– Oczekuję gości – powtórzyła ciocia Matylda. – Coś podobnego!
Było powszechnie wiadomo, że garncarz mimo pogodnego, otwartego usposobienia nie ma bliskich przyjaciół. Jupiter wiedział, że ciocia łamie sobie głowę, kogo też oczekuje garncarz. Powstrzymała się jednak od pytań i tylko poleciła Jupiterowi oprowadzić gościa po składzie.
– Wujek Tytus nie wróci z Los Angeles jeszcze przez dobrą godzinę – dodała i poszła zakręcić kran.
Jupe z wielką przyjemnością spełnił polecenie. Ciocia Matylda mogła mieć swoje zastrzeżenia, ale Jupe lubił starego pana. “Żyj i daj żyć innym” było jego dewizą i uważał, że jeśli garncarz chce chodzić boso i w białej szacie, jest to wyłącznie jego sprawa.
– A więc przede wszystkim – powiedział garncarz – potrzebuję dwóch łóżek.
– Dobrze, proszę pana.
Skład złomu Jonesa był niezwykle dobrze zorganizowany. Nie mogło zresztą być inaczej, skoro prowadziła go ciocia Matylda. Jupe poszedł z garncarzem do szopy, gdzie składano stare meble.
Znajdowały się tam komody, stoły, krzesła i łóżka. Niektóre uszkodzone lub sfatygowane latami użytku i zaniedbania.
Wiele z nich naprawili i odmalowali Jupe i wujek Tytus oraz Hans i Konrad, dwaj bracia Bawarczycy, którzy pracowali u Jonesów.
Garncarz oglądał ramy łóżek złożone pod ścianą. Powiedział Jupiterowi, że kupił już siatki i materace, ale ustawione wprost na podłodze wyglądają zbyt nowocześnie i należy osadzić je w dobrych solidnych ramach łóżek.
Ciekawość Jupitera rosła coraz bardziej.
– Czy oczekuje pan, że goście zatrzymają się na dłużej?
– Nie jestem tego pewien. Jupiterze. Zobaczymy. A co myślisz o tym mosiężnym łóżku ze ślimacznicą na wezgłowiu?
Jupiter z powątpiewaniem spojrzał na łóżko.
– Jest bardzo staroświeckie.
– Jak ja. Kto wie? Mojemu gościowi może się spodobać. – Garncarz chwycił wezgłowie obiema rękami i potrząsnął nim mocno. – Ładne i mocne. Teraz już takich nie robią. Ile to kosztuje?
Jupe zafrasował się. Łóżko pochodziło ze starego domu na wzgórzach Hollywoodu. Wujek Tytus kupił je dopiero tydzień temu i Jupe nie znał jeszcze ceny.
– Mniejsza o to – powiedział garncarz. – Nie muszę wiedzieć w tej chwili. Odstaw je na bok, a ja porozmawiam z twoim wujkiem po jego powrocie.
Rozejrzał się po szopie.
– Potrzebuję jeszcze jednego łóżka. Dla chłopca w twoim wieku. Które byś wybrał. Jupiterze, dla siebie?
Jupe bez chwili wahania wyciągnął białe, drewniane łóżko z półkami na książki przy wezgłowiu.
– Jeśli ten chłopiec lubi czytać, to będzie doskonałe. Drewno nie jest najlepsze, ale Hans wygładził je i pomalował. Myślę, że wygląda teraz lepiej niż nowe.
Garncarz był zachwycony.
– Świetnie! Po prostu świetnie. A jeśli chłopiec nie czyta w łóżku, może trzymać na półkach swoje zbiory.
– Zbiory? – zainteresował się Jupe.
– Musi mieć jakieś zbiory. Wszyscy chłopcy coś zbierają. Kolekcjonują muszelki albo znaczki pocztowe, albo kapsle od butelek, czy coś w tym rodzaju.
Jupe chciał właśnie powiedzieć, że on niczego nie kolekcjonuje, ale pomyślał o Kwaterze Głównej. Stanowiła ją stara przyczepa kempingowa, która stała w tyle składu, ukryta za starannie ułożonymi stertami złomu. Tam, prawdę mówiąc, Jupiter Jones miał swoje zbiory – sprawozdania ze spraw rozwiązanych przez Trzech Detektywów, starannie złożone w teczkach.
