— Moje marzenia — podjął z zadumą Jałowiec — dotyczyły jednak społeczności. Nie jednostki.
— Ach, ta odwieczna przepychanka! — zawołałem z uczuciem. — Niby człowiek nigdy nie był istotą samotną, a jednak konflikt między jednostką a społecznością wlecze się przez wszystkie wieki, jak treści tragedii Ajschylosa, Sofoklesa i Eurypidesa. Jakiś mędrek nazwał go konfliktem człowieka prawdziwego z człowiekiem rzeczywistym — mówiłem dalej tym samym tonem. — Ta definicja odnosiła się wprawdzie do ściśle określonych warunków historycznych, ale czyż one potem uległy aż tak radykalnej zmianie? — zeskoczyłem z leżanki i zaśmiałem się. — Ja — stuknąłem się palcem w pierś — miałem być prawdziwy, a oddziaływać na rzeczywistych. Tymczasem klapa. Marzenia się potłukły. Trzeba zaczynać od nowa.
— Toteż zaczynamy. Właściwie, już zaczęliśmy — powiedział Jałowiec, wreszcie swoim normalnym, oschłym głosem.
— I nie masz się z czego śmiać — o, jeszcze jedna nowość.
— Tak, mówiliśmy sobie po imieniu — wyjaśnił z przekąsem.
— Zgodziłeś się kiedyś na ten eksperyment, który teraz trzeba powtarzać. Sam tego chciałeś. Uczyniliśmy wszystko, co jest w stanie zrobić nauka… nie tylko nasza, by uaktywnić twój mózg. Jak najwięcej jego uśpionego potencjału. W porównaniu z innymi ludźmi jesteś geniuszem… Powinieneś być geniuszem.
— Po co? — spytałem ciekawie. Geniusz musi być ciekawy. Przynajmniej dopóki się czymś nie wykaże. Potem może sobie darować.
— Mózg człowieka oddziałuje na otoczenie. Dzisiaj wiemy, że to oddziaływanie obejmuje całą Ziemię i sięga w kosmos. Gdybym to powiedział sto lat temu, rzeczywiście okrzyknięto by mnie… no, w najlepszym razie zwariowanym parapsychologiem.
— Gdy tymczasem jest pan… przepraszam, gdy tymczasem ty jesteś po prostu psychofizykiem — stwierdziłem niewinnie.
— Czy nie lepiej było zrobić coś ze swoim własnym mózgiem?
— Nie słyszałem o chirurgu, który by potrafił sam sobie wyciąć woreczek żółciowy — wtrącił ironicznie Kobra.
— To chyba oczywiste — doktor Iwo prześliznął się nad kwestią własnego mózgu — że geniusz oddziałuje silniej niż człowiek przeciętnie inteligentny. A ty, poprzez pewne specjalistyczne zabiegi, otrzymałeś jeszcze system wzmocnień… czysto biofizycznych — podkreślił z naciskiem.
Spojrzałem na Helenę, ale chabrowe oczy znowu patrzyły w podłogę.
— Jasne — oświadczyłem z przekonaniem. — No dobrze. Więc chodzę sobie to tu, to tam, obnoszę po świecie swój genialny mózg i zarażam innych. Tylko, czym mianowicie zarażam? Co ja propaguję?
— Powrót od idei mrowiska do idei gniazda — rzekł Jałowiec. — Indywidualną tożsamość jednostek włączonych w światową sieć komputerową. Wartości w miejsce zjawisk. Zrobiliśmy przecież z Ziemi dom obłąkanych. Giniemy — zupełnie jakbym mieszkał nad knajpą i codziennie musiał wysłuchiwać tego samego refrenu tej samej pijackiej piosenki.
— Ale jesteś ty. Dysponujesz możliwościami, których nawet my, współautorzy eksperymentu, nie ogarniamy myślą, ani wyobraźnią. Stanowisz szansę — o, właśnie. Cholera. — Skąd wiesz, skąd ktokolwiek wie — nagle zaczął się zapalać — że akurat teraz, w mijającym dniu, tygodniu, roku, nie dojrzewa w ludziach synteza wartości etycznych? Czy nie kiełkuje gotowość koniecznego podporządkowania się rozsądkowi? A jeśliby przypadkiem tak było, to ty, z twoimi predyspozycjami, możesz odegrać rolę decydującą. Radykalnie skrócić drogę od stadium kiełkowania do stadium rozkwitu. Miałeś przejść przez piekło, żeby je zniszczyć — chyba się zagalopował. Nie pierwszy raz. Nie szkodzi. Jak na geniusza, jestem beznadziejnie niedomyślny. Tak mi wygodniej.
