Daneh spojrzała na młodzieńca i uśmiechnęła się lekko.
— Herzer, wymyśliłam coś, co powinno się sprawdzić — oświadczyła. — Wydaje mi się, że możemy nie tylko złagodzić symptomy, ale może nawet całkowicie i na zawsze wyleczyć cię z choroby.
Rozmowa odbywała się w małym pokoju. Ściany stanowiły starannie dobrane ekrany, jeden przedstawiał ciemną polanę w lesie, gdzie płytki strumień spływał przez obrośnięty mchem wodospad, drugi prezentował spokojny brzeg morza, a na ostatnim widać było górskie stawy, których powierzchnię marszczył delikatny powiew. Sufit przedstawiał podmorski widok rafy koralowej, rzucając na ściany świetliste plamy kolorowych ryb. Kombinacja była zarówno przyjemna dla oczu, jak i kojąca, a efekt łagodzący wzmacniała odgrywana w tle spokojna muzyka.
— Co?
— Dość trudno to wyjaśnić — odparła, marszcząc brwi. — I będę musiała wcześniej uzyskać twoją zgodę. — Nie wspomniała, że kontaktowała się już z jego rodzicami i po ciężkiej kłótni oboje przyznali, że właściwie nie obchodzi ich, co z nim zrobi, jeśli tylko da im spokój.
— Wszy-ystko — wyjąkał chłopiec. — Jeśli uwa’a pani, ’e to ’adzia’.
— Najpierw chcę, żebyś to zrozumiał — zaczęła sztywno. — Zwłaszcza że wiąże się to z poważnym ryzykiem i… nie jest to żadna zwykła procedura. — Uniosła dłoń, powstrzymując jego protest. — Wysłuchaj mnie. Najpierw wyjaśnię ci, czemu nie jest to zwykła procedura. U zarania medycyny, lekarze leczyli tylko jedną przypadłość naraz. Jeśli pacjent cierpiał na jakąś dolegliwość, wszystko, co mogli zrobić, to próbować ją właśnie wyleczyć. Istniała kiedyś jednostka chorobowa, która nazywała się „cukrzyca”. Jej bezpośrednią przyczyną był problem z trzustką, choć ten zazwyczaj wynikał z jakichś innych dysfunkcji. Ale wszystko, co ówcześni lekarze mogli zrobić, to leczyć objawy, ponieważ nie mieli możliwości praktykowania prawdziwej, holistycznej medycyny. Nawet kiedy już zaczęli rozumieć funkcjonowanie gruczołów, mogli tylko naprawić sny gruczoł, nie prawdziwe źródło problemu. W tamtych czasach istniało coś, co zabijało starych ludzi, a co nazywano zużyciem układów. Któraś część ciała odmawiała posłuszeństwa, potem następna i kolejna. Czasem pierwszą dało się naprawić, pacjent mógł dostać transplantację serca czy nerki. Ale sama naprawa wywoływała dodatkowe… obciążenie innych układów. Przez co szybciej się włączały.
Lekarka patrzyła na chłopca spokojnie.
Dopiero postępy nanomedycyny umożliwiły leczenie całego ciała, całego fantastycznego systemu składającego się na żyjący organizm ludzki. A od kiedy zaczęliśmy rozumieć, jak to robić, stało się to normą. Jeśli masz Problem z wątrobą, znajdujemy wszystkie układy, które są z tym związane i cierpią z powodu uszkodzeń albo się do nich przyczyniają, co całkiem często zachodzi jednocześnie i naprawiamy je wszystkie w tym samym czasie. Rozumiesz?
— Tak, ’ani do’r — odpowiedział.
— No cóż, sądzę, że jedyny sposób na „zreperowanie” cię, to powrót w czasie — kontynuowała. — Nie możemy naprawić cię całego naraz, ponieważ to, co działa źle, to wszystkie twoje komórki nerwowe, łącznie z mózgiem. Musimy… pracować po kawałku. Ale bardzo szybko. Wyłączyć jeden nerw albo grupę nerwów, usunąć je z układu, naprawić je albo podmienić i z powrotem uaktywnić tę sekcję. Czyli zasadniczo to, co musimy zrobić, to zabić kawałki ciebie, a potem ponownie je ożywić. Coś jak z potworem Frankensteina.
— -Z czym?
— Nie ważne, to stare nawiązanie. Ale rozumiesz ogólną zasadę?
— Tak. Ale co z… wie ’ani. — Postukał się po głowie.
