— Sahibie, jesteśmy! — zabrzmiał spokojny, niezapomniany dla każdego, kto go choć raz w życiu słyszał, pełen ciepła głos.
— Pandicie! — krzyknął Smuga. Ten surowy i powściągliwy mężczyzna wyciągnął ku Indusowi rozwarte do uścisku ramiona.
Po chwili wszyscy ściskali dłoń Davasarmana, a on wzrokiem przebiegał od twarzy do twarzy.
— Bogowie czuwali nad wami... — rzekł wzruszony. — Nikogo nie brak...
— A jakże, jesteśmy nawet w nieco większym komplecie, niż się spodziewałeś — wyjaśnił bosman.
— Nie traćmy czasu, niedługo będzie świtało — powiedział Davasarman. — Łódź czeka o kilkaset metrów na południe...
Natasza zachwiała się na nogach. Bosman porwał ją na ręce.
— Prowadź pan, panie Davasarman, bo umieram z głodu i pragnienia — zawołał. — Poniosę tego dzieciaka, będzie prędzej!
Duża łódź pełna milczących postaci szybko oddalała się od brzegu. Wilmowski otoczył Tomka ramieniem. Przepełnieni radością w milczeniu wpatrywali się w ciemny kontur jachtu.