Kiedy potem podawała do stołu, dokładnie przyjrzała się obecnym. Bez trudu odgadła, która z kobiet płakała – była to pani Tamara…
Catharina zastanawiała się, w jaki sposób Malcolm zamierza powiadomić ją o spotkaniu. A może o wszystkim zapomniał? Albo, co gorsza, żałował tego, co jej wyznał, i będzie jej unikał?
Jednak kiedy mijali się przy drzwiach salonu po podaniu wieczornej herbaty, wsunął jej dyskretnie do ręki karteczkę. Catharina ciągle nie pojmowała, dlaczego Malcolm zachowuje się w taki sposób… Czyżby był przesądny? Chyba nie wierzył, że Agneta Järncrona nadal patrzy i nasłuchuje z każdego zakamarka?
Ale liścik Malcolma bardzo ją uradował. Kiedy znalazła się sama w spiżarni, rozwinęła karteczkę i przeczytała wiadomość: Czekaj na tylnych schodach między kuchnią a przejściem do sypialni o wpół do jedenastej.
O wpół do jedenastej? Tak późno? Jak ja wytrzymam, żeby nie zasnąć, zastanawiała się Catharina, która wieczorami bywała taka zmęczona, że dosłownie padała z nóg. Wiedziała jednak, że Elsbeth nie kładzie się do łóżka wcześniej niż o wpół do dziesiątej, a matka musi wówczas także iść do sypialni. Dziewczynka bowiem nie mogła ścierpieć, że coś się dzieje pod jej nieobecność. Panna Inez także przyłączała się do nich.
Malcolm więc chciał mieć pewność, że kiedy spotka się ze służącą, wszystkie współmieszkanki dworu będą już spać.
ROZDZIAŁ VI
Ale wieczór nie upłynął im tak, jak zaplanowali.
Rodzina zasiadła do herbaty, Catharina zaś stanęła dyskretnie z boku, gotowa w każdej chwili usłużyć, gdyby została o to poproszona. Wszyscy z niepokojem nasłuchiwali szalejącej za oknami wichury. Od Bałtyku rozkołysanego wiosennym sztormem przewalał się przez równinę Östergötland prawdziwy huragan. Stary pałac trzeszczał w spojeniach.
Catharina rzuciła zatrwożone spojrzenie na Malcolma, ale jego widoczne zdenerwowanie spotęgowało jeszcze niepokój dziewczyny.
– W czasie ostatniej wichury zerwało dachy w czworakach – mruknął.
– Pamiętam – westchnęła pani Tamara. – Cóż to był za żywioł!
Elsbeth wstała od stołu i podeszła do okna.
– Spójrzcie na księżyc – odezwała się zafascynowana. – Gna gdzieś między chmurami. O, teraz zniknął… Nie, znowu świeci! Na dworze jest cudownie, wiatr szarpie drzewa, omal ich nie wyrywając z korzeniami, unosi w górę wszystko, co da się porwać z ziemi. O, znów się ściemniło niczym w grobie.
W błękitnych oczach dziewczynki czaiło się dziecinne zdumienie nad siłami przyrody, ale nie okazywała strachu, raczej zachwyt.
– Usiądź, proszę, Elsbeth! – upomniała córkę pani Tamara. – Jest już dostatecznie strasznie. Nie wywołuj więc złych mocy.
Ledwie skończyła mówić, rozległo się głośne walenie w drzwi frontowe. Wszyscy odruchowo zwrócili wzrok ku Catharinie, więc poszła otworzyć. Świadomość, że w salonie siedzi Malcolm, dodała jej odwagi, inaczej pewnie by się zawahała.
Nacisnęła klamkę. Drzwi się otworzyły tak gwałtownie, że omal nie wyrwało jej ręki. Lampy oliwne oświetlające hol zamigotały i zgasły. Zdążyła jednak rozpoznać zarządcę.
– Czy mogę porozmawiać z panem dziedzicem? – zawołał.
– Oczywiście, wejdź! – odkrzyknął mu Malcolm. – Ale zamknij drzwi, na miłość boską! Karin, czy możesz zapalić lampy?
Zarządca, kulejący nieco po doznanym urazie kolana, przeszedł po omacku do salonu, w którym Malcolm kazał zainstalować nowoczesne lampy naftowe. Takie same zakupił też na piętro i zamówił następne z zamiarem umieszczenia ich w holu. Tego wieczoru przekonali się, jak bardzo są przydatne.
Kiedy Catharina mozolnie rozpalała na nowo wszystkie lampy, usłyszała strzępy rozmowy prowadzonej w salonie.
