Выбрать главу

– Ale tam nie ma dość łóżek – upierała się ciocia Matylda.

– Damy sobie radę. Wszystko będzie dobrze.

Ciocia Matylda ustąpiła wreszcie. Jupiter oddał słuchawkę Bobowi, który bez komplikacji uzyskał zezwolenie na spędzenie nocy z Jupiterem.

Poszli z powrotem do domu garncarza, zapukali w umówiony sposób i Pete otworzył im drzwi.

Tak jak powiedziała ciocia Matylda, łóżek nie starczyłoby dla wszystkich, nawet gdyby Tom spał na podłodze w pokoju mamy. Ale Pete nie widział w tym problemu. Jeden z nich powinien wciąż trzymać wartę, a dwaj pozostali będą spać. Bob i Jupiter uznali pomysł za świetny i Jupe zgłosił się na ochotnika do pierwszego, trzygodzinnego czuwania.

Bob poszedł do sypialni garncarza, gdzie wyciągnął się na wąskim, czysto zasłanym łóżku, a Pete zajął pokój Toma.

Jupe objął wartę w korytarzu u szczytu schodów. Usiadł na podłodze, oparty plecami o ścianę i wpatrywał się w zadumie w zwęglone ślady bosych stóp. Powąchał palce. Zapach chemikaliów już się ulotnił. Niewątpliwie użyto jakiejś łatwopalnej i niezwykle lotnej mikstury. Zastanawiał się leniwie, co to mogło być, i w końcu uznał, że nie jest to istotne. Istotniejsze było, jak ktoś mógł wejść do zamkniętego na cztery spusty domu, żeby zaaranżować to niesamowite i przerażające zjawisko. Jak było to możliwe? I kto tego dokonał?

Jednego był pewien. Diabelskich figli nie płata żaden duch. Jupiter Jones nie wierzył w duchy.

Rozdział 12. Schowek

Jupiter obudził się w łóżku Toma Dobsona na dźwięk dobiegających z kuchni energicznych brzęków, trzasków i stuków. Jęknął z cicha, przekręcił się na bok i spojrzał na zegarek. Było po siódmej. Do pokoju zajrzał Bob.

– Nie śpisz?

– Teraz już nie śpię – Jupiter wstał z ociąganiem.

– Pani Dobson jest wściekła – poinformował go Bob. – Szykuje śniadanie.

– To dobrze, zjadłbym coś. O co jest wściekła? Ostatnio chciała tylko wracać do domu.

– Rano zmieniła zdanie. Dziś jest gotowa rozstawić całe Rocky Beach po kątach. Nie do wiary, jak dobry sen może zmienić człowieka. Ubawisz się. Zupełnie jak twoja ciocia Matylda w jednym z jej lepszych humorów.

Jupiter zachichotał. Poszedł do łazienki przemyć twarz, po czym włożył buty, bo tyle tylko zdjął z siebie, nim się położył. Zeszli wraz z Bobem do kuchni. Pete i Tom siedzieli już przy stole, a pani Dobson wybijała jajka na patelnię. Dawała przy tym upust licznym opiniom na temat garncarza, jego domu, gorejących śladów i niewdzięczności ojca, który znikł, kiedy jego jedyna córka zadała sobie trud i przejechała przez niemal cały kraj, żeby go zobaczyć.

– I nie myślcie, że mu to ujdzie płazem – mówiła. – Nie daruję. Pójdę na policję, złożę raport o jego zaginięciu, a wtedy będą musieli go szukać.

– Czy to się na coś zda, proszę pani? – odezwał się Jupiter. – Jeśli pan Potter zaginął, to tego chciał, trudno przewidzieć…

– Ale ja nie chcę, żeby zaginął! – pani Dobson postawiła na stole półmisek z jajecznicą. – Jestem jego córką, a on jest moim ojcem i niech się lepiej z tym pogodzi. A ten wasz komendant policji mógłby też coś, u diabła, zrobić z tymi płonącymi śladami. Musi przecież kryć się za tym jakieś przestępstwo.

– Przypuszczam, że podpalenie – wtrącił Bob.

