– Wyciągnąłeś jedną z recept, Jupe. Masz, wsadź ją z powrotem do torby.
Jupe spojrzał bezmyślnie na żółtą kartkę. Wtem wytrzeszczył oczy i jął poruszać wargami, nie wydając słowa.
– Jupe? Co się stało? – zapytał Bob.
Jupe potrząsnął głową i wpatrywał się nadal w skrawek papieru.
– Nie do wiary – wycedził wreszcie. Westchnął głęboko i zawołał. – Ależ oczywiście! Teraz wszystko zaczyna mieć sens.
– Co nie do wiary? – pytał Pete. – Co ma sens? Jupe podał mu żółtą kartkę.
– Przeczytajcie sami.
Bob i Pete patrzyli z niedowierzaniem na kartkę. Widniały na niej słowa:
DOK KIT STU PAK EKS KRÓL
– A więc za wszystkim stoi człowiek, którego nigdy nie podejrzewaliśmy – powiedział Jupe gorzko. – Teraz wszystko jest jasne.
– O kim mówisz, Jupe? – zapytał Jim Hall.
– To nie będzie dla pana miłe – odparł Jupe – ale to Doc Dawson.
Jim uśmiechnął się blado.
– Co ty wygadujesz, synu. Dawson jest starym przyjacielem. Pokażcie no ten świstek.
W momencie gdy wyciągnął rękę po kartkę, otworzyły się drzwi. Stanął w nich potężny mężczyzna, o krótko ostrzyżonej głowie i pokrytych tatuażem ramionach.
– Przyszedłem po torbę doktora – powiedział. – Zostawił ją tutaj.
Nagle dostrzegł, że torba jest otwarta, i jego oczy zwęziły się. Przeniósł wzrok na Jupe'a i na widok kartki w jego ręce wykrzywił usta w złości.
– Widzę, że wtykasz nos w nie swoje sprawy! – ryknął.
Nim Jupe zdążył się ruszyć, Bo Jenkins wyrwał mu papier z ręki. Zmiął go w swej potężnej pięści i sięgnął po torbę.
– Chwileczkę, Bo – odezwał się Jim Hall łagodnie. – Coś tu się dzieje i…
Jenkins gwałtownym ruchem wyciągnął pistolet.
– Trzymaj się od tego z daleka, Hall. Lepiej będzie dla ciebie. Wreszcie mamy wszystko i nic nas teraz nie powstrzyma.
Jupe przełknął ślinę.
– To pan kupił od mego wujka wszystkie klatki i podał się za Jima Halla!
Jenkins wytrzeszczył zęby w uśmiechu.
– Niezłe zagranie, co?
Sięgnął po torbę i w tym momencie Jim Hall gwizdnął cicho. Dało się słyszeć miękkie stąpanie i złowieszczy pomruk. Jenkins zatrzymał się i odwrócił. Pobladł.
Naprzeciw niego stał olbrzymi lew, z nisko opuszczoną głową i drgającym niespokojnie ogonem. Warczenie narastało w jego gardle,
Jupe błyskawicznie skoczył do drzwi i oparł się o nie. Zamknęły się z trzaskiem. Na ten odgłos Jenkins obrócił się na pięcie i wymierzył z pistoletu.
– Nawet nie próbuj, Jenkins – powiedział Jim Hall spokojnie. – Nie wyjdziesz stąd. Jeden krok i George będzie cię miał na obiad. Prawda, George?
Lew rozwarł swą ogromną paszczę i ruszył na Jenkinsa. Pistolet wypadł z brzękiem z ręki Bo.
– Teraz już lepiej – Jim Hall schylił się po pistolet i nakazał przerażonemu Jenkinsowi usiąść na krześle. Lew stanął obok niego i ziewnął szeroko.
– A teraz, Bo – powiedział Jim Hall – co masz nam do powiedzenia o przemycie diamentów?
ROZDZIAŁ 20. Koniec zagadki
Gdy wyszli zza zakrętu ścieżki, ukazał się mały dom i stojąca obok szopa.
– Tu mieszka Dawson – powiedział Mike. – Lecznica jest na tyłach domu.
Od strony szopy dobiegał odgłos uderzeń młotkiem. Jupe uśmiechnął się.
– Jednego nie przewidział: jak solidnie wykonuje reperacje mój wujek.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Mike.
– Zaraz zobaczysz – odparł Jupiter tajemniczo.
Na podjeździe stał maty pikap. Obok zwalone były klatki. Siwowłosy weterynarz pracował ze szczypcami w jednej ręce, młotkiem w drugiej. Na widok Jima Halla i chłopców przerwał swe zajęcie. Rzucił im szybkie spojrzenie spod przymrużonych powiek.
– Się masz, Jim. Coś się stało? – zapytał.
Jim Hall potrząsnął głową. Rzucił czarną, skórzaną torbę pod nogi weterynarza.
– Słyszałem, że szukasz swojej torby. Zostawiłeś ją u mnie.
