Выбрать главу

— Ale stara sztuczka — prychnęła Marguerite, patrząc na planszę. — Obawiam się, że będę musiała zacząć używać programu przy graniu z tobą. Za chwilę znów mnie pokonasz.

— Przepraszam, Marguerite. — Rachel uśmiechnęła się. — Ale, cóż, jesteś o tyle lepsza we wszystkich zabawach fizycznych, że sprawiedliwe jest, żebym była lepsza w szachach.

— Pewnie tak — westchnęła nanitowa dziewczyna. — Szczerze mówiąc… to całe bycie nanitami wcale nie jest takie, jak myślałam. To znaczy… To jest zupełnie inaczej, wiesz? Nie mogę już iść w niektóre miejsca, do których często chodziłam. Nie czuję… tak samo. Emocje wydają się… nienaturalne, wiesz?

— No cóż, nie bardzo — odparła Rachel, patrząc na przyjaciółkę. — Ale…

— Rach… — powiedziała Marguerite wykrzywiając twarz. — Rach… coś jest nie tak… — Marguerite wyciągnęła do przyjaciółki rękę, która zaczęła znikać. — Rach… proszę… pomóż… mi…

Rachel wychyliła się do znikającej dłoni Marguerite, zastanawiając się, co mogło się dziać. Jednak zanim sięgnęła do niej przez potężną planszę, Marguerite zanikła całkowicie. Po chwili na jej miejscu leżała już tylko kupka niebieskawego pyłu.

— Marguerite! Marguerite?! MAMO!

* * *

Gdy zawiodło zasilanie jej narty siłowej, Donna Forsceen odkryła nagle, że z prędkością prawie czterdziestu kilometrów na godzinę pędzi po płaskim łuku w stronę powierzchni wody. Ponieważ nie spodziewała się faktycznie w nią uderzyć, wstrząs prawie pozbawił ją świadomości. Rozpaczliwymi ruchami wydobyła się z powrotem na powierzchnię, ogarnęła wzrokiem olbrzymi bezmiar wody i zaczęła krzyczeć.

— Dżinn! — krzyknęła, pływając w kółko. Nigdy nie była szczególnie dobrą pływaczką, nie było to konieczne, jeśli odpowiednio wykorzystywało się moc, ale w tej chwili zdawało się, że nic nie funkcjonuje.

— Dżinn! — zawołała po raz drugi, unosząc się na plecach na falach i życząc sobie, by pole siłowe pchnęło ją w stronę Hawajów, sto mil na pomoc. Wciąż nic się nie działo.

— Dżinnie? — powiedziała ciszej, rozglądając się wokół. Nadeszła fala, zalewając jej twarz. Znów zapadła pod wodę, a potem machając rękami, wydostała się na powierzchnię i ponownie rozejrzała się zrozpaczona. — Ktokolwiek? Pomocy — wyszeptała.

* * *

— To samo działo się na całym świecie, jako że w jednej chwili cała dostępna energia została przekierowana do walki między dwiema frakcjami Rady. W związku z tym każda istota, która nie miała przypisanej sobie określonej puli energii, a jej wymagała, znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Badacze w fotosferze słońca zniknęli, zanim zdążyli się zorientować, że cokolwiek zawiodło, podobnie jak pracujący w komorach z magmą. Nurkowie w głębinach oceanów, których przetrwanie zależne było od osobistych pól ochronnych, osoby unoszące się w powietrzu bez skrzydeł, tysiące ludzi na całej planecie znalazły się nagle w sytuacjach, w których bez energii nie mogły przeżyć.

— Dla innych Upadek trwał będzie dłużej.

— Co się jej stało? — zapytała Rachel.

Daneh spojrzała na kupkę pyłu i wzruszyła ramionami.

— Zdarzył się jakiś rodzaj awarii zasilania. Wszystkie drzwi siłowe są otwarte, zniknęły hologramy i dżinn nie odpowiada. Nie mogę nawet wysłać wiadomości. W tej chwili po prostu nie ma… niczego. Wydaje mi się, że to się właśnie jej stało. Składa się z nanitów. Brak zasilania oznacza… brak Marguerite.

— Ona… nie żyje? — wyszeptała Rachel. Przestała już płakać, ale gdy zadała to pytanie, jej oczy ponownie zwilgotniały.

— Śmierć jest jedną z tych rzeczy, które dość trudno jest zdefiniować w odniesieniu do istot z nanitów, kochanie. Czy była żywa? Czy zginęła już w trakcie Przemiany? Jeśli mówisz o jej duszy, będziesz musiała zapytać kapłana.