– Tak, proszę pana, myślę, że każdy chłopiec ma jakąś kolekcję. Czy jeszcze coś weźmie pan dzisiaj?
Uporawszy się z zakupem łóżek, garncarz nie mógł się zdecydować, co jeszcze kupić.
– Mam w domu tak niewiele mebli – wyznał. – Może wezmę jeszcze ze dwa krzesła?
– A ile ma pan krzeseł? – zapytał Jupe.
– Jedno. Nigdy więcej nie potrzebowałem i staram się nie zagracać domu zbędnymi sprzętami.
Jupe w milczeniu wybrał ze sterty w rogu szopy dwa proste krzesła i postawił je przed garncarzem.
– Stół? – zapytał.
Garncarz potrząsnął głową.
– Mam stół. Słuchaj, Jupiterze, jest taka rzecz, zwana telewizją. O ile wiem, jest szalenie popularna. Może moi goście zechcą mieć w domu telewizję, więc jeśli mógłbyś…
– Nie, proszę pana – przerwał mu Jupiter. – Z telewizorów, które do nas trafiają, da się wykorzystać zaledwie parę części zapasowych. Jeśli potrzebny panu telewizor, radziłbym kupić nowy.
Garncarz zdawał się być niezbyt przekonany.
– Nowe aparaty mają gwarancję – tłumaczył Jupiter. – Jeśli coś źle działa, może pan zwrócić telewizor do sklepu, a oni muszą naprawić tę wadę.
– Rozumiem. Na pewno masz rację. Jupiterze. Na razie wystarczą mi łóżka i krzesła. Potem…
Garncarz urwał, bo z dworu dobiegło przeciągłe i uporczywe trąbienie.
Jupe podszedł do drzwi szopy, za nim garncarz. Obok jego obdrapanej ciężarówki przy wjeździe stał czarny, lśniący cadillac. Kierowca raz jeszcze nacisnął klakson, po czym wysiadł z samochodu, rozejrzał się niecierpliwie i skierował się do biura.
Jupiter ruszył do niego spiesznie.
– W czym mogę pomóc? – zawołał.
Mężczyzna zatrzymał się i czekał, aż Jupiter i garncarz zbliżą się do niego. Był wysoki i szczupły, stosunkowo młody, mimo srebrnego szronu na ciemnych, kędzierzawych włosach.
– Słucham pana – powiedział Jupiter. – Czy chce pan coś kupić?
– Szukam Domu na Wzgórzu. Zdaje się, że w złym miejscu zjechałem z szosy – mężczyzna mówił staranną angielszczyzną Europejczyka.
– Proszę wrócić do szosy i skręcić w prawo – odpowiedział Jupe. – Pojedzie pan prosto, póki nie zobaczy pan pracowni garncarza. Zaraz za nią jest droga do Domu na Wzgórzu. Nie może jej pan przeoczyć. Jest tam drewniana brama zamknięta na kłódkę.
Mężczyzna w podziękowaniu skinął głową i wrócił do samochodu. Wtedy dopiero Jupe zauważył, że w cadillacu jest druga osoba. Na tylnym siedzeniu tkwił nieruchomo tęgi facet. Pochylił się teraz, dotknął ramienia kierowcy i powiedział coś w niezrozumiałym dla Jupe'a języku. Nie wyglądał ani młodo, ani staro. Był bez wieku. Dopiero po chwili Jupe zdał sobie sprawę, że przyczyną jest kompletna łysina tego człowieka. Nie miał nawet brwi. Jego opalenizna była tak głęboka, że twarz wyglądała jak obciągnięta dobrze wyprawioną skórą. Rzucił spojrzenie Jupe'owi, po czym zwrócił swe ciemne, lekko skośne oczy na garncarza, który stał cicho obok Jupitera. Garncarz wydał dziwny świszczący dźwięk. Jupe popatrzył na niego. Stał z przekrzywioną w bok głową, jakby nasłuchiwał czegoś intensywnie. Sięgnął prawą ręką do zwisającego na piersi medalionu i ukrył go w dłoni.