– Żałuję, że zdecydowała się pani wyjechać – powiedział Jupiter głośno.
– Co?
– Proszę udawać wystraszoną – szepnął.
– Och! – i podnosząc głos, pani Dobson powiedziała: – Jeśli myślisz. Jupiterze, że będę tu siedzieć i czekać, aż ktoś spali mi dom, oszalałeś chyba.
Postawiła na ziemi kasetkę z kosmetykami i otworzyła bagażnik samochodu.
– Żałuję, że w ogóle mam ojca – oznajmiła wystarczająco głośno, żeby mógł ją usłyszeć cały świat. – Wolałabym się urodzić sierotą! Nie chcę więcej widzieć ani Rocky Beach, ani tego domu!
Wpakowała energicznie walizki do bagażnika.
– Tom, dawaj to pudło!
Tom wręczył jej pudełko pełne starych listów, a ona zaczęła je upychać między walizkami. Nagle rozległ się czyjś okrzyk:
– Stać!
Trzej Detektywi i Dobsonowie odwrócili się. Obok szopy garncarza, w złotych promieniach zachodzącego słońca stał dziarski rybak z pistoletem w dłoni.
– Proszę nie ruszać się z miejsca, a nic się nikomu nie stanie – powiedział i skierował pistolet na panią Dobson.
– Zdaje się, że coś nawaliło w naszym planie – mruknął Pete.
– Dawać mi to pudełko – rozkazał Farrier. – Nie, lepiej otwórzcie je i rzućcie na ziemię.
– To tylko stare listy mojego dziadka – powiedział Tom.
– Otwórz to! – warknął Farrier. – Chcę zobaczyć.
– Nie spieraj się z nim – poradził Jupiter.
Tom westchnął, wyciągnął pudełko z bagażnika, otworzył je i obrócił dnem do góry.
Na ziemię wysypała się sterta kopert.
– To są listy! – wykrzyknął Farrier ze szczerym zdumieniem.
– Spodziewał się pan brylantowego diademu czy czegoś w tym rodzaju? – zapytał Tom.
Farrier zrobił krok w jego kierunku.
– Co ty… – zaczął, ale zmitygował się i rozkazał: – Walizki! Zanieś je z powrotem do domu.
Eloise Dobson uklękła na ziemi i zgarnęła listy do pudełka.
Chłopcy wyjęli walizki z bagażnika. Potem pod strażą pana Farriera i jego pistoletu wszyscy wrócili do domu.
W holu z całą bezczelnością Farrier zmusił chłopców do otworzenia walizek i wysypania ich zawartości. Pani Dobson gotowała się z gniewu.
– Więc nie znaleźliście tego – powiedział w końcu. – Kiedy zobaczyłem to pudełko, byłem pewien…
– Co, na litość Boską, mieliśmy znaleźć? – przerwała mu pani Dobson.
– Ach, więc pani nie wie? – Farrier zmienił ton i był znowu ugrzeczniony. – Nie, pani naprawdę nie wie. To dobrze. Droga, urocza pani, to właściwie lepiej, żeby się pani nigdy nie dowiedziała… A teraz wszyscy do piwnicy!
– W żadnym razie tam nie pójdę! – krzyknęła Eloise Dobson.
– Tak, pani Dobson, pójdzie pani. Pójdzie pani. Piwnicę już przeszukałem. Ściany są ceglane, a podłoga cementowa i nikt niczego nie ruszał od dziesięcioleci. Doskonałe miejsce na odpoczynek, póki nie skończę tu swojej sprawy. Widzi pani, w piwnicy nie ma okien.
– To pan przeszukiwał biuro w sobotę – powiedział Jupiter.
– Niestety, nie miałem dość czasu – odparł Farrier. – Udało mi się znaleźć przy tej okazji tylko jeden skarb. Wyjął z kieszeni wielki pęk kluczy.
– Klucze pana Pottera – powiedział Jupiter.
– Zapasowe, jak przypuszczam. – Farrier uśmiechnął się złośliwie. – Jak to ładnie z jego strony, że zostawił je w biurku. No, wystarczy, ruszajcie się!
Dobsonowie i detektywi poszli przez kuchnię do drzwi prowadzących do piwnicy.
Pani Dobson zatrzymała się u szczytu schodów, żeby włączyć światło, i zeszła na dół.
– Nie powinno wam być zbyt niewygodnie – zawołał za nimi z góry Farrier. – Po pewnym czasie ktoś na pewno spostrzeże waszą nieobecność i przyjdzie was szukać.
Po tych słowach zamknął drzwi, przekręcił klucz w zamku i wyjął go. Zgrzytnęła zasuwa.
