– Oznaczają rzeczy nieznane – wyjaśnił Jupe. – Pytania bez odpowiedzi, zagadki i tajemnice. Naszym zadaniem jest wyjaśnienie ich. Dlatego tu jesteśmy. Pan Hitchcock mówił nam o pańskich kłopotach z nerwowym lwem.
– Tak?
– Wspomniał tylko, że lew stał się nerwowy. Zapewne oczekiwał, że pan osobiście zapozna nas ze szczegółami sprawy.
Przysadzisty mężczyzna skinął głową. Schował ich kartę do kieszeni koszuli i zmarszczył czoło. Zapatrzył się gdzieś w dal. Ponownie dał się słyszeć głos trąbki i niemal natychmiast odpowiedział mu ryk.
– Dobrze – powiedział z uśmiechem – jak chcecie, możemy pójść zobaczyć lwa.
– Po to tu jesteśmy.
– Świetnie, idziemy.
Zawrócił na pięcie, okrążył drewniany budynek i wszedł na niewyraźny trakt, wiodący przez dżunglę. Chłopcy postępowali jego śladom.
– Może zechce nam pan udzielić po drodze wyjaśnień – odezwał się Jupiter, zmagając się z pokręconymi pnączami.
Długa maczeta zalśniła w powietrzu. Gęstwina pędów rozstąpiła się, jakby była z papieru.
– Co chcesz wiedzieć? – zapytał mężczyzna, idąc naprzód długimi krokami.
Jupiter z trudem usiłował dotrzymać mu kroku.
– No więc… wiemy tylko, że lew jest nerwowy. To… to raczej niezwykle u lwa, prawda?
Mężczyzna skinął głową. Szedł szybko, siekąc zarastającą ścieżkę roślinność.
– Zupełnie niezwykłe. Wiecie coś o lwach?
Jupiter przełknął ślinę.
– Nie, proszę pana. Dlatego chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś… To dziwne, prawda? Mam na myśli nowy obrót rzeczy.
– Aha – odburknął mężczyzna i dał znak, by zachowali ciszę. Najpierw słyszeli tylko świergot, ale potem zagrzmiał ryk. Mężczyzna uśmiechnął się.
– Wprost przed nami. To on – zerknął na Jupitera. – No, co powiesz? Brzmi nerwowo?
– Ja… ja nie wiem. Brzmi jak… no, jak normalny ryk lwa – Jupe starał się za wszelką cenę nie dać poznać, jak bardzo sam jest zdenerwowany.
– Racja – przytaknął mężczyzna. Zatrzymali się i siekł maczeta wysoką trawę wokół nich. – Widzicie, lew wcale nie jest nerwowym zwierzęciem.
– Ale… – zaczął Jupe z zakłopotaniem.
Mężczyzna skinął głową.
– Chyba że ktoś albo coś go zdenerwuje. Prawda?
Chłopcy skinęli potakująco.
– Oczywiście, ale co? – zapytał Bob.
Mężczyzna wykonał gwałtowny ruch.
– Nie ruszajcie się – szepnął – tam coś jest.
Nim się zorientowali, o co chodzi, znikł w wysokiej trawie. Jakiś czas słychać było jego kroki i szelest trawy, a potem wszystko ucichło. Aż podskoczyli, gdy coś zaskrzeczało nad nimi znienacka.
– Spokojnie – powiedział Pete – to tylko ptak.
– Tylko ptak! – powtórzył Bob. – Ładny ptak! To był głos sępa.
Zamilkli i stali, czekając przez kilka minut. Jupe spojrzał na zegarek.
– Mam głupie uczucie, że ten sęp chciał nam coś powiedzieć.
– Daj spokój, co powiedzieć? – odezwał się Bob.
Jupe pobladł. Oblizał wargi.
– Czuję, że pan Hall nie wróci. Może zaaranżował test, chciał poddać nas próbie, jak się zachowamy wobec niebezpieczeństw dżungli.
– Ale dlaczego? – zapytał Pete. – Jaki mógłby mieć powód? Przecież jesteśmy tu, żeby mu pomóc, i on wie o tym.
Jupe nie odpowiedział. Gdzieś z wysoka, spośród drzew dobiegało dziwne nawoływanie. Potem rozległ się ponownie głęboki ryk. Jupe zadarł głowę i nasłuchiwał.
– Nie wiem, czym kierował się pan Hall, ale wiem, że lew jest teraz znacznie bliżej. Wygląda na to, że idzie w naszą stronę. Może to nam chciał powiedzieć sęp. Może zobaczył w nas łup! Sępy krążą zazwyczaj nad martwymi albo bliskimi śmierci zwierzętami.
Pete i Bob spojrzeli na niego z przerażeniem. Wiedzieli, że nie zwykł żartować w poważnych sytuacjach. Instynktownie stanęli ciasno, jeden przy drugim. Nasłuchiwali w napięciu.
