– Nie sądzę – odparła krótko Catharina, w żadnym razie nie przewidując takiej możliwości. – Gdyby jednak tak się stało, powiadomcie go, gdzie przebywam.
Matka w końcu ustąpiła i w parę dni później żegnały się na stacji. Catharina ubrana skromnie i praktycznie wspięła się po wysokich stopniach do wagonu przy dyskretnej pomocy Nilssona. Pociąg ruszył. Lokomotywa kopciła okropnie, pokrywając siedzenia grubą warstwą sadzy, ale Catharina nie przejmowała się niewygodami, bo oto wyruszała na spotkanie swej wielkiej przygody.
Ciotka Aurora, przemiła, pełna młodzieńczego wigoru dama, powitała siostrzenicę na dworcu w Sztokholmie duszącym zapachem perfum i nieprzerwanym szczebiotem.
Jednak na swobodną rozmowę przyszła pora dopiero następnego dnia, kiedy odprawiły Nilssona w powrotną drogę.
Okazało się, że ciotka nie zasypiała gruszek w popiele, oczekując przyjazdu Cathariny. Siadając do śniadania przy suto zastawionym stole, zdawała jej relację z tego, czego się dowiedziała.
– W Markanäs potrzebują służącej. Stawiają jednak wysokie wymagania: dziewczyna musi mieć nienaganne maniery i doświadczenie. Najlepiej, by nie była to jej pierwsza praca u ludzi z wyższych sfer.
– Służąca? – W oczach Cathariny pojawił się błysk przerażenia. – Nie wiem, czy podołam. Liczyłam na posadę guwernantki!
– W Markanäs nie ma dzieci z wyjątkiem przyrodniej siostry Malcolma, Elsbeth, liczącej około szesnastu lat.
– To on ma przyrodnią siostrę? Nie miałam pojęcia, zresztą w ogóle niewiele wiem o człowieku, którego miałam poślubić.
– No cóż, ja także nie zebrałam zbyt wielu informacji o rodzinie Järncronów. Są bardzo skryci i nie udzielają się towarzysko – przyznała ciotka, nakładając sobie na talerzyk kawałek ciasta orzechowego.
Ciasto na śniadanie? Catharina patrzyła zaszokowana. Ciotka Aurora znana była jednak z tego, że zawsze robiła to, na co miała ochotę.
– Powiedz, ciociu, co miałaś na myśli, wspominając kiedyś, że nad dworem Markanäs ciąży przekleństwo?
– Ee, nic takiego, to jakaś bzdura.
– Bardzo mnie zaintrygowałaś. Skoro mam tam mieszkać, powinnam chyba wiedzieć jak najwięcej o tym dworze.
– Hmm… Musiałabym sobie przypomnieć. Słyszałam o tym już tak dawno.
Ciotka Aurora zamyśliła się. Catharina, obserwując jej wyrazistą twarz, zapragnęła rozpaczliwie, by mieć tyle pewności siebie co ukochana ciotka.
– Chodziło chyba o jakąś dziedziczkę, właścicielkę dworu z siedemnastego wieku… Była bardzo piękna, ale żądna władzy i okrutna. Nie mogła znieść rządów swych następczyń. Powiadają, że zamordowała swą rywalkę czy synową… Wszystko w tej historii jest dość niejasne. Pamiętaj, że powtarzam tylko pogłoski krążące wśród tak zwanej elity towarzyskiej. W każdym razie podobno w Markanäs straszy. Trudno stwierdzić, czy tkwi w tym ziarenko prawdy, ale plotki nie rodzą się bez powodu. Ta licząca ponad dwieście lat dama nie akceptuje żon kolejnych dziedziców… Catharino, czy jesteś pewna, że chcesz tam pojechać?
– Tak – odpowiedziała zdecydowana. – Muszę się dowiedzieć, dlaczego mnie tak potraktował. Uważam, że nie powinnam rezygnować, nie próbując zrozumieć motywów tej decyzji. Może Malcolm ma jakieś kłopoty, finansowe albo osobiste? Może jest chory, niewidomy czy Bóg wie co jeszcze! Chcę mu pomóc!
Ciotka popatrzyła na Catharinę i rzekła:
– Masz rację, kobiety nie powinno się tak traktować! Na twoim miejscu postąpiłabym dokładnie tak samo. W sumie jednak cię podziwiam. Szczerze mówiąc, nie podejrzewałam cię o taką odwagę. Zawsze wydawałaś mi się cicha, nieśmiała i chyba najbardziej zahukana spośród moich ukochanych siostrzenic. Ale wracając do rzeczy! – Aurora poczęstowała Catharinę ciastem i dalej ciągnęła swą opowieść. – Moja wiedza o rodzinie Järncronów nie kończy się na plotkach. Dowiedziałam się, że Malcolm, mimo że jest dziedzicem, wcale nie był najstarszym synem.