— I co? — mruknąłem. — Nie przeszedłem?
— I tak i nie — znowu ta jego enigmatyczna dialektyka.
— To znaczy, przeszedłem, tylko niczego nie zniszczyłem — podsumowałem.
— Dajmy na to.
— Spartaczyliście robotę — stwierdziłem. — Spostrzegłem, że Helena gwałtownym ruchem prostuje głowę i spogląda na mnie z niemą wymówką. Uśmiechnąłem się do niej i mówiłem dalej: — Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że siedzi we mnie nielichy geniusz. Czystej wody brylant, zaraźliwy, aż miło pomyśleć. Gdyby tak zabłysnął… Ba! — uniosłem ręce. — Niestety, umieściliście go za głęboko. Nie dotrze do niego najdrobniejszy odprysk światła, żeby mógł ożyć. A tymczasem geniusz także potrzebuje światła. Rzekłbym nawet, że bardziej niż ktokolwiek inny i niż cokolwiek innego. Czyli, fiasko.
— Jeszcze nie — Jałowiec ponownie zachrzęścił brodą.
— Jeszcze nie. To prawda, co powiedziałeś o tym brylancie, chociaż porównanie… — wzruszył ramionami. — Ale niech będzie. Tylko, że on nie potrzebuje światła stąd — pokazał okno — a z wewnątrz — wycelował palec we mnie. — Ty sam musisz mu go dostarczyć. Może coś przeoczyliśmy. Może nie otworzyliśmy wszystkich torów i wyjść… znasz przecież podstawy informatyki nie gorzej od nas. Jednak my nie rezygnujemy, więc i tobie nie wolno rezygnować. — Nie wolno? Za kogo on się uważa? Za nadinspektora? — Pewnie się dziwisz, dlaczego ci to wszystko mówię. Otóż po zastanowieniu doszliśmy do wniosku, że poprzednio powiedzieliśmy ci za mało. Że, być może, nieco więcej wiedzy, czy też samowiedzy, wspomoże twoją podświadomość. Mam na myśli znajomość problemów, nie wspomnienia. Niewykluczone, że ta znajomość dostarczy ci brakujących impulsów, albo wzmocni istniejące. Wszak nasze cele są wspólne. Spróbuj się zmobilizować, przynajmniej w obszarze zależnym od twojej woli. Pamiętaj, posiadasz niewiarygodne możliwości. Od dziecka byłeś poddawany ciągłej stymulacji, nieprzerwanemu działaniu na przedmózgowie — okropność, ten ich język. Cóż, skoro biedak inaczej nie umiał. — Potem przyszła kolej na twoje geny mozaikowe… przypominam, bez skalpeli. Dalej na system nerwowy i cały mózg. Na tych trzydzieści bilionów neuronów w korze i na ilość synapsów, równą ilości gwiazd. Wiesz o topologii bioprzestrzeni wszystko, lub prawie wszystko, co wiedzą nasi najwybitniejsi specjaliści. Jednak my tu na Ziemi nie orientowaliśmy się dotąd, jak zmienia się przestrzeń w obrębie pola biologicznego i co należy uczynić, aby zmiany były pożądane, znaczące, oraz trwałe.
— A teraz się orientujecie — zakpiłem. — Nauczyli was dwaj samotni wędrowcy.
Przyjął to spokojnie.
— Teoretycznie — rzekł. — W praktyce coś zawodzi. Ale jesteśmy pozytywistami. Bądź nim także… nie tracąc pogody ducha. Chwilowo masz wmontowany utrwalacz uczuć przyjemnych… a przede wszystkim, i to już nie chwilowo, system wzmacniaczy, o których wspominałem. Oraz blokad. Te ostatnie są niezbędne z uwagi na specjalizację lewej i prawej półkuli. Posiadasz wszelkie przesłanki, by oddziaływać na otoczenie, bliskie i najdalsze, jak Słońce na układ planetarny, od Merkurego po aphelia komet. Lepiej, bo celowo. W psychice człowieka jest zakodowany ślad ewolucji poczynając do Big — Bangu. To, u takiego osobnika jak ty…
— …powoduje, że może wpływać na tę ewolucję, jeśli się pamięta o zaczerpniętej z innych światów umiejętności przekształcania struktury czasoprzestrzeni — wpadłem mu w słowo. — Rozumiem teraz, dlaczego znikam na dole.