Rzekomy rybak miał broń!
Rozdział 15. Plan Jupe’a
Pete skończył kosić trawnik i właśnie szykował sobie lemoniadę, gdy zadzwonił telefon.
– Pete? – usłyszał głos Jupe'a. – Czy możesz przyjść po kolacji do Kwatery Głównej?
– Mogę, jeśli to nie będzie znowu całonocna sprawa. Dwa razy z rzędu ten numer nie przejdzie z mamą.
– Na pewno to nie potrwa całą noc- przyrzekł Jupiter. – Mam nowe, interesujące informacje, które mogą pomóc naszemu klientowi. Zostawiłem już wiadomość dla Boba. Może zresztą on też dowiedział się czegoś w bibliotece. Dobrze by było.
Nadzieje Jupe'a spełniły się. Bob przyszedł wieczorem do Kwatery Głównej uginając się pod ciężarem wielkich tomów.
– Słownik lapatyjski – powiedział promiennie. – To znaczy lapatyjsko-angielski. Nie uwierzylibyście, jak trudno go zdobyć. Musieliśmy posłać specjalne zamówienie do wielkiej biblioteki w Los Angeles. Mój tato odebrał go w drodze powrotnej z pracy. Ta druga książka to historia Lapatii.
– Wspaniale! – wykrzyknął Pete.
– Czy byłeś w stanie odcyfrować ten dokument znaleziony u garncarza? – zapytał Jupiter.
– Większą część. Reszty możemy się domyślić. Dzięki Bogu lapatyjski to nie rosyjski. Mają łaciński alfabet. Gdybym miał tłumaczyć tekst pisany innym alfabetem, chyba bym się zastrzelił.
– O co chodzi w tym dokumencie? – dopytywał się Jupe.
Bob wyjął spomiędzy stron słownika stary pergamin. Obok rozłożył na biurku kartkę zapisaną ołówkiem, z licznymi poprawkami i skreśleniami.
– To brzmi mniej więcej tak: “Niechaj wszyscy przyjmą do wiadomości, że dnia 25 sierpnia roku 1920 Aleksis Kerenow, uzyskując większość głosów i przysięgając wierność lenniczą swemu monarsze, został mianowany księciem Malenbadu. Jego opiece i staraniu zostają powierzone korona i berło Lapatii, których ma strzec własnym ciałem przed wrogami i ku pożytkowi swego monarchy”.
Bob podniósł wzrok.
– To mniej więcej tyle. Jest jeszcze pieczęć i podpis, ale nie do odczytania. Ludzie zawsze podpisują się nieczytelnie.
– A im są ważniejsi, tym bardziej bazgrzą – przyznał Jupiter. – Czy to może być podpis Azimowa?
Bob wzruszył ramionami.
– Bardzo możliwe, ponieważ jak się okazuje, rodzina Kerenowów miała duże znaczenie w Lapatii. Borys Kerenow wcale nie poszedł w zapomnienie, ale pozostał u boku króla i służył mu pomocą.
Bob otworzył drugą książkę w założonym miejscu.
– Ta książka na szczęście jest zaopatrzona w indeks, nie musiałem więc wertować całej. Borys Kerenow, który wykonał koronę dla księcia Fryderyka, został później jego doradcą. Pomagał założyć miasto wokół zamku Madanhoff i nadzorował prace przy rozbudowie samego zamku. Jako że król musi mieć także berło, zaprojektował je i wykonał. Fryderyk okazał mu należytą wdzięczność i nadał mu tytuł księcia Malenbadu. Co interesujące, księstwem Malenbad rządził wcześniej Iwan Dzielny.
– Zaczekaj – przerwał mu Pete. – Jedźmy po kolei. Iwan Dzielny to ten, co się postawił księciu Fryderykowi i w rezultacie pozbawiono go głowy?
– I zatknięto ją na włóczni przed zamkiem Madanhoff. Tak, to ten. Kerenow dostał rubin Iwana do królewskiej korony, dostał jego majątek i tytuł książęcy. Mianowano go też podskarbim klejnotów królewskich, co było całkiem słuszne, skoro sam je wykonał. Stał się bardzo, bardzo bogaty i przekazał bogactwo swoim potomkom. Ta książka jest pełna Kerenowów. Każdy pierworodny syn dziedziczył tytuł książęcy, a także tytuł podskarbiego korony. Bob otworzył książkę w innym miejscu.
– Historia Kerenowów jest niemal bardziej interesująca niż Azimowów. Kerenowie mieszkali jakiś czas na zamku Iwana w Malenbadzie, ale około trzystu lat temu porzucili swoją siedzibę i przenieśli się do stolicy. A powód… jest po prostu piękny!
– Dlaczego? – zapytał Jupiter.
– To jest tak wspaniałe, że nie mogłem wprost uwierzyć. A więc powstały pewne kłopoty na zamku w Malenbadzie. Jedną z córek ówczesnego Kerenowa oskarżono o czarnoksięstwo.
– Jak to możliwe? – wtrącił Pete – Czy nazwanie córki księcia czarownicą mogło być dla niej niebezpieczne?
– Nie tak, jak by się mogło zdawać – powiedział Bob. – Był to okres istnej epidemii czarownic, pamiętasz o słynnych czarownicach z Salem, i wszyscy oskarżali wszystkich. Tak się nieszczęśliwie złożyło dla tej dziewczyny, że popadła w niełaskę u swego ojca, bo chciała wbrew jego woli poślubić miejscowego właściciela gospody. Poza tym ojciec bał się o własną skórę, bo też był oskarżony i musiał się uciec do protekcji wówczas panującego Azimowa. Tak więc dziewczyna spłonęła na stosie.
– Okropne! – wykrzyknął Pete.
– Spłonęła? -Jupiter nastawił uszu. – I wtedy Kerenowie opuścili Malenbad?
– Tak. Widzicie, dziewczyna, a właściwie jej duch wracał wciąż do zamku i krążył po nim, zostawiając…
– Płonące ślady stóp! – dokończył Jupiter.
– Właśnie! – przytaknął Bob. – Tak więc zamek opustoszał i jest teraz w ruinie, a Kerenowie żyli odtąd w stolicy, aż do rewolucji w 1925, o której już wiemy. Potem znikli i nie ma o nich w tej książce więcej ani jednego słowa.
Trzej Detektywi siedzieli w milczeniu, rozmyślając nad tym, czego się dowiedzieli.
– Dzięki informacjom dostarczonym przez Boba – odezwał się wreszcie Jupiter – można zaryzykować domysł, jakie jest prawdziwe imię i nazwisko Aleksandra Pottera.
– Jeśli masz na myśli Aleksis Kerenow, całkowicie się z tobą zgadzam – powiedział Bob. Pete miał jednak wątpliwości.
– Tom mówił, że jego nazwisko było długie i miało pełno “cz” i sz”.
– Niewątpliwie nie nosił już swego nazwiska, kiedy poznał babcię Toma – powiedział Jupiter. – A pamiętasz, co o nim mówiła?
– Że pachniał jak mokra glina?
– Że był niezwykle nerwowy i miał trzy zamki na każdych drzwiach. Do dziś dnia ma obsesję na punkcie zamków. Garncarz jest człowiekiem, który coś ukrywa. A równocześnie stara się przesłać komuś jakąś wiadomość.
– Co? – zdziwił się Bob.
Jupiter opowiedział pokrótce o swojej popołudniowej wyprawie. Wspomniał, że dziarski rybak ma pistolet, a w walizce przechowuje trzy gazety z identycznym ogłoszeniem.