Pisanie tego listu przychodzi mi z wielkim trudem. Uwierz, że nigdy nie miałem najmniejszego zamiaru Cię zranić. Ale może właśnie dlatego muszę to uczynić. Zdaję sobie sprawę, że sprawiałem Ci zawód, wielokrotnie przesuwając termin ślubu. Jednak zaistniały ku temu poważne powody.
A teraz, wbrew własnej woli, muszę zerwać umowę naszych rodziców. Czynię to z ciężkim sercem. Pragnąłem bowiem spędzić życie u boku żony, a Ty, jak mogę sądzić na podstawie tych kilku listów i pozdrowień, jakie otrzymałem, jesteś osobą miłą i przyjazną.
Proszę, nie myśl o mnie źle. Przyczyną mej decyzji nie jest inna kobieta. Nigdy nie złamałbym przyrzeczenia z takiego powodu. Musisz mi uwierzyć, że nie miałem wyboru, podejmując tak trudną decyzję, i uczyniłem to przede wszystkim dla Twojego dobra.
Od dawna mnie gnębi świadomość, że nigdy nie miałem okazji złożyć Ci wizyty. Powinienem Cię odwiedzić, jednak uwierz, było to zupełnie niemożliwe. Więcej nie mogę wyjawić.
Załączam list do Twoich rodziców, w którym zwalniam Cię z wszelkich zobowiązań wobec mnie. Niestety, im również nie mogę podać powodu mej bulwersującej decyzji. Łudzę się jedynie nadzieją, że może poznałaś mężczyznę, którego pokochałaś, a którego nie mogłaś poślubić z powodu danego mi słowa. Teraz jesteś wolna.
Wiem, że postępuję wobec Ciebie okropnie, i sprawia mi to prawdziwy ból. Pozostaje mi tylko prosić Cię pokornie o przebaczenie za wszystko.
Oddany
Malcolm Järncrona
Catharina odłożyła list i nie ruszając się z miejsca bezmyślnie zapatrzyła się przed siebie. Zniknęły gdzieś ściany pokoju, realny świat przestał istnieć. Powoli zapadała się we własny – pełen bólu i straconych złudzeń.
Właściwie nigdy nie widziała Malcolma Järncrony, ale jako romantyczna panienka często o nim marzyła. Wyobrażała sobie, że jest młodym, przystojnym blondynem i szaleje z miłości do niej, uważając ją za największą piękność. Wiedziała, że starszy od niej o pięć lat narzeczony jest właścicielem wielkiego dworu Markanäs w Östergötland, który od pokoleń pozostawał w rękach przedstawicieli jego rodu. Żaden z właścicieli nie mógł go sprzedać, ciążył bowiem na nim obowiązek przekazania majątku najstarszemu synowi. Teraz dziedzicem był Malcolm. I na tym w gruncie rzeczy kończyła się wiedza Cathariny o narzeczonym. Chociaż nie, przypomniała sobie jeszcze, że ciotka ze Sztokholmu, siostra matki, wspomniała kiedyś mimochodem, że o Markanäs krążą nieprzyjemne plotki, jakaś historia z duchami czy klątwa, dokładnie nie pamiętała.
Ale Malcolm w swych krótkich listach zawsze odnosił się do niej przyjaźnie, nie bez pewnej galanterii, jak gdyby uznawał i akceptował bez zastrzeżeń umowę rodziców.
Teraz jednak porzucił ją, nie pozostawiając najmniejszej nadziei.
Poczuła nieprzyjemne ssanie w dołku, palący wstyd, a równocześnie ogarnął ją dręczący niepokój. Jak mogłaby pomóc swym siostrom, które niecierpliwie pragną wyjść za mąż?
Niestety, nie miała w zanadrzu żadnego wielbiciela, w którego ramionach znalazłaby wybawienie z tej nieprzyjemnej sytuacji.
Musi pogodzić się z przykrą prawdą, że do końca dni przyjdzie jej żyć samotnie. Skończyła już dwadzieścia siedem lat, a to sporo dla niezamężnej dziewczyny. W swym środowisku nie znała wielu mężczyzn, którzy ewentualnie mogliby starać się o jej rękę. Oczywiście, poza leciwymi wdowcami, którzy zapewne radzi byliby ją poślubić dla majątku. Jej ojciec wszak był właścicielem pokaźnej fortuny. Catharina nie chciała jednak się wiązać z jakimś zniedołężniałym starcem, który miałby dzieci w jej wieku. Nawet dla swych sióstr nie była gotowa na takie poświęcenie. Ale jeśli ona nie wyjdzie za mąż, wówczas i one pozostaną starymi pannami. Takie niepisane prawo obowiązywało w środowisku, z którego się wywodziła. Gdyby rodzice przewidzieli to wcześniej, nie pozbawiałaby sióstr możliwości zamążpójścia. Rodzice jednak, przekonani, że zabezpieczyli przyszłość swojej córce, nigdy nie pomyśleli o oddaniu jej do klasztoru. W wyższych sferach uciekano się nierzadko do takiego rozwiązania chroniącego samotne kobiety przed wstydem staropanieństwa.
