— Mam nadzieję, że nie, po całej pracy, jaką włożyła w ciebie mama — od powiedziała zgryźliwie. Potem westchnęła, złoszcząc się na siebie. — Przepraszam, Herzer, wiem, ile musi dla ciebie znaczyć uwolnienie się wreszcie od tych okropnych…
— Przypadłości? — zapytał. — Wydaje mi się, że kiedyś modne było określenie „spastyczny dziwoląg”.
— Teraz to ty jesteś niemiły — odcięła się, patrząc na jego szklankę. — Wino?
— Sok owocowy — odpowiedział nastolatek. — Trochę potrwa, zanim poczuję się… swobodnie, zatruwając swoje ciało.
Przywołała sobie to samo i rozejrzała się wokół.
— Nie miałam pojęcia, że Marguerite ma tak wielu przyjaciół — stwierdziła. — Zaczynam się zastanawiać, czy naprawdę uważa mnie za przyjaciółkę czy po prostu za zwykłą znajomą.
— Och, wydaje mi się, że uznaje cię za przyjaciółkę — pocieszył ją, wskazując głową w stronę tłumu. — Po prostu ma mnóstwo miejsca dla… wszystkich. Marguerite to bardzo charyzmatyczna młoda dama i niezwykle łatwo zawiera znajomości. Ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek^ tym tłumie był jej przyjacielem: część z nich to po prostu znajomi albo przyjaciele przyjaciół. Wszyscy chcieli być obecni na tym przyjęciu.
— A ty skąd ją znasz? — zapytała Rachel. — Byliśmy razem w szkole, ale od tamtej pory nigdy o tobie nie wspominała.
— Och, nasi rodzice czasami się spotykają — wyjaśnił Herzer. — Ale tak na prawdę zaprosiła mnie, bo wiedziała, że ty tu będziesz i w jakiś sposób doszła do wniosku, że jesteśmy przyjaciółmi.
— Czyli jesteś przyjacielem przyjaciela?
— Mniej więcej — odpowiedział z gorzkim uśmiechem. — Sam nie mam zbyt wielu przyjaciół. Coś związanego z odrazą wobec drgawek.
— Teraz masz się lepiej. — Położyła dłoń na jego ramieniu. — I tak już zosta nie. Musisz więc po prostu na nowo wejść między ludzi albo spotkać nowych. Masz mnóstwo czasu na zawieranie przyjaźni, całe stulecia.
— Wiem — odparł smutno, zwieszając głowę. — Ale chciałbym ich już. Wiesz, nigdy nie miałem… dziewczyny. To znaczy, miałem kilka, kiedy byłem dzieckiem. Ale potem wyskoczył ten cholerny zespół i od tamtej pory…
Ostrożnie zabrała dłoń i omiotła nią przestrzeń wokół.
— Tutaj można spotkać mnóstwo dziewczyn.
— Jasne — przytaknął, próbując nie zabrzmieć na dotkniętego.
— Herzer, nie mam chłopaka z konkretnego powodu — wyjaśniła. — Nie spotkałam jeszcze takiego, którego bym dostatecznie polubiła.
— Łącznie ze mną — zamarudził.
— Ci, którym ja się podobam, nie podobają się mnie, a ci, których lubię, nie chcą mnie za swoją dziewczynę — dodała. — Oto moja historia.
— No cóż, byłbym szczęśliwy, poznając jakąś, która lubiłaby mnie — rzucił.
— Czy to elf! — zapytała, zmieniając temat. Elfy rzadko spotykało się poza Eliheimem. Ten stosunkowo wczesny produkt inżynierii genetycznej został zablokowany przez Radę w trakcie lawiny prawnych ograniczeń wymuszanych przez Sieć, a wprowadzonych u zarania wojen SI. Od tamtej pory wiele ograniczeń usunięto, ale kilka pozostało, łącznie z dotyczącymi szkodliwych środków biologicznych i, co dziwne, elfów. Niemożliwa była Przemiana w pełnego elfa i zablokowano nawet ich szablon, jedynym sposobem na stanie się elfem — było urodzenie się nim. Krążyły różne pogłoski na temat powodu, dla którego zakazana była tak prosta Przemiana, lecz jeśli elfy znały powód, trzymały go dla siebie.
