaciela, że jego lew nie będzie jedynym nerwowym stworzeniem w parku – powiedział Bob.

– O, tak – przytaknął Pete. – Jeszcze tam nie dotarłem, a już jestem zdenerwowany.

– Czy masz jeszcze jakieś pytania, nim dam znać Jimowi, że zajmiecie się sprawą? – zwrócił się pan Hitchcock do Jupe'a.

Jupe potrząsnął głową.

– Żadnych pytań. Ale może byłoby nieźle, gdyby pan Hall szepnął o nas lwu dobre słowo!

Pan Hitchcock roześmiał się i sięgnął do telefonu.

– Przekażę mu to. Chcę od was o wszystkim usłyszeć. Do zobaczenia i życzę wam szczęścia.

Trzej Detektywi pożegnali się i wyszli. Zastanawiali się, jakiego rodzaju szczęścia można oczekiwać, gdy się ma do czynienia z nerwowym lwem.

ROZDZIAŁ 3. Powitanie w parku-dżungli

Minęło południe, gdy ciężarówka pokonała ostatnią stromiznę wąskiej drogi. Faliste góry otaczały dolinę, położoną zaledwie o trzydzieści minut drogi od Rocky Beach. Wujek Tytus wysłał po coś Konrada do Chatwick i zgodził się, by po drodze podwiózł chłopców do parku-dżungli.

– Zwolnij, Konrad – odezwał się Jupe. – To tu.

– Okay, Jupe – potężny Bawarczyk zahamował gwałtownie i ciężarówka stanęła pod główną bramą. Nad nią widniał napis: