Jupiterowi zrobiło się słabo.
– Czy to był ten sam facet co wczoraj? Ten, co przedstawił się jako Olsen?
– Nie, nie ten typ. Jakiś inny. Bardzo miły. Widzisz, Jupe, co prawda zdecydowałem się zatrzymać te klatki dla cyrku, ale praca tego faceta jest tak bliska cyrkowej, że zmieniłem zdanie.
– Doprawdy? – powiedział Jupe głucho.
Tytus Jones skinął głową, zaciągnął się głęboko, wypuścił kłąb dymu i mówił dalej.
– No więc, skoro był tak miły i tak się martwił, i był w takiej potrzebie, postanowiłem pójść mu na rękę. Pracowaliśmy wszyscy jak szaleni. Wszędzie polowaliśmy na pręty. Ciocia zauważyła, jak rzuciłeś jeden koło twojej pracowni, i go wzięła.
– Ach, ciocia Matylda go wzięła – jęknął Jupiter.
– No i bardzo dobrze – powiedział Tytus. – Wciąż nam brakowało prętów, na szczęście Hans znalazł jeden na twoim warsztacie. Pomyśleliśmy sobie, na diabła ci on potrzebny. Taki szmelc stale trafia do składu i możesz sobie zawsze wziąć, co chcesz, pod warunkiem, że nie potrzebujemy tego dla klienta. Wiesz o tym dobrze.
Jupe pokiwał smętnie głową.
Wujek Tytus wytrzepał tytoń z fajki.
– No więc ten facet oczom nie wierzył, jak mu pokazaliśmy cztery gotowe klatki. Zapłacił mi po sto dolarów za sztukę, nawet bez farby. Powiedział, że w takich, jak są, jego zwierzętom będzie dobrze jak w domu.
– Te klatki dostałeś w Dolinie Chatwick, prawda, wujku?
– Aha. Na wielkim składowisku złomu. Im tam nie zależy na klatkach, Zajmują się tylko starymi samochodami. Mają wspaniałą maszynę, która je zjada. Ależ to robi hałas!
Jupe spuścił głowę z rezygnacją. Jego najgorsze podejrzenia potwierdziły się. Pan Jones przeciągnął się, wstał i gdy zbierał się do wyjścia, Jupe zadał mu ostatnie pytanie.
– Ten człowiek, co ma zwierzęta, i potrzebował dla nich klatek… Czy znasz jego nazwisko, wujku?
Wujek Tytus uśmiechnął się życzliwie.
– Pewnie, że znam. Łatwe do zapamiętania – zapatrzył się w przestrzeń, przywołując na pamięć łatwe do zapamiętania nazwisko. – Nazywał się… czekaj… tak! Hall. Oto jak się nazywał. Jim Hall.
Jupiter bez słowa patrzył na swych przyjaciół.
ROZDZIAŁ 17. Jupiter wyjaśnia
Zatelefonowali do agencji “Wynajmij auto i w drogę” i tu przynajmniej dopisało im szczęście. Worthington był wolny i gotów do ponownej wyprawy do parku-dżungli. W oczekiwaniu na jego przybycie, chłopcy przekąsili coś niecoś na prędce w kuchni cioci Matyldy.
– Dobra, Jupe – powiedział Bob, sadowiąc się na tylnym siedzeniu rolls-royce – najwyższy czas, żebyś nam wyjaśnił, co się dzieje.
– To bardzo proste – odparł Jupe. – Bracia Hall przemycają diamenty w żelaznych prętach.
– Gorzej ci, Jupe? – odezwał się Pete. – Mówisz o takich prętach jak ten, który znalazłem na składowisku złomu?
Jupe skinął głową.
– Ależ to było lite żelazo. Jak można w czymś takim szmuglować diamenty?
– W takim nie można. Można natomiast w wydrążonym pręcie. Pamiętasz, jak byłem zaskoczony, gdy podałeś mi znaleziony pręt? Otóż był o wiele cięższy od tego, który znalazłem w parku-dżungli, i od tego, który wziąłem wcześniej z ciężarówki wujka. Był o tyle cięższy, że nagle wszystko mi zaskoczyło.
Wiedziałem w tym momencie, że do moich rąk trafiły wydrążone pręty z klatek. Wiedziałem też, że pręty i klatki, które przywiózł wujek Tytus, musiały być kupione na składowisku obok parku. Tam Jim Hall wyrzucił klatkę George'a i prawdopodobnie inne klatki również.
– Ale skąd wiedziałeś, że te twoje pręty zawierają diamenty? – zapytał Bob.