– Nazywaj to, jak chcesz, ale trzeba temu położyć kres. A teraz bierzcie się do śniadania, chłopcy, ja jadę do miasta.

– Wcale nie zjadłaś śniadania, mamo – zmartwił się Tom.

– Nie mam ochoty – ucięła. – Jedzcie. I nie ruszajcie się stąd, na litość boską. Zaraz będę z powrotem.

Porwała stojącą na lodówce torebkę, wygrzebała z niej kluczyki do samochodu i wyszła. Po chwili usłyszeli warkot silnika.

– Mama złapała drugi oddech – powiedział Tom, trochę zakłopotany.

Jupiter nałożył sobie porcję jajecznicy, jadł na stojąco, oparty o framugę drzwi.

– Bardzo dobra. Myślę, że lepiej będzie pozmywać talerze, nim pani Dobson wróci.

– Lata spędzone z ciocią Matyldą dały ci niezłą szkołę psychologii – zauważył Bob.

– To jasne, że twoja mama ma pełne podstawy do gniewu na pana Pottera – powiedział Jupiter do Toma. – Jednakże nie wierzę, żeby chciał jej rozmyślnie sprawić przykrość. Nigdy nikomu nie wyrządził krzywdy. Jest bardzo delikatnym człowiekiem.

Włożył talerz do zlewu i przypomniała mu się scena, w której doszło do konfrontacji między garncarzem a mężczyzną w cadillacu. Zobaczył znowu garncarza, jak stał na podjeździe do składu, trzymając w ręku medalion.

– Dwugłowy orzeł – powiedział. – Tom, mówiłeś, że dziadek przysyłał wam czasem swoje wyroby. Czy był kiedyś na którymś z nich dwugłowy orzeł?

Tom myślał przez chwilę i potrząsnął głową.

– Mama lubi ptaki. Przysyłał rzeczy z tym motywem, ale to były zwykłe ptaszki, drozdy czy jaskółki. Żadnych potworów jak ten w sypialni na górze.

– Umieścił jednak dwugłowego orła na medalionie i na płycie w sypialni, której nie używał. Po co zadał sobie tyle trudu, żeby udekorować pusty pokój?

Jupiter wytarł ręce w ścierkę do naczyń i skierował się na schody. Pozostali chłopcy ruszyli natychmiast za nim, zostawiając nie dojedzone śniadanie. Weszli do pokoju, zajmowanego teraz przez mamę Toma. Znad kominka spoglądał na nich dwugłowy orzeł.

Jupiter obmacał brzeg płyty.

– Chyba jest przycementowana do ściany.

Tom skoczył do swego pokoju po pilnik do paznokci.

– Spróbuj ją tym poruszyć.

Jupiter starał się podważyć płytę.

– Nie da się. Jest wmurowana na amen. Myślę, że pan Potter tynkował ścianę nad kominem i osadził płytę w tynku. – Jupe cofnął się o krok. – Ale to musiała być praca! Ta płyta jest bardzo duża.

– Każdy ma jakieś hobby – powiedział Tom.

– Czekajcie! – wykrzyknął Jupiter. – Płyta nie stanowi jednej całości. Potrzebuję czegoś, żeby sięgnąć wyżej.

Pete pobiegł do kuchni po krzesło. Jupe stanął na nim i wyciągnął rękę do oka w prawej głowie orła.

– To oko różni się od drugiego. Zostało umieszczone później. – Nacisnął białą porcelanę orlego oka.

Usłyszeli delikatny szczęk i cała ściana nad kominkiem uchyliła się lekko.

– Ukryte drzwiczki. Teraz to nabiera sensu – Jupiter zszedł z krzesła, ujął wygładzoną krawędź i pociągnął. Płyta ścienna otworzyła się łatwo na dobrze naoliwionych zawiasach.

Chłopcy stłoczyli się przy kominku i zajrzeli do skrytki. Zajmowała całą przestrzeń między kominkiem a sufitem i miała około dwudziestu centymetrów głębokości. Znajdowały się w niej cztery półki, na których leżały sterty gazet. Jupiter zdjął jedną z nich.