Выбрать главу

Był to ich własny telefon i opłacali go z zarobionych u Tytusa Jonesa pieniędzy. Nieczęsto dzwonił. Gdy to się zdarzało, nieodmiennie oznaczało jakieś emocje. Jupiter porwał słuchawkę.

– Halo, tu Trzej Detektywi. Mówi Jupiter Jones.

– Dzień dobry, Jupiterku – zagrzmiał z podłączonego do telefonu głośnika głęboki głos Alfreda Hitchcocka. – Cieszę się, że cię zastałem. Chciałem dać ci znać, że niebawem będziesz miał gościa.

– Gościa? – powtórzył Jupiter. – Czy chodzi o jakąś tajemniczą sprawę, proszę pana?

– Nic więcej nie mogę ci powiedzieć – odparł Alfred Hitchcock. – Zostałem zobowiązany do dyskrecji. Odbyłem długą rozmowę z tą osobą i zarekomendowałem was gorąco. Otrzymacie zaskakujące zaproszenie. Chciałem was tylko uprzedzić. A teraz muszę się już pożegnać.

Rozmowa była skończona i Jupe odłożył słuchawkę. Chłopcy wymienili spojrzenia.

– Myślicie, że to nowa sprawa dla nas? – zapytał Bob.

I właśnie w tym momencie przez otwarty lufcik przyczepy dobiegło ich gromkie wołanie Matyldy Jones, ciotki Jupe'a.

– Jupiter! Chodź tu zaraz! Ktoś do ciebie!

Po chwili chłopcy czołgali się przez Tunel Drugi. Była to duża rura, która prowadziła spod otworu w podłodze przyczepy do sekretnego wejścia w pracowni Jupe'a. Stąd, przeciskając się między stertami rupieci, w minutę dotarli do biura składu.

Przed biurem stał mały samochód, a obok niego młody mężczyzna. Poznali go natychmiast. Był to Amerykanin, eskortujący księcia Djaro owego dnia, gdy omal nie doszło do kraksy.

– Jak się macie – powiedział. – Pewnie nie spodziewaliście się zobaczyć mnie znowu. Pozwólcie, że tym razem się przedstawię. Jestem Bert Young, oto moja legitymacja.

Pokazał im kartę, wyglądającą jak legitymacja służbowa, po czym wsunął ją z powrotem do portfela.

– Jestem tu w oficjalnej sprawie rządowej. Gdzie możemy porozmawiać poufnie?

– Tam, w głębi – odpowiedział Jupiter, wytrzeszczając z lekka oczy.

Agent rządowy chce rozmawiać z nimi poufnie. W dodatku niewątpliwie wypytywał o nich Alfreda Hitchcocka. O co może chodzić?

Poprowadził gościa do swej pracowni. Wyszukał dwa stare krzesła, a Bob i Pete usiedli na skrzyni.

– Domyślacie się może, dlaczego tu jestem – powiedział Bert Young.

Nie mieli pojęcia, czekali więc na jego dalsze słowa.

– Chodzi o księcia Waranii, Djaro.

– Książę Djaro! – wykrzyknął Bob. – Co u niego słychać?

– Miewa się dobrze i przesyła wam pozdrowienia. Rozmawiałem z nim dwa dni temu. Otóż chciałby, żebyście wszyscy trzej przyjechali do niego i zostali przez dwa tygodnie, aż do jego koronacji.

– O rany! – zawołał Pete. – Jechać tak daleko, do Europy? Jest pan pewien, że mu o nas chodzi?

– O was i tylko o was – odparł Young. – Zdaje się, że od wyprawy do Disneylandu uważa was za swoich prawdziwych przyjaciół. Nie ma ich wielu. W Waranii trudno mu odróżnić prawdziwych przyjaciół od tych, którzy mu tylko schlebiają, bo jest księciem. Was jest pewien. Pragnąłby mieć teraz przy sobie przyjazne dusze, dlatego was zaprasza. Powiem wam prawdę: to ja postarałem się, żeby wpadł na ten pomysł.

– Pan? – zdziwił się Bob. – Dlaczego?

– A więc – odpowiedział Bert Young – tak to wygląda. Warania jest spokojnym państwem. Jest neutralna jak Szwajcaria. Stany Zjednoczone to zadowala, oznacza bowiem, że Warania nie udziela pomocy żadnemu nieprzyjaznemu państwu.

– Jakiej pomocy może komukolwiek udzielić tak mały kraj jak Warania? – odezwał się wreszcie Jupiter.

– Byłbyś zaskoczony. Może na przykład dopuścić, by powstał tam ośrodek działań szpiegowskich. Ale nie będę się wdawał w szczegóły. Istotne jest, czy przyjmujecie zaproszenie księcia?

Chłopcy zawahali się. Oczywiście chcieliby pojechać, ale nie wszystko było takie proste. Po pierwsze, zgoda rodziców, po drugie, pieniądze, nie mówiąc już o paszportach. Bert Young rozwiał ich wątpliwości.

