— I Żaden krasnolud nie będzie jechał na koniu, jeśli poniosą go własne nogi lub wóz — odparł gość, opierając topór o ścianę. — Choć cholernie zimno na różowanie. Cieszę się, żem dotarł do ciepła twej kuźni.
Dwa wieki wcześniej Angus Peterka do tego stopnia dal się urzec tradycyjnemu obrazowi krasnoludów, że Przemienił się i założył własną kolonię krasnoludów w Stalowych Wzgórzach Sylvi. Przed tysiącleciami wzgórza zostały całkowicie wyczyszczone z surowców, ale przez ostatnie pięćset lat, w ramach długoterminowego programu odbudowy ekologicznej, większość minerałów została umieszczona tam z powrotem. Zapełniono nimi puste korytarze kopalni. Angus dodał materiały nie występujące oryginalnie w tej okolicy: żyły srebra, różnorakie klejnoty, złoto i głęboko, bardzo głęboko w trzewiach góry wytworzony dzięki nanotechnice materiał, który według niego pasował do charakterystyki adamantium. Wszystko to zostało rozlokowane za pomocą generatora semilosowego i przez ostatnie dwa stulecia krasnolud próbował to wszystko odnaleźć. Określał to mianem „prawdziwego górnictwa”, choć jego przyjaciele woleli określenie „największe na świecie łowy na śmieci”. Inne „krasnoludy” przybywały i odchodziły, ale Angus wciąż trwał, stemplując korytarze, odnajdując żyły i żłopiąc piwo.
Edmund uważał, że było to hobby, które przerodziło się w obsesję. Z drugiej strony, jego własne obsesje odegnały od niego więcej kobiet, niż był w stanie zliczyć, łącznie z tą jedyną, którą naprawdę kochał. Nie jemu było rzucać kamieniami.
— Mam dla ciebie stal — oświadczył krasnolud, podchodząc do pieca ogrzać dłonie. — I znalazłem wreszcie żyłę cholernego adamantium. Jestem ciekaw twojej opinii. — Wyciągnął sztabę matowoszarego materiału.
— Nie wygląda jakoś szczególnie. — Edmund podrzucił ją w dłoni. Co dziwne, kiedy ją rzucał, zdawała się prawie nic nie ważyć, ale gdy opadła z powrotem na dłoń, uderzenie było dość silne. — Rozwinięte nanitowo?
— Rozwinięte, tak, ale widzisz, nie ma ich w tym — stwierdził Angus. — Został wymyślony w… hmm… dwudziestym trzecim wieku, czy jakoś tak, jako materiał reaktywny na wspomagane zbroje. Tak więc jest dopuszczalny w turniejach dla dowolnych, ale nie zasilanych, zbroi!
— Ach — odezwał się Myron. — Nie ma znaczenia, nikt nie będzie chciał używać czegoś tak brzydkiego.
— Ale to zmienia wygląd po obróbce — wyjaśnił Angus, chwytając sztabkę i rzucając ją w piec. — Nie możesz go po prostu stopić, nie zadziała na niego żaden ogień, jaki byłbyś w stanie wyprodukować. Powinien zostać nienaruszony nawet w fotosferze, żeby go uformować, konieczne jest stosowanie nanitów i pól elektromagnetycznych. Ale, och, kiedy już się go obrobi! Wyciągnął nóż z pochwy przy pasie i błysnął klingą. — Podziwiajcie! Adamantium!
Klinga noża była srebrzysta z biegnącym przez nią tęczowym poblaskiem-Edmund wziął nóż w dłoń i przesunął palcem po ostrzu, cofając po chwili rozciętą skórę. Potem wziął miecz, nad którym pracował i przesunął nim po ostrzu noża. Zamiast zostawić rysę czy drobne nacięcie, klinga wcięła się głęboko w stal.
— A niech to diabli — westchnął Myron z podziwem.
— Czy wspominałem, że tworzy monomolekularne ostrze? — powiedział Peterka z kolejnym, szerokim uśmiechem.
— Dziwne wrażenie — stwierdził Talbot, podrzucając w górę nóż. Po kilku razach rzucił nim w drzwi. Klinga zatopiła się w nich po rękojeść. — Materiały nie z epoki. Rada nie dopuści go na turniejach.
— Na regularnych turniejach nie — zgodził się Angus, wzruszając ramionami. — Ale w nieograniczonych bez zasilania tak.
— Tak — przyznał Edmund. — Mówiłeś, że jak się to formuje? — zapytał, wy ciągając sztabę z ognia. Dotknął ją zwilżonym palcem, ale jak się spodziewał, nie była nawet ciepła. — Dziwny materiał.
