Выбрать главу

– A więc małżeństwo ojca Malcolma i Tamary było bezdzietne? – zapytała, przełykając ślinę.

Aurora, wydmuchując przez nos chmurę dymu, westchnęła:

– Cóż, dość dawno temu krążyły plotki, że Tamara jest już za stara na dzieci. Ich pierwsze dziecko, córeczka, żyło parę lat, drugie zaś urodziło się martwe. Szkoda… Doprawdy dziwne rzeczy dzieją się w tym dworze. Często zmieniają służbę, w towarzystwie bywają tylko od wielkiego dzwonu i milczeniem zbywają pytania dotyczące ich rodzinnych spraw. Tak, ten stary dwór kryje wiele tajemnic…

– Nie boję się!

Ciotka zatopiła się w rozmyślaniach, nie zauważywszy nawet, że zgasł jej papieros. Zza okien dochodził turkot przejeżdżających dorożek.

Po chwili ocknęła się i poklepawszy siostrzenicę po dłoni, zapewniła:

– Trzymam twoją stronę. Jeśli wpadniesz w jakieś tarapaty, odezwij się! Uczynię wszystko, by ci pomóc.

Wówczas nie przypuszczały nawet, jak potrzebne okaże się wsparcie ciotki.

ROZDZIAŁ II

I znów Catharina znalazła się na dworcu. Wsiadła do pociągu jadącego w kierunku Östergötland. Ciotka Aurora wystarała się o osobny przedział dla siostrzenicy, bo, jak twierdziła, w tych nowoczesnych środkach lokomocji nigdy nie wiadomo, na jakich towarzyszy podróży się trafi. Zanim pociąg ruszył, obsypała dziewczynę tysiącem przestróg. Wreszcie jej postać zmieniła się w mały punkcik i zniknęła w oddali. Pociąg toczył się powoli po rozmytych przez ulewę torach, coraz bardziej zwiększając opóźnienie.

Catharina siedziała jak na szpilkach, wpatrując się w ciemniejące wieczorne niebo, a właściwie w gęstą ścianę deszczu. W głowie lęgły jej się najczarniejsze myśli Może na miejscu się okaże, że posada służącej jest już zajęta? A może mieszkańcy dworu uznają przybycie bez uprzedniej zapowiedzi za zbytnią śmiałość z jej strony? Przerażało ją, że dotrze tam w środku nocy. Markanäs wydało jej się nagle siedliskiem upiorów, czyhających z każdego kąta, Malcolm zaś bezwzględnym okrutnikiem, który wypędzi ją gdzie pieprz rośnie.

Wreszcie pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacyjce. Catharina dostrzegła przechadzającego się wzdłuż wagonów konduktora i stojącego pod okapem dachu murowanego budynku zawiadowcę, który ostrym gwizdnięciem dał znak do odjazdu. Pociąg ruszył, pozostawiając na peronie przeraźliwie samotną dziewczynę. Wbiegła pod dach, taszcząc ciężką walizkę, i nim zawiadowca zdążył skryć się w budynku, zawołała zdyszana:

– Bardzo przepraszam, jak mogę się dostać do dworu Markanäs?

Zapytany popatrzył na nią szczerze zdumiony. W oddali było słychać stukot kół pociągu, strugi deszczu spływały z dachu, tworząc wodną zasłonę.

– Do Markanäs? – zdziwił się. – Czy panienki tam oczekują?

– Tak, ale nie wiedzieli, niestety, że przyjadę właśnie dziś – odpowiedziała, koloryzując nieco prawdę.

Dziewczyna nigdy nie odczuwała zakłopotania w rozmowie z ludźmi równymi sobie stanem, natomiast wobec ludzi z niższych sfer przybierała ton usprawiedliwienia, jakby w obawie, że zostanie posądzona o wyniosłość i zarozumialstwo.

Zawiadowca uchylił czapki i podrapał się za uchem.

– Hmm, do Markanäs jest dość daleko. Ale przed budynkiem stacji widziałem Johanssona, więc jeśli się panienka pośpieszy…

– Johanssona?

– To właściciel konia i wozu. Czasem wozi ludzi, teraz też przywiózł jakiegoś podróżnego.

Rzeczywiście, Catharina zauważyła, że ktoś wsiadał do pociągu. Z obawą pomyślała o swych skromnych zasobach finansowych, nie miała jednak wyjścia. Wszak w tej małej miejscowości na pewno nie było żadnego zajazdu, w którym by mogła przenocować. Linia kolejowa przebiegała tędy od niedawna. Ale jak zostanie przyjęta w Markanäs, jeśli zjawi się o tak późnej porze? Kiepski początek!