– Dzięki, Jim – Dawson spojrzał w głąb podjazdu i zmarszczył czoło.
– Posłałem Bo Jenkinsa… myślałem… – urwał patrząc chmurnie na klatki. – Potrzebny mi jest do pomocy…
– Bo jest chwilowo unieruchomiony – przerwał mu Hall. – Może my ci pomożemy? W czym problem?
Weterynarz patrzył na młotek w ręce.
– Żaden problem, Jim. Chciałem tylko upewnić się, czy te pręty są mocne i dobrze osadzone. Chciałbym uniknąć dalszych wypadków. Ten typ, Eastland, zdarłby z ciebie ostatni grosz, gdyby jakieś zwierzę znowu uciekło.
Hall uśmiechną się.
– Dziękuję. Cenię sobie twoją troskliwość – powiedział i zwrócił się do Jupe'a: – Możesz wskazać, które to pręty?
– Sądzę, że tak. Muszę jednak pożyczyć młotek.
– Nic prostszego – powiedział Hall. – Dawson, możesz pożyczyć na chwilę młotek temu młodemu człowiekowi?
Weterynarz zawahał się przez chwilę, po czym wręczył młotek Jupe'owi.
– Oczywiście, ale o co chodzi?
– Ci młodzieńcy to Trzej Detektywi. Wynająłem ich, jak pamiętasz, do wykrycia przyczyn nerwowości George'a. Doszli do zupełnie nieprawdopodobnej historii. Twierdzą, że George jest nerwowy z powodu jakichś przemycanych diamentów.
Dawson uśmiechnął się z przymusem.
– Żarty chyba. Zupełna bzdura. Może jeszcze wymyśliłeś, gdzie one są? – zapytał Jupe'a.
– Owszem, proszę pana – odparł Jupe. – Zechciałby się pan odsunąć na chwilę?
– Proszę bardzo – powiedział Dawson lekko, odchodząc na bok. – Tylko posługuj się tym młotkiem delikatnie. Zadałem sobie dużo trudu, żeby zamocować dobrze pręty. Nie chciałbym, żeby się obluzowały.
– Pan ich nie zamocował – powiedział Jupe. – Zrobił to Hans i mój wujek Tytus w naszym składzie złomu.
Twarz Dawsona przybrała wyraz zdziwienia.
– Zauważył pan może – kontynuował Jupe – że pręty są założone w inny sposób niż przedtem. Wujek Tytus nie szczędzi wysiłków, by dogodzić swym klientom. Dlatego też osadzili i przyśrubowali z Hansem pręty tak, że nie mogą się teraz obluzować.
– Bardzo interesujące – mruknął Dawson.
– Tak więc, nie da się ich wybić młotkiem. Młotek jest mi potrzebny do tego – zaczął obchodzić klatkę, uderzając ciężkim młotkiem w każdy pręt. Zatrzymał się przy czwartym od końca, poszedł dalej, zatrzymał się raz jeszcze i ponownie wrócił do czwartego.
– W tej klatce są dwa – oświadczył. Dawson spojrzał na Jima.
– Możesz mi wyjaśnić, o czym on mówi?
– Poczekajmy, a zobaczymy – odparł Hall.
– W większości te pręty są zardzewiałe – mówił Jupe – co wskazuje, że przez dłuższy czas były wystawione na działanie warunków atmosferycznych. Mogą pochodzić z każdej z klatek, wyrzuconych przez pana Halla. Jednakże ten pręt, mimo że zardzewiały jak inne, wydaje przy uderzeniu inny dźwięk. Widzi pan, jest w środku pusty. Drogą dedukcji ustalam, że pochodzi z klatki George'a. – Jupe przeszedł dalej i kontynuował: – Ten pręt jest również wydrążony – tu uderzył pręt młotkiem – jest jednak w o wiele lepszym stanie. Musiał trafić tu niedawno. To pręt z klatki goryla. Został wyjęty z klatki przez Bo Jenkinsa w dniu, w którym dostarczono goryla. Goryl wygiął sąsiednie pręty i tak się wydostał. Przypuszczam, że zaczął gonić Bo i ten w panicznej ucieczce upuścił pręt. Tak się złożyło, że to ja go następnie znalazłem.
– Ale skąd mógł Bo Jenkins wiedzieć, że go masz? – zapytał Bob.
– Szukał go tegoż wieczoru i natknął się na nas. Kiedy oświetlił nas latarką, zobaczył, że trzymam pręt w ręce. Widział mnie już przedtem i prawdopodobnie Dawson powiedział mu, kim jestem i skąd. Wybrał się więc do naszego składu i zastał wujka Tytusa zajętego reperacją klatek. Musiał być zachwycony widząc, że Hans z ciocią przeszukują cały skład w pogoni za prętami. Była duża szansa, że pręt z klatki goryla trafi do reperowanych klatek. Nie miał oczywiście pojęcia, że w składzie znajdują się również pręty z klatki George'a.