Выбрать главу

W końcu postanowił czekać. Do dziewiątej Ariago powinien otrzymać zostawione przez niego wiadomości o prywatnej kartotece Pilchera.

Może go to zaniepokoi i będzie skory do rozmowy. Jeśli nie, zawsze pozostanie możliwość śledzenia go. Coś się odbywało między Ariago a panią Pilcher. Kto wie, czy nie ma to związku z porwaniem Jeremyego Pilchera?

Jupe wszedł do sąsiedniego centrum handlowego. Jakoś musiał sobie wypełnić kilka godzin. Przejrzał płyty, taśmy i urządzenia stereo. Zjadł dwa hot-dogi. Przymierzył strój narciarski. Spędził sporo czasu w księgami i nim ekspedient zaczął niecierpliwie na niego spoglądać, zdążył przeczytać pobieżnie pół książki, na którą miał ochotę.

Po raz setny spojrzał na zegarek. Wciąż ponad godzina do zamknięcia Becketa. Wrócił tam i znalazł sobie w odległym kącie działu mebli krytą skórą kanapę. Usiadł na niej i czekał.

Było w tym zakątku bardzo cicho. Klientów kręciło się tu niewielu, a jedyny sprzedawca bezgłośnie przechadzał się wśród mebli po miękkiej wykładzinie. Po pewnym czasie Jupe'owi opadła głowa na piersi. Byt bardzo zmęczony. Intruz na strychu trzymał go w napięciu zeszłej nocy i teraz przyszło chłopcu za to zapłacić.

Ten strych – następna tajemnica. Co się tam działo? Kto po nim chodził? Duch?

Jupe skarcił się w duchu surowo, przecież nie wierzy w duchy. Ludzie nie wracają z grobu. To, co słyszał, musiało być skrzypieniem starego domu, wywołanym wiatrem od oceanu.

Przez minutę, tylko przez minutę Jupe czuł, że zapada w sen. Przez minutę spał. Oprzytomniał i z przestrachem otworzył oczy.

Było ciemno. Rozejrzał się wokół. Otaczały go nieznane, czarne kształty. Dopiero po chwili je rozpoznał – komody, fotele, szafy.

Zesztywniał z przerażenia. Jest późno! Sklep zamknięto, a on przespał ten moment.

Wstał i nasłuchiwał. Gdzieś muszą pracować sprzątacze. Nie słyszał ich jednak. Nocą muszą pilnować sklepu strażnicy. Dlaczego go nie znaleźli, nie obudzili?

Ale nie mogli go znaleźć, chyba że szukaliby go specjalnie w tym kącie, na tej kanapie. Stała tyłem do przejścia. Strażnik mógł przejść o trzy kroki od niej i nie wiedzieć, że Jupe tam siedzi. Tak samo sprzątacze mogli go minąć i nie zauważyć.

Przetarł oczy. Za komodami i telefonami przyćmiona lampa rozsiewała czerwoną poświatę. Nad nią był napis: WYJŚCIE.

Ruszył niepewnie wśród ciemności w stronę światła. Kiedy się doń zbliżył, ujrzał drugi napis: WYJŚCIE WYŁĄCZNIE AWARYJNE. OTWARCIE DRZWI URUCHOMI ALARM.

Wyobraził sobie, jak wychodzi przez drzwi i słyszy alarm. Migoczą wszystkie światła. Bez wątpienia w sklepie pracują monitory telewizyjne, a przy nich strażnicy, którzy wszystko obserwują. Zobaczą go. Przybiegną, z pistoletami w pogotowiu. Dopadną go, nim zdąży uciec.

Dreszcz przebiegł mu po plecach. Parę miesięcy temu znaleziono chłopaka w centrum handlowym po zamknięciu. Oskarżono go o usiłowanie kradzieży. Wszystkie gazety o tym pisały.

Jupe nie mógł sobie na to pozwolić. Jakby to wyglądało, gdyby szef firmy detektywistycznej został aresztowany nocą w opustoszałym domu towarowym?

Odszedł od wyjścia awaryjnego i odszukał po omacku główne drzwi do sklepu. Były zamknięte potężną, stalową żaluzją.

Poszedł dalej ostrożnie, żeby nie narobić hałasu, i znalazł wyjście dla personelu. Tu również była wywieszka ostrzegająca o uruchomieniu alarmu. Zegar obok drzwi wskazywał jedenastą. Ciocia Matylda będzie wściekła.

Odszukał automat telefoniczny. Wsunął monetę do otworu i nakręcił domowy numer. Odebrała ciocia Matylda. W jej głosie było tyleż niepokoju, co złości.

– Jupiter! Gdzie ty jesteś?

– Marilyn Pilcher nas potrzebuje – w pewnym stopniu było to zgodne z prawdą.

– Od czasu do czasu ja też ciebie potrzebuję. Nigdy o tym nie myślisz. Więc jesteś w domu Pilchera z tą biedną dziewczyną? Czy miała jakąś wiadomość od ojca?

– Nie, jeszcze nie. Ciociu, czy nie będziesz się gniewać, jeśli zostanę tu na noc?