— Na poziomie molekularnym jest jeszcze dziwniejszy. Zasadniczo przy pierwszym przebiegu ustawia się matrycę molekularną za pomocą nanitów. Po tym, jak zostanie uformowany pierwszy raz, łatwiej już z nim pracować. Ale przy kolejnych formowaniach musisz go przekonać, że jest już gotowy do kształtowania.
— To sporo wyjaśnia — uśmiechnął się Edmund. — Wiesz, mogę sobie to sam znaleźć.
— Ależ proszę bardzo — odpowiedział Angus z uśmiechem przez brodę. — Jedną z rzeczy, których nie zauważyli jego twórcy, jest fakt, że istnieje sposób na zrobienie tego z innych rud. Występujących naturalnie.
— Mimo wszystko nie da się tego używać na turniejach — powtórzył Talbot. — I nie jest to najlepszy możliwy materiał na walki bez ograniczeń. Czyli jest uroczy, ale to mniej więcej wszystko.
— Niezupełnie — zaprotestował Angus, wskazując na swoją kolczugę. — Dżinnie, wyłącz osobiste pole ochronne. A teraz, Edmundzie, rąbnij we mnie.
— Nie ma mowy — odpowiedział kowal, zerkając na palenisko. — Nie mam gotowego ostrza.
— Użyj mojego topora — zasugerował gość. — No dalej, to nie będzie bolało.
— Ale topór przetnie tę cholerną zbroję, ty durniu! — A gdzie tam. Spróbuj.
— To mi wygląda na stal — stwierdził Talbot, biorąc w dłoń topór.
— Można zrobić, żeby tak wyglądało — wyjaśnił Angus. — Wal!
— Cholera — mruknął Edmund, unosząc drzewce. — Sam się o to prosiłeś. — Wziął szeroki zamach i wycelował w krasnoluda. Nawet w kolczudze, nawet jeśli tworzywo wytrzyma — co było wysoce prawdopodobne — uderzenie musiało przynajmniej złamać mu żebro. Z pewnością w każdym razie będzie bolesne Jak diabli. Jakichkolwiek jednak dokona uszkodzeń, nanity naprawią je dostatecznie szybko.
Topór uderzył w kolczugę i odbił się, jakby trafił na stalową ścianę. Puścił go, krzywiąc się od drgań harmonicznych.
— Cholerny świat!
Angus został przez cios odrzucony do tyłu, ale i tak wyszczerzył się w uśmiechu.
— Kiedy dwa kawałki stykającego się materiału poddane zostaną ruchowi bocznemu, czyli zasadniczo przy tarciu, tworzą czasowo kowalencyjne wiązania.węglowe. Powiedziałem, że zostało to zaprojektowane jako zbroja reaktywna. Kiedy się to uderza, zmienia się w płytę. Diamentową.
— No, to jest interesujące. — Edmund obmacał elastyczną już kolczugę. Jednym z problemów przy używaniu płyt jest fakt, że się nie zginają. Osoba ubrana w zbroję płytową ograniczona j est do j ej formy, co czasem bywa bardzo niewygodne. — A co z poruszaniem się, zginaniem ramion i tym podobnym?
— To wszystko ma za małą energię, żeby odgrywać jakąś rolę. Jest odrobinkę mniej giętka niż zwykła kolczuga, ale niedużo.
— Ciekawe — wymamrotał Talbot. — Jak się to robi?
— To prywatny program — zastrzegł Peterka. — Ale ponieważ jesteś dobrym przyjacielem… — dodał z uśmiechem.
— Zamierzasz się zabrać za zabawę z tym czymś i zostawić moją młockarnię, co? — zaniepokoił się Myron.
— Nie, mogę robić i jedno, i drugie. Przynieś mi części, które chcesz, żebym naprawił oraz specyfikacje, a zrobię je dla ciebie.
— Świetnie, to załatwione — odezwał się Angus. — Teraz chodźmy się napić i świętować moje odkrycie pierwszego złoża.
— Dużo tam tego jest? — zapytał Myron.
— W tym pierwszym niewiele, ale jest ich więcej — odparł krasnolud. — Znajdziemy resztę. Choć leży cholernie głęboko. Jesteśmy teraz na poziomie, z którym nie radzą sobie za dobrze pompy z epoki.
— Jest epoka i epoka — stwierdził Edmund. — Postaw mi drinka, co ważniejsze, daj mi trochę tego czegoś do zabawy, a ja przedstawię ci pewne aspekty, których pewnie nie brałeś pod uwagę.