Zaszeleściła trawa. Dobiegło ich miękkie, skradające się stąpanie.
Wstrzymali oddech i przysunęli się do olbrzymiego drzewa.
Wtem, niemal tuż przy nich rozległ się mrożący krew w żyłach dźwięk – groźny ryk lwa!
ROZDZIAŁ 5. Niebezpieczna gra
– Szybko na drzewo! – zakomenderował Jupe szeptem. – To nasza jedyna szansa!
Błyskawicznie wdrapywali się po gładkim pniu. Bez tchu stłoczyli się w rozwidleniu konarów, niespełna trzy metry nad ziemią. W napięciu wpatrywali się teraz w wysoką po pas trawę. Nagle Pete wskazał kępę gęstych zarośli.
– Tam! Wi… widziałem, jak się ugięły. Coś się tam rusza… – urwał zaskoczony, słysząc cichy gwizd.
Ku ich zdumieniu z zarośli wyszedł chłopiec. Szedł rozglądając się uważnie.
– Hej! – zawołał Bob. – Tu, na górze!
Chłopiec odwrócił się i uniósł ku górze strzelbę.
– Kim jesteście?
– P… przyjaciele – wyjąkał Bob nerwowo. – Opuść tę strzelbę.
– Zaproszono nas tutaj – dodał Pete. – Jesteśmy detektywami.
– Czekamy na pana Halla – powiedział Jupe. – Zostawił nas tu i poszedł coś sprawdzić.
Chłopiec opuścił strzelbę.
– Złaźcie stamtąd. Ześliznęli się ostrożnie po pniu.
– Słyszeliśmy tam lwa przed chwilą – powiedział Jupe, wskazując wysoką trawę. – Pomyśleliśmy, że na drzewie będzie bezpieczniej. Chłopiec był mniej więcej w ich wieku. Uśmiechnął się i powiedział:
– To był George.
– George? – zdziwił się Pete. – Tak się nazywa lew?
Chłopiec skinął głową.
– Nie macie się co obawiać George'a. To przyjacielski lew.
W wysokiej trawie zagrzmiał ponowny ryk. Był przerażająco bliski. Trzej Detektywi zamarli.
– T… to jest przyjacielski ryk? – wykrztusił Pete.
– To pewnie kwestia przyzwyczajenia. Ale to ryk George'a, a on nie zrobi nikomu krzywdy.
Trzasnęła gdzieś gałązka. Bob pobladł.
– Skąd masz tę pewność?
– Pracuję tu i widuję George'a każdego dnia – odparł pogodnie chłopiec. – Jestem Mike Hall.
– Miło cię poznać, Mike – powiedział Jupe, po czym przedstawił Mike'owi siebie i swych przyjaciół. – Muszę ci powiedzieć, że poczucie humoru twego taty niezbyt przypadło nam do gustu.
Mike Hall spojrzał na niego pytająco.
– Przyprowadził nas tu, blisko lwa, i zostawił samych! – wybuchnął Pete. – To wcale nie jest zabawne.
– Pewnie dlatego ma teraz kłopoty – dodał Bob. – Robiąc takie dowcipy, można sobie zrazić wiele osób, łącznie z tymi, które gotowe są pomóc,
Mike w osłupieniu patrzył na rozzłoszczonych detektywów.
– Nic nie rozumiem – powiedział. – Po pierwsze, jestem bratankiem Jima Halla, a nie synem. Po drugie, Jim nigdy nie zostawiłby was tu samych z lwem. George zawieruszył się gdzieś i wszyscy byliśmy zajęci szukaniem go. W tym całym zamieszaniu zapomnieliśmy o waszym przyjściu. Szedłem za głosem George'a, kiedy was spotkałem.
Jupe wysłuchał go spokojnie i pokręcił głową.
– Przykro mi, Mike, ale mówiliśmy prawdę. Pan Hall przyprowadził nas tutaj. Potem słyszeliśmy ryk lwa i pan Hall kazał nam zaczekać, a sam znikł w wysokiej trawie. A my czekaliśmy i czekaliśmy, długo i… no, dość niespokojnie.
Mike potrząsnął głową z uporem.
– To musi być jakieś nieporozumienie. To nie mógł być Jim. Byłem z nim cały dzień i dopiero co rozstaliśmy się. Pewnie spotkaliście kogoś innego. Jak on wyglądał?
Bob opisał krępego mężczyznę w starym wojskowym kapeluszu.
– Zwracaliśmy się do niego: panie Hall, i on nie przeczył – zakończył.
– Miał długą maczetę i umiał się nią posłużyć – dodał Pete. – Musi dobrze znać to miejsce. Przeciął ścieżkę przez dżunglę wprost tutaj.