Выбрать главу

Podeszła do okna i wskazała w dół. Na widocznym stąd skrawku dziedzińca poruszały się światełka.

– Już posłali gwardzistów na dziedziniec – mówiła. – Moim zdaniem powinniśmy iść do góry, na dach. Później, może jutro w nocy, postaramy się przemycić ich do lochów i poprzez kanały do miasta. Stamtąd będą mogli zbiec do ambasady amerykańskiej.

– Dobry pomysł – przyznał Rudi. – Idziemy na górę, chłopcy. Ta część pałacu nie jest zamieszkana i jeśli nasz wybieg się udał, nie będą jej przeszukiwać. Daj mi twoją chusteczkę, Jupe.

Wyjął z kieszonki marynarki Jupitera białą chusteczkę z monogramem “J.J.”

– Upuścimy ją później dla dalszego zmylenia tropu. A teraz, za mną. Elena, ty osłaniaj tyły.

Owinął linę wokół pasa i pierwszy wyszedł na korytarz. Szli szybko i cicho, nie oświetlonym korytarzem, potem schodami do położonej wyżej, ciemnej jak noc sali. Posługując się ręczną latarką Rudi odnalazł niewidoczne w ciemnościach drzwi. Otworzyły się z głośnym piskiem zawiasów, co przeraziło ich wszystkich. Ale hałas nie zaalarmował nikogo. Wyraźnie nikogo, oprócz nich, nie było na ostatnim piętrze pałacu.

Przemknęli się jak duchy przez drzwi i w górę po wąskich kamiennych stopniach. Tu, następne drzwi otwierały się na szeroki dach. Znaleźli się pod wygwieżdżonym niebem. Dach otoczony był kamiennym murem, pociętym w równych odstępach otworami.

– Przez te otwory wystrzeliwano strzały lub wylewano wrzący olej – wyjaśnił Rudi. – Dach służył też jako punkt obserwacyjny. Dlatego w każdym rogu wzniesiono wartownię. Chodźmy.

Przeszedł dach w poprzek, kierując się w stronę małej, kwadratowej budki z kamienia. Jej drewniane drzwi otworzyły się z pewnym oporem. W świetle latarki Rudiego ukazało się zakurzone wnętrze. Stały tam cztery drewniane ławy, dostatecznie szerokie, by służyć jako prycze. Wąskie okna nie były oszklone.

– Niegdyś w każdej z tych wieżyczek trzymano wartę – powiedział Rudi. – Ale te czasy dawno minęły. Przeczekacie tu bezpiecznie, póki po was nie wrócimy. Prawdopodobnie uda się nam to dopiero jutro wieczór.

Jupiter opadł na ławę.

– Cieszę się bardzo, że na dworze jest ciepło, tym niemniej chciałbym wiedzieć, o co właściwie chodzi.

– Chodzi o jakiś spisek – odpowiedziała Elena. – Mieliście zostać zaaresztowani za kradzież królewskiego srebrnego pająka i to miało być wykorzystane w taki sposób, by zmusić Djaro do ustąpienia z tronu. Tyle wiemy. Ale to oczywisty nonsens. Nawet gdybyście chcieli, nie moglibyście ukraść srebrnego pająka.

– Nie – powiedział Jupiter z namysłem – nie moglibyśmy. A jednak go mamy. Pokaż im, Bob.

Bob włożył rękę do kieszeni marynarki. Potem do drugiej. Coraz bardziej zaniepokojony przeszukał wszystkie kieszenie. W końcu powiedział zdławionym głosem:

– Przykro mi, Jupe, ale nie mam pająka. Musiałem go zgubić w całym tym zamieszaniu.

Rozdział 8. Utrata pamięci

– Miałeś srebrnego pająka i zgubiłeś go? – Rudi patrzył na Boba ze zgrozą.

– To straszne – powiedziała Elena. – Jak w ogóle doszło do tego?

Jupiter opowiedział, jak Djaro wyznał im, co stało się ze srebrnym pająkiem, a następnie zaprowadził ich do skarbca i pokazał imitację klejnotu. Powiedział też o podejrzeniach Djaro, że to książę Stefan zabrał prawdziwego pająka, by uniemożliwić koronację. Bob zaś opowiedział o znalezieniu autentyku wśród swych chusteczek.

