Выбрать главу

Bob spojrzał na zegarek. Było już dobrze po siódmej.

– Nie możemy ściągać tu Worthingtona o tej porze, i w dodatku w niedzielę.

– Nie trzeba, żeby tu przyjeżdżał – powiedział Jupiter. – Worthington mieszka blisko Wilshire. Jeśli nie jest bardzo zajęty, poprosimy go, żeby się przeszedł pod ten adres. Może uzyska dla nas jakąś wskazówkę.

Bob przyznał, że warto spróbować, i przeczołgali się z powrotem do Kwatery Głównej. Jupiter odszukał w swoim notesie numer telefonu i zadzwonił do Worthingtona.

– Panicz Jones! – ucieszył się szofer. – Co słychać? Jupiter zapewnił go, że wszystko jest jak najlepiej.

– Obawiam się, że rolls-royce nie będzie dziś osiągalny – mówił Worthington z żalem.-W Beverly Hills jest wielkie przyjęcie i Perkins zabrał tam samochód.

– Nie chodzi o samochód, ale o małą przysługę dla Trzech Detektywów, Worthington. Jeśli oczywiście nie jest pan zajęty.

– Jestem szalenie zajęty. Układam pasjansa i mi nie wychodzi. Przerwę więc to zajęcie z największą przyjemnością. Co mogę dla was zrobić?

– Staramy się uzyskać informacje o niejakim Illi Dimitriewie – Jupiter przeliterował nazwisko. – Możliwe, że nazwisko brzmi Dimitriow, nie jesteśmy pewni. – Potem podał adres: Wilshire Boulvard 2901. – Chcemy wiedzieć, czy rzeczywiście mieszkał tam dotąd. Interesuje nas też, jakiego rodzaju miejscem jest ten dom.

– To jest dosłownie za rogiem. Przespaceruję się tam i oddzwonię.

– Świetnie, Worthington. Ale co pan powie, jeśli ktoś otworzy panu drzwi?

Worthington prawie się nie zastanawiał.

– Powiem, że jestem członkiem zarządu Komitetu Upiększania Bulwaru Wilshire. Zapytam, co sądzą o ustawieniu donic z kwiatami wzdłuż chodnika. Jeśli odniosą się do pomysłu przychylnie, poproszę ich o przyłączenie się do Komitetu.

– Wspaniale, Worthington! – wykrzyknął Jupiter.

Worthington przyrzekł zatelefonować za pół godziny i skończyli rozmowę.

– Czasem sobie myślę, że powinniśmy przyjąć Worthingtona do naszej agencji – powiedział Jupe ze śmiechem po zrelacjonowaniu Bobowi rozmowy.

– On już się czuje czwartym detektywem. Jak myślisz, co znajdzie pod tym adresem?

– Możliwe, że nic. Pusty dom albo mieszkanie bez lokatora. Ale będzie nam chociaż mógł coś powiedzieć o sąsiedztwie. Podoba mi się pomysł z Komitetem Upiększania. Możemy przystąpić do tego Komitetu, chodzić od drzwi do drzwi po Wilshire, może zbierzemy jakieś informacje o panu Dimitriewie.

– Mieszkańcy dużych miast nie znają swoich sąsiadów.

– Czasami wiedzą więcej o sąsiadach, niż by się zdawało – Jupiter założył ręce za głowę i odchylił się na oparcie krzesła. – Przypuśćmy, że tam mieszkają ludzie starsi. Siedzą cały dzień w domu, wyglądają przez okno i obserwują sąsiadów. Zastanawiam się, ile przestępstw zostało wykrytych dzięki jakiejś staruszce, która ma lekki sen i wyjrzała w środku nocy przez okno, bo usłyszała hałasy na ulicy.

Bob uśmiechnął się.

– Będę odtąd przechodził na palcach koło gospody panny Hopper.

– Myślę, że niewiele uchodzi jej uwagi – przytaknął Jupiter.

Otworzył przyniesiony przez Boba album i ponownie przyjrzał się koronie Azimowa.

– Jest piękna w jakiś barbarzyński sposób. Myślę, że to charakterystyczne dla księcia Fryderyka, że chciał ją mieć w formie hełmu.

– Był zapewne prawdziwie czarujący. Zabicie Iwana Śmiałego było wystarczającym złem. Nie musiał w dodatku wystawiać jego głowy zatkniętej na włócznię.

– W tamtych czasach tak postępowano. Miało to służyć ku przestrodze i jestem pewien, że spełniło swoją rolę. Azimowie przetrwali w końcu czterysta lat.

Zadzwonił telefon.

– Niemożliwe, żeby to już był Komitet Upiększania Bulwaru Wilshire! – powiedział Bob.

A jednak był to Worthington.