— — I to jest najtrudniejsza część — przyznała. — Zamierzam pozwolić, by resztą twojego ciała zajął się automatyczny lekarz, tylko pod moim nadzorem. Ja skupię się na monitorowaniu naprawy mózgu. Wydaje mi się, że możemy go podmienić tak samo, fragment po fragmencie. Mózg zawsze jest aktywny, ale jego części od czasu do czasu są wyłączane. Będziemy właśnie wtedy na nich pracować.
— Och. — Herzer wypuścił powietrze. — Prze…
— -Przerażające — zgodziła się. — Na dodatek, zanim zaczniemy, zrobimy… zdjęcie twojego ciała, coś jak Transfer. Z powodu zniekształceń w sygnałach przekazywanych twoimi nerwami prawdopodobnie obraz nie będzie zbyt dobry. Jeśli będziemy musieli go użyć, nie jestem pewna, czy byłbyś w pełni sprawny. Jeśli naprawimy ciało, a potem Przetransferujemy cię z powrotem, wydaje mi się, że przeżyjesz. Ale może się to skończyć amnezją albo nawet powrotem do stanu dziecka, z koniecznością nauczenia się od nowa wszystkiego. Albo możesz z tego nie wyjść. Możesz nie być w stanie znów się uczyć i spędzisz resztę życia jako niemowlę. Albo… możesz zginąć.
Pomyślał o tym przez chwilę, potem wzruszył ramionami.
— I tak ’inę. Czy ’est ’aka’ ’obra strona?
— Och, tak. Jestem dość przekonana, że procedura zadziała, w innym wypad ku nie ryzykowałabym jej.
— ’iedy? — zapytał. — Jeśli myśli pani, ’e to ’ała. Ja umiera’ po kawa’ku.
— Jeśli chcesz, mogę to zrobić nawet teraz — zaproponowała. — Prawdę mówiąc, jestem przygotowana i pozytywnie nastawiona. Ale jeśli chcesz to prze myśleć…?
— Nie — odpowiedział po chwili. — My-yślę, że ta chwila jest ’ównie ’obra ’ak każda. Więc dobrze. — Wziął głęboki oddech. — Co ’am ’obić?
— Odchyl się do tyłu i zamknij oczy — poleciła.
Kiedy była pewna, że zajął właściwą pozycję, uaktywniła pole medyczne, uruchomiła program i również zamknęła oczy.
Pole nanitowe unieruchomiło jego ciało, wprowadziło mózg w stan podtrzymywanego snu i rozpoczęło proces naprawy.
Przed jej oczyma ciało chłopca zmieniło się w barwną reprezentacją. Obszary, których jeszcze nie przekształcono, widoczne były w różnych odcieniach żółci z przesuwającym się od stóp niebieskim polem. Przez chwilę monitorowała proces naprawy ciała, schodząc aż na poziom molekuł, żeby przyjrzeć się wymianie i upewnić się, że wszystko przebiega właściwie. Na tym poziomie indywidualne nanity, przedstawione w formie małych owali, nurkowały do każdej komórki w celu wymiany uszkodzonych genów. Właściwą pracę wykonywały nie nanity jako takie, tylko pasma RNA, jedynie odrobinę mniej skomplikowane od wirusów. Nanity zajmowały się wejściem do komórki i jądra, po czym uwalniały pakiet. Ten wchodził, dokonywał szybkiego szycia na konkretnych genach, które miały zostać naprawione, po czym wiązał się z powrotem z nanitem przechodzącym do następnej komórki.
Niestety, przy pierwszym przejściu proces nie przebiegał w sposób idealny. Geny znajdowały się nie tylko w jądrze, a niektóre z tych z uszkodzonym wzorem unosiły się swobodnie w cytoplazmie. Te były wychwytywane i zmieniane przez wyspecjalizowane nanity reprezentowane przez romboidy. One również zajmowały się modyfikacją komórek przechodzących proces mitozy oraz pozostałymi funkcjami „sprzątaczy”.
Dodatkowo komórki nerwowe wymagały całkowitego wyłączenia. Alternatywnie dałoby się modyfikować je po jednym białku, jako że niesprawna była zarówno produkcja neurotransmiterów, jak i ich receptory. W każdym przypadku nanity neurotransmiterowe wiązały się z komórkami, wysyłały ich kopię, czekały aż zostanie ona naprawiona, a potem w błyskawicznym procesie dokonywały podmiany.
To właśnie ten element stanowił najbardziej problematyczny aspekt procesu, ale wyglądało na to, że wszystko działa właściwie. Część komórek motorycznych miała problemy z reinicjalizacją, ale w końcu w ciągu niecałych trzech sekund wszystkie zaczęły właściwie reagować.