– Nie byłem pewien, dopóki nie dowiedziałem się, że to Jim Hall kupił od wujka Tytusa klatki. Nigdy by nie przyszedł po nie, gdyby diamenty nie były wciąż w nich ukryte. Co za pech. Miałem już te pręty i straciłem je. Jednego tylko wciąż nie wiem. Dlaczego Hall czekał tak długo.
Pete miał jednak pewne wątpliwości.
– Coś mi tu nie gra. Jeśli Hall wiedział, że w klatkach są diamenty, dlaczego w ogóle wyrzucał te klatki?
– Być może palił mu się grunt pod nogami – powiedział Jupe. – Nie mógł przecież dopuścić, żeby je wytropiono na terenie jego posiadłości. Może uważał, że będą sobie bezpiecznie leżały na tym rumowisku za płotem i pozbiera je potem kawałek po kawałku. Ale wymieszały się z innym żelastwem i tak je kupił mój wujek.
– To prawdopodobne – odezwał się Bob. – Pan Hall mógł spytać właściciela składowiska, co się z nimi stało, i tak trafić do twego składu, Olsen i Dobbsie też muszą wiedzieć o prętach. Właśnie sobie przypomniałem, że przecież Olsen, kiedy przyszedł do składu, najpierw pytał o pręty. Pamiętasz?
Jupe skinął głową.
– Zastanawiam się, czy któryś z nich był tajemniczym klientem – dodał Bob.
– Tajemniczy klient? – zapytał Pete.
– No ten, co kupił całą stertę sztab i prętów od pani Jones, w czasie gdy byliśmy z pierwszą wizytą w parku-dżungli. Mogły wśród nich być także pręty z diamentami.
– Nie-e – skrzywił się Pete. – Wszystkie były okropnie ciężkie. Nie zapominaj, że ja to targałem. Były też za długie jak na pręty z klatek. Przynajmniej z tych, jakie kiedykolwiek widziałem.
– Zgdzam się z Pete'em – powiedział Jupe. – Zresztą nie ma znaczenia, kto te pręty kupił. Prawdopodobnie ktoś zupełnie przypadkowy, ale nawet gdyby to był Hall czy Olsen, to i tak nie znaleźli w nich diamentów. W przeciwnym razie nie przyszliby ponownie.
– Aha, Jupe – przypomniał sobie nagle Pete. – Skąd się mógł tam wziąć ten pręt, który wczoraj znalazłeś.
– Mógł się obluzować i wypaść, gdy Jim Hall wyrzucał klatkę. Chciałbym wiedzieć, ile klatek wchodzi tu w grę. Wiemy już, czego szukać, nie wiemy tylko, ile tego jest.
– Wszystkie te pręty wyglądają jednakowo – zauważył Bob. – Jak możesz powiedzieć, który jest który? Kiedy przywieziono klatki i wszystkie pręty były na swoim miejscu, skąd Jim Hall mógł wiedzieć, które zawierają diamenty?
Jupe uśmiechnął się tajemniczo.
– Jest na to sposób.
Bob i Pete popatrzyli na niego kwaśno. Wiedzieli z doświadczenia, że Jupiter zawsze zostawia sobie jeden nie wyjawiony sekret do samego końca.
– Wciąż, nie wyjaśniliśmy tajemnicy, dla której nas wezwano – powiedział Bob. – Dlaczego lew pana Halla stał się nerwowy? I kto stale wypuszcza zwierzęta? Przecież, gdyby zdarzył się wypadek, Hall straciłby wszystko.
– Musimy dotrzeć po nitce do kłębka, a znajdziemy na te pytania odpowiedź – odparł Jupe. – Jest możliwe, że sam Hall wypuścił George'a dla odwrócenia uwagi od swojej działalności. Mógł także ułatwić ucieczkę gorylowi i udawać, że go szuka. Przypomnijcie sobie tylko, jak szybko znalazł się wtedy na właściwym miejscu.
– Przywożąc ze sobą Dawsona ze strzelbą – dodał Pete. – O to nie miałbym do niego pretensji. Uratował nam życie!
– A dzisiejsze zajście? – zapytał Bob. – Jim Hall był na planie filmowym z George'em. Czy mógł wykraść się nie zauważony i wypuścić panterę? Dawson powiedział, że uciekła z jego winy. Czyżby krył Halla?
– To możliwe – powiedział Jupe w zamyśleniu. – Może Dawson jest zorientowany w poczynaniach Jima Halla i stara się go osłonić. Zawsze się zjawia, gdy jest potrzebny. Zupełnie jakby zdawał sobie sprawę, co się dzieje, i chciał uprzedzić przypuszczalny wypadek.
Rolls-royce wjeżdżał już do parku-dżungli.
– Proszę się zatrzymać u stóp wzgórza, Worthington – powiedział Jupe. – Myślę, że nie powinniśmy zbyt ostentacyjnie zjawiać się w domu Halla.