– A co się stało z jego bratem?
– O, to tragiczna historia. Zaledwie trzy dni po ślubie jego żona spadła ze schodów i zabiła się. Młody dziedzic tak się przejął jej śmiercią, że popełnił samobójstwo. Zastrzelił się z rewolweru.
– Uff… – wyszeptała Catharina, czując, jak dreszcz przebiega jej po plecach.
– O ile sobie dobrze przypominam, matka Malcolma umarła, gdy chłopcy dorastali. Niewiele o niej słyszałam. Ich ojciec natomiast ożenił się powtórnie z piękną wdową o imieniu Tamara, która miała maleńką córeczkę, Elsbeth.
– W takim razie Malcolm i Elsbeth wcale nie są przyrodnim rodzeństwem!
– W rzeczy samej! Po kilku zaledwie latach właściciel dworu zmarł, pozostawiając Tamarę z trojgiem dzieci. Co prawda chłopcy zdążyli już dorosnąć, ale córka była jeszcze bardzo mała.
– Tak więc po śmierci brata i jego żony Malcolm mieszka w Markanäs jedynie ze swą macochą i jej córką?
– Przeprowadziła się też do nich siostra Tamary, Inez, osoba niezwykle ofiarna.
– Innymi słowy, wdowa Tamara znalazła łaskę w oczach okrutnej, żądnej władzy siedemnastowiecznej damy?
– Fe, Catharino, uważam, że trochę przesadzasz – skarciła ją ciotka, zdecydowanym krokiem podchodząc do gustownego sekretarzyka. – Popatrz, wczoraj przygotowałam list polecający, weźmiesz go z sobą! Napisałam, że pracowałaś u mnie i wykonywałaś wszystkie swoje obowiązki bardzo solidnie. Niestety z pewnych powodów natury osobistej zmuszona jestem wymienić służbę. Wspomniałam też, że jesteś uczciwa i zręczna… À propos, moje dziecko, jesteś zręczna? No i że masz nienaganne maniery. Myślę, że w Markanäs nie zdołają domyślić się pokrewieństwa między nami, noszę bowiem nazwisko mojego świętej pamięci męża. Jednak na wszelki wypadek nazwałam cię Karin Bengtsdatter.
– Wielkie dzięki, ciociu – Catharina dygnęła.
– Tylko, na miłość boską, zachowaj ostrożność! – ostrzegała ciotka. – Postaraj się nie rzucać Malcolmowi w oczy. Co prawda nie wie, jak wyglądasz, jednak na wypadek, gdyby się okazało, że jednak możecie wziąć ślub, lepiej, by się nie dowiedział, że go szpiegowałaś.
– Rozumiem, ale co ze służbą? Przecież przed nimi się nie ukryję.
– Tak, to rzeczywiście problem. Może jednak zrezygnujesz z tej ryzykownej eskapady i zostaniesz u mnie?
Catharina nie odezwała się słowem, ale jej spojrzenie nie pozostawiało wątpliwości, jaką podjęła decyzję. Ciotka westchnęła ciężko.
– Rozumiem cię, rozumiem doskonale. Życzę powodzenia, kochanie.
– A co zrobimy, jeśli nadejdzie list od mamy?
– Zostaw to mnie. Zawsze potrafiłam ją zagadać, kiedy chciałam odwrócić jej uwagę. Nie martw się, nikt się nie dowie, czym się zajmujesz.
– Dziękuję. Cieszę się, że rozumiesz moją determinację. Przez całe życie nie istniał dla mnie żaden inny mężczyzna prócz Malcolma. Chcę go zobaczyć, poznać go. Łudzę się, że może wcale go nie polubię, a wtedy nie będzie mnie bolało, że mną wzgardził. Samotne życie w gruncie rzeczy mnie nie przeraża, uważam, że mogłoby być równie wartościowe. Ale gdy pomyślę o moich siostrach… Dla nich staropanieństwo oznaczałoby prawdziwą tragedię, bo kochają swych narzeczonych. Nie widziałam Malcolma na oczy, ale przyznaję, że lubiłam jego krótkie liściki, podobał mi się też jego charakter pisma.
Ciotka popatrzyła na siostrzenicę i zamyśliła się. W tych kilku zdaniach usłyszała nutkę nadziei, co ją zaniepokoiło. Wyjęła elegancki ustnik i zapaliła papierosa.
Catharina spojrzała na nią zgorszona. Co prawda rodzice rozprawiali kiedyś z ubolewaniem o zepsuciu kobiet w dużych miastach, ale żeby ciotka Aurora zachowywała się tak jak mężczyzna? Chociaż… kiedy Catharina otrząsnęła się z szoku, uznała, że po ciotce można się było tego spodziewać. Wszak zawsze lubiła nadążać za modą.