— Nie są bardziej ludzkie niż… krowy — obronnie powiedział Myron.
— A poszedłbyś do łóżka z krową? Nieważne, przepraszam, że to powiedziałem.
— Dobra. Więc zostawmy ten temat. Jak ci minął dzień?
— Było całkiem nieźle, dopóki nie zaczęli się zjawiać goście. — Edmund opowiedział mu o nowym spamie z jego tożsamością i o wizycie Dionysa, pomijając szczegóły, których dowiedział się od Carborundum.
— A więc McCanoc wrócił, tak? — Myron pociągnął ze swojego kufla. — I te raz to ty jesteś celem jego działań.
— Przypuszczam, że jeśli będę go po prostu ignorował, to się w końcu odczepi. — Talbot wzruszył ramionami.
— Nie ten giez — zaprzeczył Myron. — Zacina się na ludzi, którzy próbują go unikać. Moim zdaniem powinieneś go wyzwać i skopać mu tyłek.
— Ja… zastanowię się nad tym. Pytanie brzmi — czy wciąż mogę mu skopać tyłek?
— Oczywiście, że tak — oświadczył zszokowany Myron, patrząc bystro znad swojej miski. — Cóż to w ogóle za pytanie?
— Cóż, zakładam, że kiedy go nie było, prawdopodobnie ściągnął i wykorzystał jakieś przyzwoite programy do walki — wyjaśnił Talbot. — Już nie wybiera wyłącznie najsłabszych i wygrywa przeciw niektórym naprawdę dobrym rycerzom. A ja… nie jestem już tak młody jak kiedyś. Zakładając, że bym wygrał, Biało prawdopodobne, że skopałbym mu tyłek tak mocno, jak trzeba.
— Oszukuj — poradził Raeburn, wzruszając ramionami. — On to zrobi, jeśli tylko będzie miał szansę. Sam mówiłeś o zbroi, jaką chce stworzyć.
— Gdyby nie był takim dupkiem albo gdybym szybciej myślał, zrobiłbym ją — przyznał Talbot.
— Czemu?
— No cóż, miałem właśnie tę cudowną wizję — kowal wyjaśnił, szczerząc zęby w uśmiechu. — Dionys ganiający po Anarchii w swojej cudownej, świecącej na niebiesko fantastycznej zbroi. I wszystkich pozostałych tamtejszych drani kotłujących się wokół niego i atakujących, żeby zdobyć choć jej kawałek. Wątpię, żeby z stamtąd wrócił. Wiek i spryt powinny być warte więcej niż młodość i siła. Biorąc to wszystko pod uwagę, gdyby to nie była już teraz sprawa honoru, prawdopodobnie zrobiłbym mu ją po prostu, żeby się go pozbyć. We wszystkich znaczeniach tego słowa.
Rachel zdecydowała się włożyć stylizowaną wersję szesnastowiecznej sukni dworskiej z Chin, z pominięciem owiązanych stóp. Ograniczona ingerencja jej matki nie wystarczyła, by uczynić jej ciało choć zbliżone wyglądem do aktualnej mody i wciąż czuła się jak tuczny wół. Gęsty brokat i liczne warstwy tkaniny powinny zamaskować większość jej masy. A makijaż pomoże zredukować przyprawiającą o ból głowy masywność nosa.
Tak więc w takim stroju przeniosła się do ogrodu, który rodzice Marguerite stworzyli na przyjęcie i stanęła zszokowana na widok tak wielkiej liczby zgromadzonych tam osób.
Centralny trawnik ogrodu miał przynajmniej sto metrów długości, mieszcząc na sobie rozproszone łóżka i rzeźby oraz grupę pawilonów dostarczających cienia dla stołów i sporego obszaru z napojami. Jednak nawet przy tak dużej ilości miejsca cały obszar został ciasno upakowany setkami osób, człekokształtnych i Przemienionych.
Zaproszono istoty wyglądające jak olbrzymie unoszące się w powietrzu ryby i stworzenia morskie — od ludzi morza do delfinoidów i dziwnego czegoś, co wyglądało jak płaszczka — przy czym Rachel nie miała pewności, czy było to człowiekiem. Przechadzały się tam centaury i driady, a nawet, daleko po drugiej stronie trawnika, ktoś, kto wyglądał na elfa. Dało się też wypatrzyć przedstawicieli każdego ważniejszego gatunku drapieżników, od panter przez wilki i niedźwiedzie do czegoś, co sądząc po sierści, musiało być lwem. Nie zabrakło jednorożców — zarówno Przemienionych, jak i zwierząt domowych, stanowiących produkt inżynierii genetycznej — oraz tysiąca różnych stworzeń, od prawie normalnych psów przez domowe koty wielkości małych pum do jakichś naprawdę barokowych mieszanek, a wszystko to kręciło się pod stopami, zaczepiało gości i głośno domagało się łakoci.
