Выбрать главу

— Co pochłania całą energię? — zapytała Rachel.

— Tak. A Sheida jest uparta jak diabli…

Obie podniosły wzrok, gdy w powietrzu pojawiła się kolejna postać, tym razem znajoma.

— Mężczyźni, kobiety i dzieci Norau, niosę wam smutne wieści. Jak już wiecie, przestała działać sieć energetyczna. Ta wiadomość pochłania całą dostępną mi w tej chwil energię. Mój obraz pojawia się we wszystkich miejscach, gdzie znajdował się ktokolwiek w chwili Upadku, w granicach byłej Unii Północnoamerykańskiej. Co oznacza, że nie wszyscy to zobaczą, ale to najlepsze, co mogę w tej chwili zrobić. Paul Bowman i jego frakcja Rady podjęli próbę wyrwania władzy reszcie Rady. Dokonali tego przez wypuszczenie w Sali Rady trujących owadów, zaprogramowanych na kod DNA przeciwnych im członków Rady. Frakcja Paula pragnie ustanowić tyranię, której celem miałoby być… zahartowanie ludzkości oraz „sprowadzenie jej z powrotem na ścieżkę prawości”, co było cytatem.

Daneh i Rachel wpatrywały się w milczeniu w postać Sheidy.

— W każdym razie próba nie powiodła się. Ja, Ishtar, Aikawa Gouvois i Ungphakorn przeżyliśmy. Z przykrością muszę was poinformować, że Javlatanugs Cantor został zabity przez trucizny. Nie pozostaliśmy jednak bezczynni i w krótkim starciu przejęliśmy dość Kluczy, by nie dopuścić do podjęcia przez nich bezpośrednich działań przez Sieć. W pewien sposób jednak, doskonale im się powiodło. Paul planował obedrzeć większość świata z jego bogactwa energii i rzucić ludzi z powrotem do pracy, jako jedynej drogi do osiągnięcia prawości. Udało mu się do tego doprowadzić. Do czasu, aż któraś strona podda się lub zostanie pokonana, cała dostępna energia przekierowana jest do walki w Radzie. Bitwa ta szaleje nawet w tej chwili i nie wygląda, by miała się szybko zakończyć. Imperatywem dla was powinno stać się znalezienie schronienia i przygotowanie się na długi okres bez wygód i wsparcia, które stały się normą. Ponieważ my — Ishtar, Aikawa, Ungphakorn i ja — odmawiamy poddania się. Powietrzne zamki spadły i smoki nie mogą ruszyć się z ziemi, ale nie pozwolę mu wygrać. Jednak do czasu, aż sprawa zostanie rozstrzygnięta, sytuacja będzie ciężka. Większość z was mieszka w domostwach i miejscach nieodpowiednich do takiej sytuacji. Nalegam, byście się przygotowali do przeniesienia się w lepiej nadające się do tego miejsca.

Matko i córka patrzyły na siebie z lękiem i słuchały głosu Sheidy.

— Wy, którzy jesteście lepiej przygotowani, rozumiem związane z tym problemy, ale musicie przyjąć na siebie obowiązek pomocy znajdującym się w gorszym położeniu. Rada pomoże wam w miarę swoich możliwości. Wkrótce będę się kontaktować z przywódcami lokalnych społeczności i przekazywać całe możliwe wsparcie. Osoby, którym w obecnym nieszczęśliwym położeniu grozi głód, niech spróbują znaleźć lokalne społeczności przygotowane do przeżycia w takich warunkach. Nie poddawajcie się rozpaczy, ponieważ ona zabije was równie pewnie, jak głód, zimno czy rany. Mądrze się przygotujcie i wyruszcie do bezpiecznych miejsc. Z czasem zaczniemy z powrotem odzyskiwać ten świat i wszystko, co należało do nas. Jednak nigdy nie będzie to możliwe, jeśli oddamy władzę w ręce faszystowskiego szaleńca.

Sheida mówiła dalej, a jej głos rozbrzmiewał nie tylko w domu siostry.

