Выбрать главу

– Co powinniśmy teraz zrobić, Rudi? – zapytał Jupiter. Zazwyczaj Jupe przewodził w ich poczynaniach, teraz jednak ustąpił miejsca Rudiemu. Był starszy i dobrze znał teren.

– Wszystko, co możemy zrobić, to zaprowadzić was w bezpieczne miejsce – szepnął Rudi. – Wracamy.

W tym momencie drzwi otworzyły się na oścież i pokój zalało światło, Dwaj mężczyźni w szkarłatnych mundurach straży pałacowej wbiegli do środka.

– Stać! – krzyczeli. – Jesteście aresztowani! Złapaliśmy amerykańskich szpiegów!

W pokoju zakotłowało się. Rudi rzucił się na gwardzistów.

– Elena! – wrzasnął. – Zabierz ich stąd! Mnie zostawcie!

– Chodźcie! – zawołała Elena, pędząc ku drzwiom balkonowym. – Za mną!

Bob nie mógł się przedostać do drzwi balkonowych. Kiedy Rudi rzucił się na jednego z gwardzistów z zamiarem zwalenia go z nóg, drugi chwycił za kołnierz Jupitera. Obie walczące pary upadły na podłogę, a Bob znalazł się między nimi. Ciężkie ciała mocujących się ścięły go z nóg i przygniotły. Padając, ponownie wyrżnął głową o podłogę. Dywan złagodził upadek, ale uderzenie w głowę było mocne. Bob po raz drugi stracił przytomność.

Rozdział 11. Tajemniczy Anton

Bob leżał z zamkniętymi oczami i przysłuchiwał się rozmowie Jupitera z Rudim.

– No i daliśmy się złapać niczym świerszcz w pajęczynę – mówił ponuro Jupe. – Do głowy mi nie przyszło, że wciąż będą trzymać straż pod naszym pokojem.

– Ani mnie – powiedział równie ponuro Rudi. – Myślałem, że skoro pokój był pusty, zaniechają pilnowania go. Dobrze, że chociaż Pete i Elena się wydostali.

– Czy mogą coś zdziałać? – zapytał Jupe.

– Nie wiem. Może nic, poza doniesieniem memu ojcu i innym, co się z nami stało. Wątpliwe, czy ojcu uda się nas wyratować, ale chociaż sam zdoła się ukryć. Książę Stefan będzie się mścił.

– Ma w garści nas i Djaro – mruknął Jupiter. – Przyjechaliśmy tu, żeby pomóc księciu, a skończyło się kompletną klapą.

– Klapą? Nie rozumiem tego słowa.

– Plajta. Niepowodzenie – wyjaśnił Jupiter. – Patrz, chyba Bob się ocknął. Biedna Dokumentacja, ma teraz dwa guzy.

Bob otworzył oczy. Leżał pod kocem na wąskiej pryczy. Zmrużył oczy, porażone przydymionym światłem. Powoli odzyskiwał jasność widzenia i objął wzrokiem migocącą świecę, kamienną ścianę obok i kamienny sufit. Zobaczył po drugiej stronie izby masywne drzwi z małym wizjerem. Jupe i Rudi pochylili się nad nim. Usiadł. Głowa pękała mu z bólu.

– Jak się następnym razem wybiorę do Waranii, założę kask futbolowy – powiedział, starając się uśmiechnąć.

– Dobrze, grunt że jesteś zdrów i cały! – ucieszył się Rudi.

– Bob, czy pamiętasz? – zapytał Jupiter nagląco. – Myśl intensywnie.

– Pewnie, że pamiętam – odpowiedział Bob. – Gwardziści wpadli do pokoju, ty i Rudi mocowaliście się z nimi, a ja przewróciłem się i rąbnąłem się w głowę. Do tego momentu pamiętam. A teraz jesteśmy pewnie w jakimś więzieniu.

– Nie to miałem na myśli – powiedział Jupiter. – Czy pamiętasz, co zrobiłeś ze srebrnym pająkiem? Czasami, gdy jedno uderzenie w głowę wywołuje amnezję, drugie przywraca pamięć.

– Nie – Bob potrząsnął głową – wciąż pustka.

– Może to i dobrze – powiedział gorzko Rudi. – Przynajmniej książę Stefan nie może cię zmusić do mówienia.

W tym momencie w zamku zazgrzytał klucz. Ciężkie drzwi otworzyły się i dwaj mężczyźni w mundurach gwardii książęcej weszli do celi. Każdy z nich miał w jednej ręce silną latarnię elektryczną, w drugiej miecz.

– Chodźcie – odezwał się burkliwie jeden z nich. – Książę Stefan kazał was doprowadzić do pokoju przesłuchań. Wstawajcie. Będziecie szli między nami i nie próbujcie żadnych sztuczek, bo będzie z wami źle.