Powietrze wypełniały latające istoty, ptaki, gady i cudownie błyszczące owady, łącznie z wszelkimi możliwymi uroczymi futrzastymi zwierzątkami z dołączonymi delikatnymi skrzydełkami. Rachel przypomniała się lekceważąca uwaga jej matki, że „wszystkiemu można przyprawić skrzydła”. Co było prawdą, choć w większości przypadków skrzydła były prawie bądź całkowicie niefunkcjonalne i latające pluszaki utrzymywała w powietrzu zewnętrzna moc.
W niektórych przypadkach zdarzały się konflikty. Na środku trawnika centaur i ktoś człekokształtny najwyraźniej próbowali złapać swoich ulubieńców, świecący klejnotami minismok centaura wdał się w pościg za złotą ważką, ale wyglądało na to, że jeśli właściciel ważki się nie pospieszy, jego pupilka połknie coś wyglądającego jak latający szczupak pokryty błyszczącymi diamentami.
Rozejrzała się wokół, potrząsnęła głową i przywołała swojego dżinna.
— Dżinnie, czy jest tu ktoś, kogo znam?
— Najbliższą osobą jest Herzer Herrick — odpowiedziała projekcja, podświetlając nastolatka stojącego przy krawędzi tłumu z drinkiem w dłoni.
Herzer nie do końca był kimś, kogo miała na myśli, ale przynajmniej była to faktycznie znajoma twarz.
Od wczesnego dzieciństwa aż do wczesnej nastoletniości razem z Herzerem i Marguerite uczęszczali do tej samej klasy. Przy braku ekonomicznej konieczności nauki większość szkół zajmowała się prawie wyłącznie programami socjalizacyjnymi, jednak ich szkoła stanowiła wyjątek, pozwalając uczniom rozwijać swoje zainteresowania w indywidualnym tempie, ale przy użyciu wszelkiej dostępnej techniki służącej do wtłaczania w młode głowy informacji i miłości do wiedzy.
Biorąc pod uwagę bezmiar współczesnej wiedzy i zależność od Sieci, skomplikowana stawała się decyzja, czego się uczyć, po zaliczeniu „dziecięcych poziomów” czytania, pisania na klawiaturze i matematyki z rachunkiem całkowym. Problemem było nawet dobranie głównych zagadnień i szybkości postępu.
Rachel i Herzer odkryli, że nauka była dla nich przyjemnością, i dzielili zainteresowanie historią i etnologią. Rachel skłaniała się bardziej ku aspektom związanym z życiem codziennym w minionych stuleciach, od egipskiej sztuki warzenia piwa do obsługi mechanizmów takich jak automobil, podczas gdy Herzera fascynował sposób, w jaki działały i budowane były urządzenia. Z czasem uzyskał odpowiednik matury z historycznej inżynierii strukturalnej. Marguerite uczyła się trochę wolniej, ponieważ więcej czasu spędzała na studiowaniu tematów o rozbudowanych aspektach socjalizacyjnych. Ostatecznie skupiła się na interakcjach społecznych i holistycznym projektowaniu życia.
Gdy Rachel do niego podeszła, zauważyła, że nie tylko pozbył się drgawek, ale od ich ostatniego spotkania zdecydowanie przybyło mu mięśni. Teraz przypominał rzeźbę greckiego boga. Prawdę mówiąc, prezentował się dobrze, choć trudno byłoby uznać jego wygląd za odpowiadający modzie i nie było możliwe, by w ciągu trzech dni przeszedł od stanu bliskiego atrofii do wspaniale wyrzeźbionego ciała bez poważnych modyfikacji.
— Cześć, Herzer. Widzę, że prosto po operacji poszedłeś na rzeźbienie ciała.
— Cześć, Rachel — przywitał ją z zakłopotanym wyrazem twarzy. — Tak wyglądałoby moje ciało, gdyby wszystkie wykonywane przeze mnie ćwiczenia miały jakiś efekt poza blokowaniem drgawek. I to wszystko moje genetycznie. Nie pozwoliłbym chirurgowi dotknąć moich genów.