Wysoka postać o wyróżniającym się wzroście, ściągniętych do tyłu czarnych włosach i szpiczastych uszach elfa z pewnością na niego wyglądała. Albo na nielegalną replikę.
— Tak — odpowiedział. — Pytałem. Kolejny z przyjaciół Marguerite. Z tego, co rozumiem, przez twojego ojca.
— Tata rzeczywiście ma trochę przyjaciół wśród elfów — zgodziła się, uważniej przyglądając się gościowi. — Wydaje mi się, że to Gothoriel Młody. Czasami zjawia się na Jarmarku Shenan.
— No cóż, nie ma mowy, żebyśmy mieli okazję z nim porozmawiać — skonstatował Herzer, patrząc na otaczający odległą postać tłum.
— O rety — odezwała się Rachel, gdy w powietrzu pojawiła się potężna po stać i zaczęła krążyć, szukając miejsca do lądowania. — To smoki.
Na świecie pozostała już tylko garstka smoków. Smoki były z definicji istotami świadomymi. Istoty nie mające świadomości, które wyglądały jak smoki, nazywano wywernami. Od czasu wojen SI nikt nie mógł Przemienić się w smoka, tak jak i w elfa. Podczas tamtych starć smoki walczyły głównie po stronie ludzkości i podobnie jak elfy, zostały uznane za niezależny gatunek. Z upływem lat ich ekstremalnie niski przyrost naturalny sprawił, że rasa, pomimo swojej długowieczności, prawie wymarła.
Po krótkim krążeniu nad głowami gośćmi smok oczyścił sobie w końcu dość miejsca na lądowanie, po czym Przemienił się w rudowłosą dziewczynę w szmaragdowozielonej sukni, która ukłoniwszy się wokoło, zniknęła w gęstniejącym tłumie.
— Z nią też raczej nie będzie szansy porozmawiać — mruknął Herzer.
— Albo choćby zbliżyć się do Marguerite. — Rachel pokiwała głową. — A skoro o tym mowa, gdzie jest Marguerite’?
— Tu jej jeszcze nie ma. — Herzer puścił trzymaną do tej pory w dłoni dryfową szklankę i poprawił swój dwudziestowieczny smoking, po czym z powrotem chwycił szklankę, pociągając łyk. — Zapytałem o to jakiś program pomocniczy. Powiedział, że planuje szczególną niespodziankę dla wszystkich.
— I wygląda na to, że czekała tylko na przybycie smoka — zauważyła dziewczyna, gdyż przy wejściu do labiryntu pojawiły się dwie projekcje w sukniach z dwudziestego czwartego wieku i gestami odsunęły gości.
— DRODZY GOŚCIE — przez tłum przetoczył się głos — MARGUERITE VALASHON!
Rozległy się uprzejme brawa na tą przesadną zapowiedź — kultura zdecydowanie preferowała spokojniejsze formy — i przygasły, po czym wybuchły z podwójną siłą, gdy w przejściu pojawiła się niebieska chmura z uśmiechniętą twarzą Marguerite, dryfując w tłum.
Rachel potrzebowała chwili, żeby zrozumieć, co widzi. W pierwszej chwili uznała to po prostu za efekt specjalny, ale potem to do niej dotarło.
— Ona została Przetransferowana^. — wydała z siebie okrzyk zdumienia.
— Najwyraźniej — zgodził się smutnym głosem Herzer.
— Co ci się nie podoba? Przecież to moja przyjaciółka, która właśnie zamieniła się w chmurę nanitów!
— Wiem, ale…
— Przystawiałeś się do niej? — zapytała. — Wiesz, Transfer może przyjąć do wolną formę. Wciąż jest dziewczyną… swego rodzaju.
— Jak już mówiłem, od czasów szkoły widziałem ją tylko kilka razy — odpowiedział ostro. — Nie… przystawiałem się do niej. Choć miałem nadzieję spróbować.
— Beznadziejne, Herzer — oceniła, wskazując na tłum. Zaczęła iść w stronę trasy swej przyjaciółki, mając nadzieję przynajmniej na powitanie. — Marguerite ma więcej chłopców niż mój tata mieczy.
— Czym byłby jeszcze jeden — rzucił, idąc w jej ślady. — A skoro mowa o twoim tacie… — mówił dalej, gdy Marguerite obróciła się w ich stronę.