Выбрать главу

— Ha, skoro wiesz pan niemal wszystko, tym lepiej — powiedział marynarz. — Przycupnęliśmy w kryjówce w mandżurskiej stronie Amuru. Utonęło nam kilka szkap podczas przeprawy przez rzekę i teraz...

— Chodź do mojej kajuty — przerwał Niekrasow. — Iwan, zakotwicz “Sungaszę” w pobliżu prawego brzegu. W razie czego, uszkodzenie w kotłowni, rozumiesz?

— Rozkaz, kapitanie! — odparł Iwan i mrugnął okiem. Weszli do kajuty.

— Czy nie jesteś pan zbyt pewny swoich zuchów! — zapytał bosman.

— Nie bój się, niedźwiedziu, sam dobierałem załogę — odparł Niekrasow. — Domyślam się, że teraz pilnie potrzebujecie pomocy.

— Lubię męskie słowa, więc powiem krótko: musimy dostać się do rzeki Iman w Kraju Ussuryjskim — wyjaśnił bosman. — Jeśli nie przybędziemy na czas w umówione miejsce nad morzem, utracimy łączność z naszym statkiem... i...

— I sznur szubienicy może zacisnąć się na waszych szyjach — dokończył Niekrasow.

— A jakże, to właśnie chciałem powiedzieć — przytaknął bosman. Niekrasow podumał chwilę, po czym odezwał się:

— Płynę z ładunkiem kożuchów do Kamienia Rybołowa nad jeziorem Chanka [159], będę przepływał koło ujścia Imanu do Ussuri. Ilu was jest?

— Pięciu i jedna dziewczyna.

— Spotkacie “Sungaszę” o kilka kilometrów w dół rzeki od stacji zaopatrującej statki w opał, czyli stąd o jakieś sześć lub siedem kilometrów. Zarzucę kotwicę w pobliżu mandżurskiego brzegu. Czy zdążycie tam przed północą?

— Musimy zdążyć, szanowny panie! Słuchaj pan, w razie wpadki zadyndasz razem z nami na szubienicy — ostrzegł bosman.

Melancholijny uśmiech pojawił się na ustach Niekrasowa. Klepnął bosmana w plecy i odparł:

— Ha, to przynajmniej pohuśtam się w dobrym towarzystwie! Raz matka rodziła, raz tylko się umrze! Nie kłopocz się o mnie! Hej, Iwan!

Barczyste chłopisko zajrzało do kajuty.

— Podnieś kotwicę... i płyń jak najbliżej prawego brzegu — rozkazał Niekrasow.

Wkrótce “Sungasza” nieznacznie zaczęła się przybliżać do wybrzeża mandżurskiego. Niekrasow wyjrzał przez iluminator.

— Czas na ciebie, niedźwiedziu — powiedział. — Zabierzcie tylko najniezbędniejsze przedmioty i uprząż. Konie na barce zwracałyby uwagę patroli wojskowych, które was poszukują.

Bosman kiwnął głową. Wyciągnął łapsko do Niekrasowa.

— Pamiętasz, gdzie mamy się spotkać? — zapytał Rosjanin, mocno ściskając dłoń bosmana.

— Trafię z zawiązanymi ślepiami... Wyszli na pokład.

— Iwan, co na horyzoncie?! — krzyknął kapitan.

— Droga wolna! — odkrzyknął Iwan.

Bosman machnął im dłonią na pożegnanie, wspiął się na poręcz burty. Śmignął do wody. Wkrótce wyszedł na brzeg. Z dala wypatrzył Tomka nadjeżdżającego z końmi. Pobiegł mu naprzeciw.

— Dawaj łachy, bo ciut zmarzłem — zawołał, gdy Tomek tuż przed nim osadził wierzchowce. — W te pędy musimy gnać po naszych, bo już kupiłem bilety na statek! Zaokrętujemy się przed północą...

* * *

“Sungasza” płynęła w dół rzeki, prowadząc na bocznym holu dwie barki. Kapitan nie schodził z pomostu nawigacyjnego. Błagowieszczeńsk był już blisko. Według wszelkiego prawdopodobieństwa w mieście tym skupiały się główne ogniwa pogoni rozesłanej za uciekinierami. Wyprawa rzekomych łowców dzikich zwierząt właśnie z Kraju Nadamurskiego przekradła się do Ałdanu w Jakucji i tą też drogą najdogodniej mogła umykać w kierunku wybrzeża morskiego lub granicy chińskiej. Należało się spodziewać, że Błagowieszczeńsk, jako siedziba gubernatora Kraju Nadamurskiego, stanowi najostrzejszy punkt kontrolny. Przecież na wszystkich stacjach zaopatrujących statki w opał rozprawiano o licznych kontrolach wojskowych przebiegających kraj wzdłuż i wszerz.

Niekrasow zdawał sobie sprawę, że udzielając pomocy uciekinierom rozpoczął niebezpieczną grę, w której stawką było życie garstki nieustraszonych ludzi. Wiedział również, że w przypadku niepowodzenia podzieli ich los. Mimo to nie zawahał się ani przez chwilę. Podczas długich lat katorgi sam marzył o tym, na co porwali się ci szaleńcy. Czyż mógł teraz odmówić im pomocy? Wiedział już dlaczego policja carska prześladowała Wilmowskiego, bosmana oraz młodego zesłańca i Nataszę: oni również walczyli przeciwko caratowi.