– Wolałbym, żeby dziadek nie był takim fanatykiem zamków – mruczał Tom.
– Och, czy ja wiem? – Jupiter usiadł na schodach i rozglądał się po piwnicy. – Może to nie jest idealne miejsce na spędzenie dłuższego czasu, ale jest nam znacznie lepiej, niż gdybyśmy leżeli gdzieś związani. Teraz jestem pewien, że nasze domysły były słuszne i człowiek, który się podaje za Farriera, właśnie przeszukuje dokładnie dom. To pudełko z listami go sprowokowało. Kiedy je zobaczył, był pewien, że znaleźliśmy to, czego on szuka. Nnsza pułapka zadziałała.
– O, tak – powiedział Pete gorzko. – Tylko że my sami się w nią złapaliśmy.
Rozdział 17. Nowe niebezpieczeństwo
Dobsonowie i Trzej Detektywi usadowili się możliwie najwygodniej na schodach i słuchali, jak nad ich głowami rzekomy rybak przeszukuje dom garncarza.
Z kuchni dobiegał zgrzyt szuflad i trzask drzwiczek kredensu. Spieszne kroki zatupały w stronę spiżarni i po podłodze potoczyły się puszki. Potem dało się słyszeć opukiwanie ścian.
Farrier przeszedł następnie do biura i rozległ się łomot, aż kurz posypał im się na głowy.
– Przewrócił szafkę – powiedział Pete.
Po drewnianej podłodze przesunęło się z piskiem staroświeckie biurko garncarza. Potem znów usłyszeli opukiwanie ścian.
– Czy policjanci znaleźli skrytkę? – zapytał Jupiter Toma.
– Nie, nie znaleźli.
– Wciąż ukrywacie coś przede mną, chłopcy – powiedziała pani Dobson. – Co to za skrytka?
– Nic wielkiego, mamo – odpowiedział Tom. – Za płytą z orłem w twojej sypialni dziadek trzyma trochę starych gazet.
– Po co ukrywać stare gazety? – zdziwiła się pani Dobson.
– Żeby dać szukającemu coś do znalezienia – powiedział Jupiter.
Coś się rozbiło nad ich głowami.
– Och! – wykrzyknęła pani Dobson. – To musiał być ten duży wazon w holu.
– Szkoda! – powiedział Jupiter.
Kroki Farriera rozległy się w holu, potem zadudniły ciężko na schodach prowadzących na piętro.
– To z nim wiążą się te wszystkie płonące ślady! – stwierdziła pani Dobson.
– Bez wątpienia – przytaknął Jupiter. – Miał klucze i mógł wchodzić i wychodzić, kiedy chciał. Na pewno kuchennymi drzwiami, bo na frontowych jest zasuwa.
– A te ślady… – zaczął Tom, ale Jupiter dał mu znak ręką, żeby zamilkł.
– Słuchajcie.
Siedzieli w milczeniu. Po chwili Tom szepnął:
– Nic nie słyszę.
– Ktoś wszedł na kuchenny ganek – powiedział Jupiter. – Próbował otworzyć drzwi i odszedł.
– Och, to dobrze! – ucieszyła się pani Dobson. – Zacznijmy krzyczeć!
– Nie, proszę, nie – powstrzymał ją Bob szybko. – Widzi pani, Farrier nie jest tutaj jedynym opryszkiem. Dwa naprawdę wredne typy przebywają w Domu na Wzgórzu.
– Ci podglądacze?
– Obawiam się, że mają bardziej niebezpieczne zamiary niż podglądanie – odpowiedział Jupiter. – Wynajęli Dom na Wzgórzu tylko dlatego, żeby stamtąd obserwować ten dom.
Umilkł i podniósł rękę, nakazując ciszę.
W holu nad nimi rozległy się kroki.
– Farrier zapomniał zamknąć drzwi frontowe – szepnął Pete.
– Robi się interesująco – Jupiter wstał, wszedł na szczyt schodów i przyłożył ucho do drzwi. Usłyszał ledwie uchwytny szmer głosów. Podniósł dwa palce, pokazując, że przybyły jeszcze dwie osoby.
Kroki dwóch mężczyzn przecięły hol, skierowały się w stronę kuchni i zawróciły. Z kolei zadudniły kroki na schodach prowadzących na piętro, rozległ się krzyk i ostry huk.
– To był wystrzał! – powiedział Jupiter.
Nastąpiły dalsze krzyki, ale docierały do piwnicy zbyt przygłuszone, aby można było rozróżnić poszczególne słowa. Usłyszeli ponownie tupot na schodach. Ktoś się potknął. Wreszcie kroki rozległy się w kuchni i skrzypnęło krzesło.