– Wszyscy się boją – mówił zarządca. – Dachy kilku chat trzeba by przymocować linami… zagroda dla świń… banda Torstenssona…
Przypomniała sobie, że w kuchni służący rozprawiali o bandzie, a w ich słowach strach mieszał się z podziwem. Podobno była to grupa rzezimieszków otoczonych glorią bohaterów. Rabowali bogate domy, posuwając się nawet do brutalnych mordów. Kilku członków bandy złapano i osadzono w więzieniu, ale natychmiast dołączyli nowi, bo przynależność do gangu nobilitowała niejako każdego zbira.
– Pójdę z tobą – zadecydował Malcolm i ruszył do wyjścia. Kiedy otworzył drzwi, zapalone z takim trudem lampy oliwne znowu zgasły, ale mężczyźni nawet tego nie zauważyli. Ponieważ drzwi do salonu były zamknięte, Catharina nagle została sama w kompletnych ciemnościach.
Krzyknęła przestraszona. Zwabiona hałasem, do holu weszła pani Tamara, a ujrzawszy, co się stało, nakazała:
– Karin, idź na górę i znieś wszystkie lampy naftowe z korytarza. Ja tymczasem zajrzę do kuchni, żeby sprawdzić, czy mają zapas nafty. Widziałam, że jedna z lamp jest już pusta.
Catharina po ciemku doszła do schodów, ale w chwili, gdy księżyc rzucił bladą smugę, otworzyły się drzwi do salonu i stanęła w nich Elsbeth.
– Zamknij te drzwi, córeczko! – zawołała pani Tamara. – Bo powstaje straszny przeciąg, gdy równocześnie otwarte są drzwi wejściowe. Jeśli będziesz chciała pójść do kuchni, używaj tylnego wyjścia.
Elsbeth posłuchała matki. Catharina tymczasem weszła na piętro i wzięła lampę, a potem zniosła ją na dół i postawiła na wielkim kufrze w holu.
Właśnie wchodziła ponownie na górę po kolejną lampę, gdy nastąpiła seria nieoczekiwanych wydarzeń. Księżyc znów skrył się za chmurami. Kiedy Catharina znalazła się mniej więcej w połowie schodów, poczuła naraz lodowaty uścisk wokół kostki i silna dłoń pociągnęła ją po stopniach w dół. Przerażona rozejrzała się wokół i wówczas zobaczyła dziwną jasność na jednej z pobliskich ścian. W następnym ułamku sekundy zrozumiała, że drzwi do sali balowej stoją otworem i wylewa się stamtąd srebrzysta poświata. Ale zaraz księżyc znów zaszedł za chmury i zapadły ciemności. W dzwoniącej ciszy rozległ się przeraźliwy krzyk Cathariny.
Uścisk wokół łydki zelżał, więc dziewczyna wykorzystała okazję i wdrapała się po schodach. Dygocząc ze strachu wzywała pomocy.
Z kilku stron wpadli do holu domownicy. Pani Tamara trzymała świecznik w dłoni i oświetlając sobie drogę wołała:
– Co się stało? Czy to ty krzyczałaś, Elsbeth?
– Nie, mamo – odpowiedziała córka z miną niewiniątka.
– Ależ, Boże drogi – usłyszeli głos panny Inez. – Dlaczego są otwarte drzwi do sali balowej?
– To ja krzyczałam – odezwała się Catharina schodząc z góry. – Ktoś mnie napadł, gdy wchodziłam po schodach.
– Napadł?
– Tak, jakaś lodowata ręka chwyciła mnie za nogę.
Zgromadzeni na dole domownicy zamilkli w zdumieniu, jakby nie dowierzając słowom służącej.
– Za nogę? Cóż to znowu za bzdury? – zdziwiła się panna Inez zgorszona absurdalnym oskarżeniem Cathariny.
– To prawda – upierała się dziewczyna, z trudem powstrzymując się od płaczu. – Proszę, czy możesz, pani, zamknąć te drzwi? Nie odważę się nawet zbliżyć do nich.
Pani Tamara bez wahania zamknęła salę balową i zwróciła się do służącej ze słowami:
– Karin, coś ci się musiało przywidzieć. Ale, bardzo proszę, nie opowiadaj o tym w kuchni!
Nagle znowu otworzyły się drzwi frontowe i gwałtowny podmuch wiatru zgasił płomienie świec.
– Drogi Malcolmie, nie otwieraj tak szeroko drzwi! – zawołała z desperacją w głosie pani Tamara. – Za każdym razem gdy wychodzisz lub wchodzisz, powstaje straszny przeciąg. Nie nadążamy zapalać lamp.