Niekrasow ćmił fajkę. Spokojnym pozornie wzrokiem spoglądał na nadbudówkę, mieszczącą się na rufie [160] barki. Pod jej podłogą znajdowała się komora. Tam właśnie ukrył uciekinierów.

Chmurny, słotny dzień dobiegał końca. Niekrasow wychylił się z pomostu nawigacyjnego. Spojrzał w niebo. Najdalej za dwie godziny miał nadejść wieczór.

— Iwan, na stanowisko! — rozkazał. Potem polecił zwiększyć szybkość “Sungaszy”.

Iwan z zawiniątkiem pod pachą pobiegł do nadbudówki na barce. Na lewym brzegu już wyrastał Błagowieszczeńsk.

Niekrasow uniósł lornetkę do oczu. Na przystani na nabrzeżu przycumowany był jakiś statek. Na przednim pokładzie stali stłoczeni pasażerowie. Otaczała ich umundurowana policja. Na przystani widać było uzbrojonych żołnierzy. Zachmurzone niebo nie rokowało, aby statek mógł tego dnia jeszcze wyruszyć w dalszą drogę. Ciemna noc przerywała zazwyczaj żeglugę na Amurze.

Kapitan “Sungaszy” wsunął dłoń pod kurtkę. Dotknął rękojeści rewolweru. Upewniwszy się, że broń jest gotowa do strzału, zapalił wygasłą fajkę i rzucił krótki rozkaz:

— Przybijamy! Wszyscy na stanowiska!

“Sungasza” krótkim, urywanym gwizdem oznajmiła swe przybycie. Ostrożnie przylgnęła lewym bokiem do statku zakotwiczonego przy pomoście. Naczelnik policji przybiegł do burty.

— Wszystkich ludzi zawołać na pokład! — zakomenderował. Niekrasow znał policyjnego dostojnika. Pozdrowił go przyłożeniem ręki do daszka czapki i odparł:

— Jak pan sobie życzy, proszę jednak o zabranie z pokładu ciężko chorego!

— Cóż to za chory? — podejrzliwie zapytał naczelnik.

— Człowiek z załogi...

— Nie jestem pewny, ale... obawiam się pozostawić go na statku.

— Zaraz się nim zajmiemy. Masz pan jakichś pasażerów?

— Nie. Hej, Milutin, zwołaj wszystkich na pokład!

Załoga “Sungaszy” zaczęła się grupować przy lewej burcie statku, gdzie leżał zwój lin. W nim ukryta była krótka broń. Jeden z palaczy trzymał w dłoni ciężki żelazny klucz, drugiemu zza pasa wystawała rękojeść noża. W tej chwili naczelnik policji wkroczył na pokład w asyście mundurowej i tajnej policji oraz kilku żołnierzy.

— Nie widzę tu nikogo chorego — rzekł szorstko, mierząc wzrokiem milczącą załogę. — Gdzie on?

— W nadbudówce na barce — powiedział Niekrasow.

— Dlaczego tam? — podejrzliwie indagował naczelnik. Niekrasow pochylił się ku niemu.

— Niech wasze wysokobłagorodje go obejrzy, a na pewno wszystko zrozumie...

— Przeszukać holownik! Ktokolwiek nie wyszedł na pokład, zakuć w dyby — rzucił rozkaz policjantom, po czym dodał: — Sześciu żołnierzy za mną!

Niekrasow przełazi przez burtę holownika na barkę. Naczelnik otoczony uzbrojonymi żołnierzami szedł za nim. Niekrasow otworzył drzwi nadbudówki.

— Dlaczego tu ciemno? — warknął policjant, mierząc kapitana podejrzliwym wzrokiem.

— Chory mówi, że razi go światło — odparł Niekrasow. — Zaraz uchylę zasłony.

Podniósł z pokładu tykę, wsunął ją do izdebki i trochę odchylił worek zaciemniający okienko. Naczelnik przekroczył próg nadbudówki. Za nim wszedł żołnierz z karabinem gotowym do strzału. Obydwaj zatrzymali się na widok człowieka leżącego na drewnianej koi. Pierś jego unosiła się w nierównym oddechu. Zewnętrzną stroną dłoni osłaniał oczy. Naczelnik pochylił się nad nim. Ręce i zarośnięta twarz chorego pokrywały czerwone plamy i czarne strupy. Policjant cofnął się gwałtownie do drzwi.

вернуться

159

Jezioro Chanka znajduje się na pograniczu pomiędzy Mandżurią i Obszarem Amursko-Nadmorskim, na północ od Władywostoku, 3/4 jeziora leży na terytorium ZSRR. Jego długość wynosi 95 km, szerokość 40-85 km, największa głębokość zaledwie do 10 m, toteż nie nadaje się do żeglugi dla większych statków. Wody ma słodkie i mętne, żyją w nich karpie i kaługi. Wschodnie, północne i południowe jego brzegi — nizinne, zajęte są przez pola orne, łąki i grzęzawiska, natomiast zachodnie są wyższe i zalesione. Odpływem Chanki jest rzeka Sungacza, dopływ Ussuri. Osada Kamień Rybołów leży na południowo-zachodnim wybrzeżu.

вернуться

160

Rufa — zakończenie tylnej części kadłuba statku.