– Przykro mi – powiedział – ale pod numerem 2901 na Wilshire nikt nie mieszka. To jest mały budynek biurowy, zamknięty o tej porze.

– Och.

– Jednakże w zewnętrznej sieni paliło się światło i odnotowałem spis biur. Mieści się tam zakład fotograficzny, gabinet doktora H.H. Cormichaela, Sekretariat Jensena, Przedstawicielstwo Handlowe Lapatii, Biuro Wydawnicze…

– Chwileczkę! – wykrzyknął Jupiter. – Co to było to ostatnie?

– Biuro Wydawnicze Shermana.

– Nie, poprzednie. Coś z Lapatią.

– Przedstawicielstwo Handlowe Lapatii.

– Dzięki, Worthington, to jest dokładnie to, czego nam trzeba.

– Doprawdy? – zdziwił się Worthington. – Żadnego Dimitriewa nie ma na liście.

– Tym niemniej, gdyby zapytał pan o niego w Przedstawicielstwie Handlowym Lapatii, odpowiedzieliby z pewnością, że przebywa na wakacjach w Rocky Beach. A może nie jest to takie pewne. W porządku, Worthington, serdeczne dzięki i dobranoc.

Jupiter odłożył słuchawkę.

– Nowy lokator Domu na Wzgórzu podał adres Przedstawicielstwa Handlowego Lapatii – powiedział do Boba.

Spojrzał ponownie na ilustrację.

– Szkarłatny orzeł jest godłem Lapatii i ulubionym symbolem garncarza. Człowiek z Przedstawicielstwa Handlowego Lapatii wynajmuje dom w pobliżu sklepu garncarza. To otwiera szereg interesujących możliwości.

– Na przykład, że garncarz jest naprawdę Lapatyjczykiem?

– Właśnie. Myślę, że powinniśmy dzisiejszego wieczoru złożyć wizytę w Domu na Wzgórzu – powiedział Jupiter stanowczo.

Rozdział 9. Dom na Wzgórzu

Bob i Jupe wyśliznęli się ze składu złomu przez Czerwoną Furtkę Korsarza i poszli spiesznie do miejsca, gdzie zaczynała się ścieżka dla pieszych, biegnąca meandrem na szczyt Coldwell Hill.

– Mogliśmy sobie ułatwić sprawę – powiedział Bob, spoglądając ku wierzchołkowi. -Trzeba było pojechać rowerem do domu garncarza i stamtąd pójść prywatną drogą do Domu na Wzgórzu.

– To wcale nie byłoby ułatwienie. Nie wiemy, co sprowadziło tych ludzi do Rocky Beach. Wolałbym podejść do Domu na Wzgórzu nie zauważony. Na drodze od szosy mogą nas łatwo zobaczyć, ale wątpię, aby obserwowali przecinkę przeciwpożarową od strony wzgórza.

– Masz rację – przyznał Bob. Obejrzał się na ocean. Słońce chowało się już za pasmem mgły, znaczącym linię wybrzeża. – Nim dojdziemy, będzie ciemno.

– Nie będziemy mieli trudności. Niedługo wzejdzie księżyc.

– Sprawdziłeś w kalendarzu?

– Sprawdziłem.

– Oczywiście, głupie pytanie. – Bob ruszył w górę ścieżki. Jupiter wspinał się za nim wolniej, dyszał ciężko na bardziej stromych odcinkach drogi i przystawał, aby odpocząć. Ale po dziesięciu minutach złapał drugi oddech i szło mu się lżej.

– No, jesteśmy – powiedział wreszcie Bob. Odwrócił się do Jupe'a, podał mu rękę i pomógł wspiąć się na przecinkę przeciwpożarową, która przebiegała po krawędzi wzgórza. – Stąd pójdzie błyskawicznie. Aż do Domu na Wzgórzu droga prowadzi w dół.

Jupiter stał chwilę, patrząc w głąb przecinki, ku północy. Było niemal ciemno i księżyc nie wzeszedł jeszcze. Przecinka była pasmem gołej ziemi o półtorametrowej szerokości, oczyszczonym dokładnie z wszelkiego poszycia. Wyglądała jak brązowa wstążka rozciągnięta przez grzbiety wzgórz. Karłowate dęby obrastające gęsto piaszczystą drogę wydawały się czarne i ponure w zamierającym świetle dnia.

– Co spodziewasz się znaleźć w Domu na Wzgórzu? – zapytał Bob.

– Z całą pewnością dwóch nieznajomych, którzy byli wczoraj w składzie złomu. Jednym z nich jest niewątpliwie pan Dimitriew z Przedstawicielstwa Handlowego Lapatii. Drugim, Bóg wie kto. Interesuje mnie, jak spędzają czas w Domu na Wzgórzu.