— Wizja Paula jest stara, równie stara jak niewola Żydów i śmierć setek milionów z rąk grup tak zwanych komunistów. Twierdzi, że wszystko to ma się odbyć dla dobra ludzkości, ale dodaje przy tym, że oczywiście, mała grupa zachowa swoje przywileje, z których zostaną odarci wszyscy inni. Takie słowa wielokrotnie wypowiadano w historii i za każdym razem oznaczały niewolnictwo i śmierć. Nasza frakcja Rady mogła poddać się Paulowi. Energia wróciłaby i zachowane zostałyby niektóre z pewnych udogodnień życia codziennego. Na jakiś czas. Do chwili, aż razem ze swoją radą dyktatorów odkryliby następną „ścieżkę prawości”, następną „prawdziwą postać” ludzkości. A wszyscy byli byśmy jego bezradnymi niewolnikami. Wybrałam niepoddanie się niewolnictwu. Wybrałam nieoddanie w niewolę dzieci mojej siostry i dzieci moich przyjaciół. Wybrałam walkę.

Daneh zamknęła oczy.

— Dawno temu, na tej ziemi zamieszkiwał wielki naród zwany Ameryką. Z nasion tego narodu wywodzi się nasza obecna kultura. Naród ten uznawał proste zasady. „Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi życie, wolność i swoboda ubiegania się o szczęście.” Dzięki ich wizji i wierze mieszkańcy Ameryki, często sami, zmagali się z falami historii i despotyzmu, tworząc w końcu nasze społeczeństwo, w którym wszystkie te i dodatkowe prawa podlegają ochronie. Paul Bowman, Celine Reinshafen, Minjie Jiaqi, Ragspurr i Chansa Mulengela, popierani przez Demona, sprzeciwiają się tym przekonaniom. Chciałabym, żeby istniała możliwość przeprowadzenia wiarygodnego głosowania w sprawie waszych uczuć. Jednak to niemożliwe. Mogę tylko mieć nadzieję, że staniecie po stronie mojej i reszty Rady i że nie ogarnie nas ciemność. Wierzę jednak, że razem możemy przetrwać tę noc i znów stworzyć społeczeństwo, które tak jest nam drogie. Droga będzie ciernista, ale przebrniemy przez nią wspólnie, jako jeden naród, ludzie zjednoczeni ideą wolności i wierni tak dla nas cennej filozofii. Dziękuję, dobrej nocy i powodzenia.

— Sheida? — powiedziała Daneh, gdy obraz zniknął. — SHEIDA??? Wspaniale. Nawet jednego słowa do siostry?

— Przypuszczam, że jest trochę skupiona na swoich problemami — zauważyła Rachel, po czym prychnęła. — W przeciwieństwie do całej znanej mi rodziny.

Daneh wzruszyła ramionami z rezygnacją, rzucając równocześnie poskramiające spojrzenie córce.

— Cóż, jeśli ma aż takie problemy, to oznacza, że świat ma przekopane.

— Nie może być aż tak źle, mamo. — Rachel wzruszyła ramionami. — Prawda? No wiesz, jest czterdziesty pierwszy wiek. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają!

— Cóż, to się dzieje. — Daneh zmarszczyła brwi. — Dokładnie tu i teraz. — Westchnęła i z niezadowoleniem potrząsnęła głową. — Czemu teraz? Czemu my?

— No cóż… czemu jedna czy druga strona po prostu nie zrezygnuje”? — zapytała Rachel. — Mamo, ludzie będą ginąć. Niektórych to już spotkało — dodała, wskazując na kupkę niebieskiego pyłu.

— Więcej niż Marguerite i bardziej ostatecznie — przyznała kobieta, kuląc się w sobie. — Znam geologów pracujących w magmie. Już ich nie ma. — Potrząsnęła głową. — Przepadli. Tak po prostu. Bez żadnego ostrzeżenia…

— Mamo? — po kilku chwilach odezwała się Rachel. — Mamo. Czemu któraś strona po prostu nie zrezygnuje? Nie powie „Dobra, niech będzie, jak chcecie, nie warto o to walczyć?” No wiesz, chyba nie warto, żeby ludzie za to ginęli?

— Za niektóre rzeczy warto — odpowiedziała Daneh po chwili. — Trudno to wyjaśnić bez zrozumienia historii. Sheida ją rozumie. Ale na ile zła jest walka, na ile będzie… te wszystkie śmierci, do których z pewnością dojdzie, na ile to wszystko jest złe… niektóre rzeczy mogą być jeszcze gorsze. Powiedziałabym ci, żebyś sprawdziła sobie tematy takie jak Rewolucja Kulturalna, Holokaust i Czerwoni Khmerzy, ale w tej chwili nie masz jak tego zrobić.