– Porozmawiam z waszymi rodzicami – powiedział. – Myślę, że uda mi się przekonać ich, że będziecie pod dobrą opieką. Po pierwsze, ja sam tam będę i zajmę się wami. Będziecie gośćmi księcia. Po drugie, rząd wyda wam paszporty, opłaci przelot i zaopatrzy w pieniądze na drobne wydatki. Chcemy, byście się zachowywali jak typowi amerykańscy turyści lub powiedzmy tak, jak ich sobie wyobrażają Waranianie. To znaczy będziecie sobie kupowali pamiątki, robili zdjęcia…

Bob i Pete byli zbyt uradowani, by mieć jakieś wątpliwości. Jupiter jednak zmarszczył czoło.

– Dlaczego rząd miałby dla nas zrobić to wszystko? Przecież nie ze wspaniałomyślności. Rządy nie bywają tak hojne.

– Alfred Hitchcock powiedział, że jesteś inteligentny – zaśmiał się Bert Young. – Z przyjemnością stwierdzam, że ma rację. Prawda jest taka, że rząd chce was zatrudnić jako tajnych agentów w Waranii.

– Chce pan powiedzieć, że mamy szpiegować księcia Djaro? – zapytał z oburzeniem Pete.

Bert Young potrząsnął głową.

– Absolutnie nie. Ale miejcie oczy otwarte i jeśli tylko zobaczycie lub usłyszycie coś podejrzanego, dajcie mi natychmiast znać.

– Wydaje mi się to dziwne – powiedział Jupiter poważnie. – Myślałem, że rząd ma swoje źródła informacji, które…

– Jesteśmy tylko ludźmi – przerwał mu Bert Young. – Zdobywanie informacji w Waranii jest trudne. Widzisz, Waranianie to bardzo dumni ludzie. Nie godzą się na wyświadczanie usług obcokrajowcom i czują się dotknięci, gdy im się coś takiego proponuje. Cenią sobie wysoko swoją neutralność. Tym niemniej doszły nas słuchy, że szykuje się tam coś niedobrego. Proszę was, byście trzymali to w głębokiej tajemnicy. – Popatrzył uważnie na każdego z chłopców.

Kiwnęli z powagą głowami.

– Dobrze. Podzielę się z wami naszymi podejrzeniami. Odnosimy wrażenie, że regent, książę Stefan, jest nieuczciwy. Ma sprawować rządy do chwili koronacji księcia Djaro i możliwe, że nie zechce do tej koronacji dopuścić. Książę Stefan, premier i cała Rada Najwyższa, odpowiednik naszego Kongresu, postępują bardzo przebiegle. Wydaje nam się jednak, że mogą uniemożliwić Djaro objęcie władzy.

– Jest to właściwie – kontynuował Young – wewnętrzna sprawa państwa i nie powinniśmy się wtrącać. Krążą jednak pogłoski, że zamiary księcia Stefana idą znacznie dalej. Na tym urywają się nasze informacje. Musimy wiedzieć, do czego zmierza książę Stefan. Jeśli zamieszkacie na miejscu, w pałacu, kto wie, może uda wam się uzyskać jakieś wiadomości. Nikt z nas nie jest w stanie zbliżyć się z Waranianami na tyle, żeby dowiedzieć się prawdy. Być może Djaro coś wie, jest zbyt dumny, by prosić o pomoc, ale zwierzy się wam. Być może ktoś z jego otoczenia, traktując was jak zwykłe dzieciaki, powie coś nieostrożnie. Czy podejmiecie się tego zadania?

Bob i Pete pozostawili podjęcie decyzji Jupe'owi, jako głowie ich zespołu. Jupe zastanawiał się chwilę, wreszcie skinął potakująco.

– Jeśli to, czego od nas wymagacie, pomoże Djaro, podejmujemy się. Oczywiście, jeśli nasze rodziny się zgodzą. Daliśmy Djaro słowo, że będziemy jego przyjaciółmi, i zrobimy wszystko, żeby go nie zawieść.

– Oto co chciałem usłyszeć! – ucieszył się Bert Young. – Tylko jedna rada. Nie mówcie Djaro o naszych podejrzeniach. Starajcie się w miarę możności, żeby on sam wam jak najwięcej powiedział. Nie dopuśćcie też, by ktokolwiek domyślił się, po co tam jesteście. Niemal wszyscy Waranianie są lojalni wobec Djaro. Uwielbiali jego ojca, który osiem lat temu zginął w wypadku na polowaniu. Książę Stefan jest nielubiany. Lecz jeśli Waranianie zwietrzą, że szpiegujecie, nawet w dobrych intencjach, podniosą straszną wrzawę. Tak więc, miejcie oczy i uszy otwarte, ale usta zamknięte. Rozumiecie? Świetnie, koledzy, do roboty!