— Mówię o tej części, która jest moją przyjaciółką, mamo — uszczypliwie odpowiedziała dziewczyna. — Jeśli odzyskamy energię, czy możemy… sprowadzić ją z powrotem?

— Ach, to. — Daneh zmarszczyła czoło w zamyśleniu. — To zależy od projektu nanitów. Sądzę, że jej rodzice raczej nie oszczędzali, więc przypuszczalnie mają trwały system pamięci. Prawdopodobnie, jeśli odzyska zasilanie, po prostu wróci dokładnie w takim stanie, w jakim ją straciła, bez żadnej pamięci odnośnie tego, co działo się w międzyczasie. — Matka wzruszyła ramionami, patrząc na córkę.

— To zależy od tego, dlaczego nie ma energii. Nie potrafię sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, żeby to spowodować. To niemożliwe. Nawet nie mogę się połączyć z Sheidą.

— I co teraz zrobimy? — zapytała Rachel, rozglądając się wokół, jakby uświadomiła sobie nagle, że stało się coś strasznego oprócz tego, że na jej oczach koleżanka zmieniła się w pył. — Bez energii…

— Skąd weźmiemy jedzenie? — Daneh pokiwała głową. — Dobre pytanie. Przypuszczam, że mogłybyśmy wytrenować Lazura, żeby dla nas polował. Ale z pewnością wróci…

— Mieszkańcy świata…

Obraz objawił się każdemu żyjącemu człowiekowi, który nie oddalił się zbytnio od miejsca, gdzie zastało go rozpoczęcie wojny. Aby zaspokajać ich potrzeby, Sieć z konieczności musiała śledzić położenie każdego człowieka. Członkowie Rady mogli wykorzystać te informacje, co właśnie zrobił Paul Bowman.

— Mieszkańcy świata — powiedział, a każdy z awatarów zwracał się osobiście do danej osoby. — Nadeszły czasy wielkiego niebezpieczeństwa. Frakcja Rady pod przywództwem Sheidy Ghorbani podjęła próbę przejęcia kontroli nad Siecią, w całkowicie niedemokratyczny sposób i wbrew protestom reszty naszych członków. Rada podzieliła się na dwie walczące ze sobą frakcje. Minjie Jiaqi, Ragspurr, Chansa Mulengela, Celine Reinshafen i ja tworzymy grupę Nowego Przeznaczenia. Stało się jasne, że rasie ludzkiej grozi upadek, wywołany spadającą liczbą urodzin i wyzwaniem niesionym przez nieograniczone Przemiany. Nasze próby podniesienia tych kwestii spotykały się z nieprzejednanym stanowiskiem Ghorbani i jej konserwatystów. W końcu nieporozumienia osiągnęły poziom jawnej wojny, nie muszę dodawać, wszczętej przez złą Ghorbani. W tej chwili w związku z nieprzejednaniem i antyludzkimi działaniami Ghorbani i jej Przemienionych sług załamaniu uległa sieć energetyczna i ludzie na całym świecie stoją przed antyczną groźbą głodu i chorób. Wszystko z powodu jednej kobiety i kilku istot Przemienionych do tego stopnia, że stały się wręcz obcymi. Głos Paula Bowmana brzmiał złowrogo.

— Wzywam wszystkich właściwie myślących ludzi do powstania przeciw temu złu i odrzucenia Ghorbani i jej podobnych, do powstania jako ludzie i wsparcia słusznie myślącej frakcji. Wzywam was, byście dali z siebie wszystko dla zapewnienia lepszej przyszłości wszystkim prawdziwym ludziom. Dobrego dnia.

— Cóż u diabła to miało znaczyć? — spytała Rachel, gdy awatar zniknął.

— O mój Boże — wyszeptała w odpowiedzi Daneh. — Nie. Boże, nie!

— Mamo?

— Czytaj między wierszami, dziewczyno! — ostro krzyknęła Daneh. — „Wyzwanie nieograniczonej Przemiany”, „antyludzkie działania” „Przemienieni w obcych”, „stało się jasne, że rasie ludzkiej grozi upadek…” — Wysyczała przez zęby i prychnęła. — Drań!

— Ale mamo, ty nie lubisz Przemiany — rzuciła Rachel.

— Nie podobają mi się szkody, jakie wyrządza ludziom — wyjaśniła Daneh. — Ale Bowman jest bigotem. To olbrzymia różnica. A teraz prowadzi świętą wojnę przeciw mojej siostrze.