Johansson zgodził się podwieźć dziewczynę. Nie wiadomo, czy kierowały nim szlachetne pobudki, czy większy wpływ na jego decyzję miał brzęk monet. Może jedno i drugie?

Najpierw okrył dokładnie konia derką, a dopiero potem zatroszczył się o pasażerkę. Nad głową Cathariny rozpostarł koc, innym osłonił jej bagaże. Sam schował się pod obszerną peleryną i cmoknął na zwierzę. Wóz trzeszcząc i skrzypiąc ruszył w drogę.

Jechali długo i koc nie na wiele się zdał. Gdy wreszcie w oddali mignęło blado jakieś światełko, Catharina była całkiem mokra i zziębnięta i najchętniej by zawróciła. Woźnica nie odzywał się do niej, jego milczenie wydało jej się wielce wymowne. Sprawiał wrażenie, że całkowicie dystansuje się od jej decyzji. Powinnam chyba potraktować jego zachowanie jako ostrzeżenie, pomyślała.

Drżała z zimna, przemoczona do suchej nitki, ubranie kleiło się jej do ramion i kolan. Na dnie wozu utworzyło się bajoro, uniosła więc nogi i oparła stopy o krawędź. Nowe pantofelki z miękkiej skórki przesiąkły wodą, ale gdy próbowała osłonić nogi, deszcz lał się strumieniami na walizkę, co wydawało się jej jeszcze gorsze.

Zbliżała się północ, gdy znów coś zamigotało. Kiedy podjechali bliżej, okazało się, że świeciło się w budce stróża pilnującego bramy. Wyszedł z latarnią i poświecił Catharinie w twarz. Wyjaśniła, że słyszała o wolnej posadzie służącej i przyjechała. Niestety, z powodu ulewy pociąg miał opóźnienie i dlatego przybywa o tak późnej porze.

– Państwo jeszcze nie śpią – mruknął stróż i nie kryjąc zdziwienia popatrzył na wóz Catharina uświadomiła sobie, że popełniła pierwszą gafę, bo czy służącą byłoby stać na wynajęcie wozu?

Johansson zdecydowanie odmówił wjazdu na teren posiadłości. Przyjąwszy zapłatę zawrócił konia i po chwili zniknął w mroku.

Stróż chwycił walizkę, by pomóc dziewczynie, i skierował się drogą pod górę w stronę dziedzińca. Dopiero teraz Catharina zobaczyła rozświetlone okna. Oto dom, w którym od wielu lat powinnam mieszkać, pomyślała, tymczasem nigdy nie będę tutaj panią.

Zresztą wcale mi się nie podoba, pocieszała się w duchu. Mroczny, ponury pałac, w którym na domiar złego straszy, nagle wydał jej się odpychający. Ale jej reakcja przypominała trochę bajkę o lisie i kwaśnych winogronach.

Weszli po kamiennych schodach i stróż zakołatał do ciężkich drzwi. Catharina, stojąc za nim, poczuła, jak krople deszczu ściekają jej z kapelusza na kark i spływają po plecach. Nie ma co, wspaniałe entrée, pomyślała w przypływie wisielczego humoru.

Otworzyła im kobieta w nieokreślonym wieku, trzydziesto-, może czterdziestoletnia, najprawdopodobniej ochmistrzyni, o bladej, pozbawionej wyrazu twarzy i wydatnych ustach.

– Jakaś młoda kobieta twierdzi, że szuka posady służącej. Pociąg miał opóźnienie – zameldował stróż ochrypłym głosem, po czym ukłonił się i wyszedł z powrotem na deszcz.

Catharina znalazła się w holu, który oszołomił ją swym przepychem. Stąpając po kamiennej posadzce popatrzyła na sklepienie tak wysokie, że nie rozjaśniał go blask olejnych lamp rozświetlających wnętrze.

– Proszę za mną! – powiedziała ochmistrzyni i poprowadziła dziewczynę do wielkiego salonu, wypełnionego ciemnymi masywnymi meblami i skórzanymi sofami. Jak bardzo różnił się od przytulnych, jasnych pomieszczeń w jej rodzinnym domu…

Naszła ją nagła ochota, by stąd uciec i wrócić do swych bliskich. Wyjdzie za mąż za jakiegoś starego wdowca, żeby siostry przestały czynić jej wyrzuty. Ponure otoczenie sprawiło, że taka perspektywa wydała jej się mniej przerażająca.

Z fotela wstała i podeszła do nich kobieta najwyżej czterdziestoletnia. Jasne, zaczesane do góry włosy odsłaniały twarz niezwykłej urody, ale jakby naznaczoną zmartwieniami. Spojrzała łagodnym wzrokiem. Ochmistrzyni powtórzyła wyjaśnienie Cathariny.