– Zaczynam rozumieć, na czym polega ten spisek – wyszeptał Rudi. – Książę Stefan ukrył pająka w waszym pokoju, a następnie posłał do was gwardzistów. Zgodnie z planem mieli znaleźć pająka w waszym pokoju i was aresztować. Potem książę Stefan ogłosiłby, że ukradliście klejnot, a książę Djaro umożliwił wam to swą nierozwagą. Djaro zostałby okryty hańbą, was wydalono by z kraju i zerwano by wszelkie stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Książę Stefan rządziłby nadal jako regent. I w końcu, skoro Djaro byłby ciągle w niełasce, książę Stefan znalazłby jakiś pretekst, by przejąć i zatrzymać władzę. Co gorsza, może dalej realizować swój plan, bo srebrny pająk przepadł. Nawet jeśli zdołamy przerzucić was bezpiecznie do ambasady amerykańskiej, oskarży was o kradzież i ukrycie pająka.

Pete kręcił głową pełen wątpliwości.

– Wciąż nie rozumiem, dlaczego ten srebrny pająk jest tak ważny. Przypuśćmy, że zaginąłby w pożarze czy innej katastrofie, co wtedy?

– Wtedy – odpowiedziała Elena – cały kraj pogrążyłby się w żałobie, ale nikt nie mógłby obwinić księcia Djaro. Doprawdy trudno wytłumaczyć, czym jest dla nas pająk księcia Paula. To nie jest po prostu klejnot. To symbol. Uosabia wszystko, co najbardziej cenimy, a więc naszą wolność, niepodległość i pomyślność.

– Może jesteśmy zabobonni – dodał Rudi – ale z pająkiem łączy się legenda. W czasie swej koronacji książę Paul miał powiedzieć, że tak jak pająk uratował go i umożliwił danie wolności narodowi, tak my musimy dbać o bezpieczeństwo pająka. Jak długo będzie bezpieczny, tak długo w Waranii będzie panowała wolność i pomyślność. Być może wcale nie wypowiedział tych słów, ale każdy Warańczyk wierzy, że to miało miejsce. Utrata pająka stałaby się tragedią narodową. A jeśli uczyni się Djaro, nawet pośrednio, odpowiedzialnym za tę stratę, obywatele obrócą się przeciw niemu. Tak jak go teraz kochają, tak zaczną nim gardzić.

Rudi zamilkł i po dłuższej chwili ciągnął dalej:

– Jeśli nie zdołamy odzyskać dla księcia Djaro srebrnego pająka, książę Stefan zwycięży.

– Ojej, to fatalnie – jęknął Bob. – Czekajcie, pomóżcie mi jeszcze raz go poszukać, może się gdzieś zapodział.

Tym razem Pete i Jupiter przeszukali kieszenie Boba. Przewrócili każdą na lewą stronę, zajrzeli do mankietów spodni, ale cały czas zdawali sobie sprawę, że to beznadziejne. Bob nie miał pająka.

– Myśl, Bob! – mówił Jupiter nagląco. – Miałeś go w ręce. Co z nim zrobiłeś?

Bob zmarszczył czoło, natężając pamięć.

– Nie wiem. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, to walenie do drzwi i widok Rudiego, wchodzącego przez okno do pokoju. Potem pustka aż do momentu, gdy leżałem na balkonie i Rudi pochylał się nade mną.

– Częściowa amnezja – stwierdził Jupiter, szczypiąc wargę. – To naturalna rzecz, gdy oberwie się w głowę. Czasem zapomina się kilka ostatnich dni czy nawet tygodni, czasem tylko kilka ostatnich minut. To wyraźnie nastąpiło w wypadku Boba. Kiedy wyrżnął głową w balkon, stracił pamięć o ostatnich trzech lub czterech minutach. Zazwyczaj taka pamięć wraca, ale nie zawsze.

– Tak, to na pewno to – westchnął Bob, obmacując guza na głowie. – Przypominam sobie mgliście, że biegałem po pokoju w poszukiwaniu dobrej kryjówki dla pająka. Byłem bardzo zdenerwowany, ale pamiętam, że pomyślałem, że na nic się zda ukrycie go pod dywanem, materacem lub w szafie, bo znajdą go tam natychmiast.

– Zupełnie naturalne byłoby, gdybyś go na mój widok schował do kieszeni – odezwał się Rudi. – Wtedy mógł się wyśliznąć, gdy spadłeś z liny.

– Równie dobrze mogłem go wciąż trzymać w ręce, gdy opuszczaliśmy pokój – powiedział Bob z nieszczęśliwą miną. – Potem jak szedłem po gzymsie, mogłem odruchowo otworzyć dłoń i go upuścić. Może upadł na gzyms, a może w dół na dziedziniec.

Zapadło milczenie.

– Jeśli spadł na dziedziniec – odezwał się wreszcie Rudi – znajdą go, a wtedy dowiemy się o tym. Jeśli nie znajdą…

Spojrzał na Elenę. Kiwnęła głową.