– Sknera do końca – mruknął pan Hitchcock.
– Navarro wszedł na górę, przez nikogo nie zauważony – ciągnął Pete. – Zaskoczył Pilchera w momencie, gdy ten przyszedł wypuścić mnie z łazienki. Zakrył mu twarz poduszką. Być może chciał go tylko nastraszyć. Poduszka się rozdarła, więc chwycił drugą. Pilcher stracił przytomność. Wydaje nam się, że Navarro myślał, że zabił Pilchera i przeraził się. Postanowił usunąć ciało. Starał się stworzyć pozory, że Pilcher po prostu wyszedł z domu.
– Jak go wyniósł? – zapytał się pan Hitchcock.
– W koszu z praniem, pod brudnymi obrusami – powiedział Jupe.
– Oczywiście! – reżyser roześmiał się.
– Zawiezienie obrusów do pralni należało do obowiązków Navarry – mówił Jupe. – Po drodze odkrył, że to nie zwłoki leżały w koszu. Pilcher żył.
– Ten fakt wydał mu się wielką szansą odzyskania fortuny – powiedział Bob. – Opuszczony dom przy autostradzie był idealnym miejscem na przetrzymanie zakładnika. Nikt by nie usłyszał jego krzyków. Policja uważa, że Navarro przemieszkiwał tam, zanim Burnside go zatrudnił. Facet, który mieszkał przedtem w tym domu, miał jakieś ciężkie maszyny wymagające przymocowania do podłogi. Stąd metalowy uchwyt w podłodze, do którego Navarro przykuł Pilchera.
– Navarro dbał o jedzenie i wodę dla swojego więźnia, gdyż śmierć Pilchera nie byłaby mu na rękę. Pilcher udawał, że ustawicznie traci przytomność, żeby nie odpowiadać na pytania Navarry. Ten podejrzewał, że Pilcher udaje, ale bał się wywierać nań zbyt silny nacisk. Gdyby Pilcher dostał śmiertelnego ataku serca, tajemnica zasypanej kopalni przepadłaby na zawsze.
– Jak się teraz czuje nasz stary kolekcjoner? – zapytał pan Hitchcock.
– Dochodzi do zdrowia – odparł Pete. – Istny cud, że nic mu się nie stało, kiedy dom się zawalił w czasie trzęsienia ziemi.
– To wprost nie do wiary, że ten dom się cały rozsypał – powiedział reżyser. – Trzęsienie ziemi nie mogło być zbyt silne. Byłem wtedy w Nowym Jorku, tamtejsze gazety ledwie o nim napomknęły.
– Epicentrum znajdowało się na samym wybrzeżu, a dom byt gruntownie zdewastowany – wyjaśnił Bob. – I mogę pana zapewnić, że trzęsienie ziemi było dostatecznie silne!
Pete pokręcił nosem. Z kuchni dochodził dziwny zapach i gwar “Indian” przycichł. Pete podziękował Bogu, że nie musi uczestniczyć w uczcie Czumaszów, i przystąpił do podsumowania sprawy.
– Pilcher to twarda sztuka; spędził parę dni w szpitalu i już jest z powrotem w domu. Marilyn nie zamierza poślubić tego faceta z Bostonu. Jak tylko jej tato nabierze sił, przenosi się na stałe do matki. Zrozumiałe, że jej ojciec się nigdy nie zmieni, a ona boi się, że jak będzie z nim za długo przebywać, upodobni się do tego starego kutwy. “Pieniądze to nie wszystko”, powtarza ciągle, co doprowadza starego sknerę do szału.
– Cały zaś wielki sekret związany ze szmaragdami to zupełny niewypał! – Bob wybuchnął śmiechem. – Okazało się, że parę lat temu ktoś znalazł tę kopalnię. Uruchomiono ją obecnie i nie jest już dla nikogo tajemnicą!
Pan Hitchcock zachichotał.
– Dobrze się dostało obu łobuzom!
– Ray Estava pracuje teraz w banku w śródmieściu – dodał Bob. – A Ariago siedzi jak trusia u Becketa, żywiąc nadzieję, że Pilcher o nim zapomni. Umizgiwał się do pani Pilcher i nie chciał, żeby Pilcher o tym wiedział, dlatego się chował przed Jupe'em. Pani Pilcher była tak zakłopotana tą sytuacją, że nie wiedziała, jak z niej wybrnąć. Mówi, że facet jej się nie podoba, ale nie może się go pozbyć.
– Są ludzie, do których nie dociera, kiedy się im mówi nie – przyznał pan Hitchcock. -Powiedzcie mi teraz, co z tym duchem na strychu? Czy znaleźliście wyjaśnienie owych tajemniczych kroków, które słyszeliście?
– Ja nie znalazłem, ale pani McCarthy, gosposia Pilchera, ma wytłumaczenie dla tego zjawiska – powiedział Jupe. – Twierdzi, że był to duch dziewczynki, która kiedyś z bogatą ciotką mieszkała w tym domu. Tej dziewczynki, którą odesłano po zniknięciu broszki. Jej rodzice uwierzyli, że ukradła broszkę. Po naszym wyjściu pani McCarthy poszła na strych i dokonała własnych poszukiwań. Oto, co znalazła w fałdach starej kołdry, w jednym z kufrów.
Jupe położył na stole złotą broszkę z czerwonymi kamieniami.
– Pani McCarthy uważa, że jest to broszka, o której kradzież oskarżono dziewczynkę. Pewnie ciotka ją zgubiła, kiedy wkładała rzeczy do kufra. Po jej śmierci kufer został własnością pana Pilchera. My jednak myślimy, że pierwszym intruzem na strychu był Navarro. Irytował się, że Marilyn nie może znaleźć książki biskupa, i przyszedł sam poszukać. Skończyło się jednak na starciu ze mną. A potem? Nie wiem. Pani McCarthy dowiedziała się, że owa dziewczynka, teraz już dorosła kobieta, zginęła w wypadku samochodowym w dniu przyjęcia zaręczynowego Marilyn. Uważa, że duch zmarłej wrócił odnaleźć broszkę.
– Wróciła oczyścić swoje imię – wtrącił pan Hitchcock.
Jupe skinął głową.
– Ale musi być przecież jakieś inne wyjaśnienie. Nikt nie wraca z grobu. Duchów nie ma.
– Oczywiście – zgodził się reżyser.
Nagle z kuchni dobiegły głośne okrzyki protestu. Po chwili zjawił się Don i oznajmił, że obiad jest gotowy, i wniósł ze sobą dziwny zapach. Przypominał Pete'owi swąd tlących się wiórów.
– Dzieci nie jedzą ciasteczek z żołędzi – powiedział smutno Don. – Nie chcą być Indianami Czumasza.
– Doprawdy? – zapytał pan Hitchcock.
– Proszę się nie martwić – uśmiechnął się Don. – Wezmę dzieci do pizzerii przy szosie. Pizza jest wspaniałym daniem amerykańskim, nawet lepszym od żołędzi!
Pan Hitchcock roześmiał się. Między wyczynami kulinarnymi Dona z jednej strony a tajemniczymi sprawami Trzech Detektywów z drugiej, jego życie było pełne niespodzianek. Co spotka ich wszystkich następnym razem?