Catharina zastanawiała się gorączkowo, co zrobić z listem adresowanym do rodziców. Nie miała przecież prawa go zagarnąć. Postanowiła jednak przetrzymać go przez pewien czas, nim znajdzie jakieś wyjście.
Na odgłos kroków Lotty, z którą dzieliła pokój, pośpiesznie ukryła kopertę.
Tej nocy nie mogła spać. Z całych sił się powstrzymywała, by się nie rozpłakać. Dopiero gdy Lotta usnęła, rozszlochała się w poduszkę. Czuła upokarzający wstyd, a zarazem ciężar odpowiedzialności za siostry. Ogarnięta bezsilnością, szeptała:
– Boże, wskaż mi drogę wyjścia z tego koszmaru.
Może gdybym umarła, rozważała w duchu. Rozwiązałoby to wszelkie problemy, także te osobiste. Ale przecież nie mogę sprawić najbliższym takiego bólu. Wszak w gruncie rzeczy bardzo mnie kochają.
Ta myśl akurat teraz wydała jej się wielką pociechą. Tylko jak zdoła dalej żyć w takim upokorzeniu?
Z wolna jej chaotyczne myśli zaczęły się układać w pewien plan, śmiały, wręcz szalony. Uczepiła się go jednak niczym tonący brzytwy.
Wspomniana ciotka ze Sztokholmu, którą panny Berg uwielbiały, często zapraszała siostrzenice do siebie. Nigdy jakoś się nie składało, by mogła ją odwiedzić Catharina. Dla młodej damy samotna podróż do odległej stolicy była dość niebezpieczna. Teraz jednak Catharina postanowiła napisać do ciotki list, uknuć z nią spisek, by przekonać rodziców do wyjazdu. Musiała się spotkać z Aurorą osobiście. Potrzebowała kogoś, komu mogłaby się zwierzyć i zaufać, kto wsparłby ją, gdyż sama nie była w stanie przeprowadzić swych planów.
Kiedy brzask poranka rozjaśnił pokój, Catharina zdecydowała ostatecznie, co zrobi.
Po kilku tygodniach nadeszła odpowiedź od ciotki, pozytywna, aczkolwiek wielce zagadkowa. Aurora gorąco zapraszała siostrzenicę, wyrażając nadzieję, że wspólnie uwarzą z pewnością jakąś smaczną strawę. Matka Cathariny ze zdumieniem czytała te słowa.
– Czy ciotka zamierza cię uczyć gotowania? Przecież wszystkiego nauczyłaś się w domu.
– Ależ, mamo, wiesz przecież doskonale, że ciocię fascynuje francuska kuchnia i zna wiele wyśmienitych potraw. Chyba pozwolisz mi jechać?
– Moje dziecko, to tak daleko! Może wzięłabyś ze sobą Lottę, we dwie byłoby wam raźniej.
– Nie tym razem! – zaprotestowała Catharina, która ciągle jeszcze nie pokazała rodzicom listu od Malcolma Järncrony i prawdę powiedziawszy nie miała odwagi tego uczynić. – Przecież ciocia zaprasza tylko mnie, bo, jak pisze, z powodu remontu nie może przyjąć więcej gości.
Matka wyraźnie zaczynała się wahać.
– A czym tam dojedziesz?
– Koleją.
– Oszalałaś! Takie nowomodne wynalazki nie są dla panien z dobrego domu! – oburzyła się, ale popatrzyła zamyślona na swą najstarszą córkę. Przydałoby się jej trochę odpoczynku od ciągłych przytyków niezadowolonych sióstr. Sama także chętnie oderwałaby się od niespokojnych myśli o przyszłości najstarszej córki.
– Może Nilsson mógłby ci towarzyszyć? – rzekła w końcu niepewnie, zerkając ponownie do listu. – Ale na cały miesiąc…
Nilsson był ich starym oddanym kamerdynerem.
– Niech będzie. Odwiezie cię do Sztokholmu, a po miesiącu cię odbierze – postanowiła matka. – Tylko co zrobić, jeśli w tym czasie nadejdzie wiadomość od dziedzica Järncrony? Niewykluczone zresztą, że przyjedzie osobiście.