– Będę, ale ty i tak zostaniesz. Dobrze, Jupiterze, ale bądź ostrożny.

Ciocia Matylda odłożyła słuchawkę. Jupiter wrócił do działu meblowego i odszukał w ciemnościach “swoją” kanapę. Zaczynał już o niej myśleć jak o swojej. Usiadł, gotów przeczekać na kanapie do rana.

Niebawem zaczął mu doskwierać głód. Przypomniał sobie książkę o dzieciach, zamkniętych na noc w domu towarowym. Dobrały się do lodówki w restauracji. Ale Jupe nie widział w tym sklepie restauracji, kiedy przechodził przezeń po południu. Pewnie nie była tu potrzebna, skoro tuż obok roiło się od barów i kawiarni.

Pójść poszukać czegoś do jedzenia? Może znajdzie gdzieś stoisko ze słodyczami albo wyrobami garmażeryjnymi.

Zdecydował się nie iść. To zbyt ryzykowne. Zamknął oczy. Zasnął i śniło mu się, że jest w domu Pilchera i ktoś puka do drzwi. Wiedział, że to puka Jeremy Pilcher. Stary kolekcjoner chciał, żeby go wpuścić. “Idę” – wołał Jupiter. – “Nie odchodź! Już idę!”

Wyprostował się z największym wysiłkiem i otworzył oczy. Było jasno. Zobaczył przed sobą gromadę ludzi. Patrzyli na niego, śmiali się i pokazywali go palcami. Rześcy o poranku, ubrani stosownie do pracy, z gazetami wetkniętymi pod pachę. Jeden z mężczyzn pukał uporczywie w szybę.

Szyba! Nie było przed nim żadnego okna, kiedy siadał wieczorem na kanapie. Skąd się wzięło?

Uświadomił sobie wreszcie, że po ciemku nie trafił do tego samego kąta działu meblowego. Usiadł w nocy na innej kanapie. Teraz ludzie gromadzili się na zewnątrz, żeby popatrzeć na Jupe'a śpiącego na wystawie sklepowej Becketa.

Skoczył na równe nogi. W każdej chwili zjawią się tu strażnicy i go złapią! Wezwą policję. Zawiadomią ciocię Matyldę i wujka Tytusa. Słyszał już ich. Otwierali wejście dla pracowników.

Ukrył się szybko za biurkiem z zasuwanym blatem.

Ktoś nadchodził przejściem między meblami.

– Był tutaj! – powiedział. – Dokładnie w tym miejscu. Musi gdzieś być!

Drugi człowiek przeszedł blisko biurka.

– Jak mogliście go wczoraj nie znaleźć? – pytał gderliwie.

– Nie możemy sprawdzać każdego głupiego fotela – odpowiedział pierwszy.

Poszli dalej i Jupe wystawił głowę znad biurka. Zobaczył obu. mężczyzn pod oknem wystawowym. Wpatrywali się w kanapę, jakby oczekiwali, że dowiedzą się od niej, gdzie jest Jupe.

Usłyszał jakiś głos za sobą. Obejrzał się. Chudy człowiek w oliwkowym kombinezonie stał przy tablicy kontrolnej obok głównego wejścia. Wielka żaluzja unosiła się do góry.

Droga była wolna.

Jupe wyskoczył zza biurka i przemknął obok chudego. Ktoś krzyknął, gdy chłopiec pędził ku automatycznym drzwiom na parking. Rower stał tam, gdzie go zostawił. Kiedy otwierał w szalonym pośpiechu zamknięcie łańcucha, klucz mało nie wypadł mu z ręki. Wyszarpnął rower ze stojaka, wskoczył na siodełko i ruszył, słysząc za sobą krzyki.

Nie oglądał się. Czasem najrozsądniej jest nie patrzeć wstecz, tylko zwiewać co sił w nogach!

ROZDZIAŁ 11. Książka biskupa

– Nie wierzę w duchy – oświadczył Jupiter, rzucając Pete'owi piorunujące spojrzenie.

– Okay, możesz to powtarzać, ale jeśli to nie był duch, to mi powiedz, co to było? Przeszło koło mnie, słyszałem to, ale nic nie widziałem. Poczułem zimno, kiedy mnie mijało. Nieraz słyszałem historie o duchach; jak to się robi zimno w pokoju, kiedy się zjawiają. Glina na schodach też je poczuł. Widziałem, jak zadrżał.

– Poczuł przeciąg – wtrącił Bob. – Ty też czułeś przeciąg. Dom Pilchera jest stary i pełno w nim przeciągów.

Trzej Detektywi rozmawiali w Kwaterze Głównej. Jupe siedział za biurkiem, wymiętoszony i senny po nocy spędzonej w domu towarowym. Pete sprawiał wrażenie ożywionego, ale była to ekscytacja pokrywająca zmęczenie. Jedynie Bob wyglądał jak po dobrym nocnym odpoczynku. Miał ze sobą książki wypożyczone z biblioteki. Otworzył jedną z nich.