Potrząsnął złowieszczo mieczem.

Chłopcy podnieśli się z wolna. Wyszli za jednym z gwardzistów na kamienny, wilgotny korytarz. Drugi gwardzista zamykał pochód. Za nimi korytarz opadał ku jakiejś niewiadomej ciemności, przed nimi wznosił się w górę. Minęli inne, zamknięte drzwi i weszli na schody. U ich szczytu stali jeszcze dwaj gwardziści.

Wepchnięto ich do długiego, oświetlonego latarniami pokoju. Bob wydał cichy jęk i nawet Jupiter pobladł. Widzieli już tego rodzaju pokoje w filmach. Była to sala tortur sprzed stuleci. I była autentyczna. Po jednej stronie stało przerażające koło tortur, na którym rozciągano przywiązane ofiary za pomocą wielkich ciężarów. Za nim drugie wielkie koło, do którego przywiązywano ofiary i młotem łamano im ręce i nogi. Były jeszcze inne masywne urządzenia z drewna, których przeznaczenia woleli się nie domyślać. Na środku sali stał żelazny posąg kobiety. Był wydrążony w środku, a jego przednia część, umieszczona na zawiasach, otwierała się. Wewnątrz sterczały zardzewiałe szpikulce. Urządzenie to zwało się Żelazna Dama. Stawiano ofiarę wewnątrz i zamykano wolno przednią ścianę, a zardzewiałe szpikulce… ale ani Jupe, ani Bob nie chcieli o tym myśleć.

– Pokój przesłuchań – szepnął Rudi, a głos drżał mu lekko. – Słyszałem o nim. Pochodzi z czasów Czarnego Księcia Jana, krwawego tyrana z okresu średniowiecza. O ile wiem, nie używano go od tamtych czasów. Myślę, że książę Stefan kazał nas tu przyprowadzić, żeby nas nastraszyć. Nie odważy się nas torturować!

Zapewne Rudi miał rację. Tym niemniej widok koła tortur, Żelaznej Damy i innych diabelskich urządzeń przyprawiał Boba i Jupe'a o mdłości.

– Cisza! – ryknął gwardzista do Rudiego. – Książę Stefan nadchodzi!

Gwardziści, stojący przy drzwiach, wyprężyli się na baczność. Do sali wkroczył książę Stefan, za nim książę Rojas. Wyraz brzydkiej satysfakcji malował się na twarzy księcia Stefana.

– A więc mamy myszy w pułapce! – powiedział. – Czas, by zaczęły piszczeć. Powiecie mi, co chcę wiedzieć, albo gorzko tego pożałujecie.

Gwardziści wzięli z kąta fotel, odkurzyli go i ustawili przed drewnianą ławą, na której posadzono chłopców. Książę Stefan usiadł i jął stukać palcami w poręcze fotela.

– Ach, młody Rudolf – zwrócił się do Rudiego. – Tak więc jesteś w to wmieszany. Zabiorę się do twego ojca i rodziny, nie mówiąc o tobie. To ci mogę przyrzec.

Rudi zacisnął usta i nie odezwał się słowem.

– A teraz wy, moi młodzi Amerykanie – kontynuował książę Stefan. – Wpadliście. Przynajmniej dwaj z was. Nie będę was pytał, po co jesteście w tym kraju. Aparaty fotograficzne, które zostawiliście uciekając, powiedziały nam wszystko. Jesteście agentami rządu amerykańskiego! Szpiedzy! Przyjechaliście tu spiskować przeciw Waranii. Dopuściliście się jeszcze większej zbrodni. Ukradliście srebrnego pająka Waranii.

Wychylił się ku nim z fotela i twarz mu pociemniała.

– Powiedzcie mi, gdzie on jest, a obejdę się z wami łagodnie. Wybaczę wam, bo jesteście po prostu młodzi i głupi. Mówcie!

– My nie ukradliśmy pająka – powiedział śmiało Jupiter. – Ktoś inny to zrobił i ukrył go w naszym pokoju.

– Oho! – wykrzyknął książę Stefan. – Przyznajesz, że go macie. To już jest przestępstwem. Ale ja mam miękkie serce i wyrozumiałość dla młodości i jej szaleństw. Powiedzcie mi tylko, gdzie jest, zwróćcie mi go, a wam wybaczę.

Bob czekał, by Jupiter zabrał głos. Jupe zawahał się. Uznał w końcu, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę.

– Nie wiemy gdzie jest.

– Stawiasz się, co? – książę Stefan rzucił mu groźne spojrzenie. – Niech więc drugi mi powie. Jeśli oczekujesz litości, mała myszko, mów, gdzie jest srebrny pająk.