— Holokaust i Khmerów pamiętam z historii — zastanowiła się Rachel. — Ale ludzie szybko zaczną umierać. No wiesz, wojna na swój sposób zrobi to samo co Khmerzy. Mamo, nie mamy żadnych farmerów. Bez nich nie będzie żadnego jedzenia. A tego się nie zbiera tak po prostu. To umiejętność.
— Dobra dziewczynka, teraz myślisz — odpowiedziała Daneh. — Ale istnieją farmerzy. — Znacząco spojrzała na córkę.
— W tym rzecz, mamo — westchnęła Rachel. — W Kambodży też byli farmerzy. Ale Khmerzy i ten facet… Poi jakiś tam… wysłał ludzi z miast na pola. Oni nie wiedzieli, co na nich robić, a udzielono im złych instrukcji i miliony umarły. Mamo, ja nie wiem, jakiego dnia zacząć orkę, a ty?
— Och. — Kobieta zastanowiła się nad tym przez chwilę i skinęła głową. — Nie, ja też nie, ale Myron wie, podobnie jak jego synowie.
— Jeśli myślisz, że poślubię Toma albo Charliego i osiądę jako dziewczyna z farmy, to postradałaś zmysły — zachichotała Rachel. — Zamierzam zostać…
— Szeroko otwarła oczy, uświadamiając sobie, ile straciła. — Mamo, zamierza łam zostać lekarką. Co u diabła można zrobić w takich warunkach? Nie ma nanitów!
— Uhmm… — powiedziała Daneh i zamarła na chwilę. — Och… szlag. Masz rację. Nie tylko to, żadnych… leków. To chemikalia, których używano przed wprowadzeniem technik nanowprowadzania. Żadnych leków, żadnych narzędzi.
— Potrząsnęła głową. — Nawet nie wiem, jak… szyje się rany.
— Szyje?
— Tak kiedyś zamykało się rany. Ale jeśli to ma potrwać dłużej, musimy przygotować się do odejścia stąd. W domu nie ma za wiele jedzenia. My… musimy dostać się do Raven’s Mill.
— Jak, przecież nie działa portowanie! — zauważyła Rachel, po czym potrząsnęła głową. — Nie myślisz o pójściu tam, prawda? Nie mamy nawet koni.
— Tak, teraz żałuję, że pozbyłyśmy się Bucka — przyznała Daneh. — No cóż, równie dobrze możemy się z tym pogodzić. Musimy znaleźć trochę rzeczy z Jarmarków. Są tam… plecaki i inne rzeczy. Wydaje mi się, że znajdzie się tu gdzieś trochę jedzenia na podróż…
— Mamo, dojście do Mili zajmie całe tygodnie!
— Wolałabyś raczej zostać tutaj i umrzeć z głodu? — zapytała Daneh, chwytając ją za ramię i potrząsając. — Myślisz, że Sheida po prostu się podda? A co z Bowmanem? Jeśli tego nie zrobią, Nic Nie Będzie Działać. Żadnego jedzenia. Żadnej wody, chyba, że będziemy czerpać ją z rzeki! Musimy dostać się do Mill i to zanim jeszcze skończy się nam jedzenie! I lepiej miejmy nadzieję, że pogoda się utrzyma.
W górze, po bezchmurnym niebie przetoczył się grzmot.
— To jest zbyt złożone — powiedziała Sheida, rozprostowując się po wyjściu ze Snu. — Elf by sobie z tym nie poradził!
— Musimy to podzielić tak, żeby stało się prostsze. — Ungphakorn rozpostarł skrzydła. — Kontrolujemy generatory, ale rzucamy tam grupy ludzi, czy tego chcą, czy nie. Musimy stworzyć zespoły…
— Musimy być w stanie skupić się na jednym określonym obszarze — zaoponował Aikawa. — Przejmując generatory i kontrolując energię lokalnie, zaczynamy znów dzielić się na regiony. Powinniśmy o tym pomyśleć.
— Twierdzisz, że należałoby stworzyć bloki regionalne? — z poirytowaniem zapytała Ishtar. — W jakim celu?
— Trzeba znów zacząć myśleć o świecie — oświadczył Aikawa. — Będziemy musieli pomagać ludziom się odbudować. I skonsolidować nasze zaplecze polityczne. Jeśli ludzie mają to przeżyć, będą musieli nauczyć się odbudować. Donas należy zachęcenie ich do tego. A to funkcja regionalna.
— To bitwa między frakcjami Rady — zaprotestowała Ishtar. — Nie między narodami.
— Teraz tak — zgodził się Aikawa. — Ale nie pytaj mnie o jutro.
— Powinnyśmy zrobić jakieś plany!
— Nie mam w domu za wiele jedzenia, skąd je teraz weźmiemy?
— Ludzie będą tu przychodzić, musimy się przygotować na ich przyjęcie!
— Przyjęcie ich? Nie mamy dość dla nas samych!
Jakby poddając się wcześniejszym ustaleniom, stali mieszkańcy Raven’s Mill zebrali się w pubie pomimo nagłej i nieoczekiwanej burzy. Temperatura na zewnątrz spadała, a potężny wiatr szarpał drzwiami i okiennicami gospody. To, co się działo w środku, prawie nie dawało się opisać.
— SŁUCHAJCIE! — wrzasnął Edmund po kilku minutach wzajemnego przekrzykiwania się. John Glass i Tom Raeburn wyglądali, jakby mieli się za chwilę zabrać do rękoczynów. — To wszystko wyrwało się spod kontroli. Albo będzie my tu mieli porządek, albo zacznę rozbijać głowy.
— A ja ci pomogę — zgłosił się Myron. — Mam jedzenie w magazynach. I nie będę go sprzedawał wariatom w malutkich porcjach, żeby było jasne. Zbliża się sezon siewu. Jeśli tylko pogoda się uspokoi, wszystko będzie dobrze.
— Ale nie będzie, jeśli zaczniemy przyjmować wszystkich, którzy zaczną tu przychodzić! — krzyknął Glass.
— SPOKÓJ! Ma tu być porządek!
— Proponuję zrobić Edmunda przewodniczącym, a co tam, burmistrzem — oświadczył Tom Raeburn. Charakteryzujący się szerokim karkiem syn Myrona mocno napinał mięśnie szczęk, ale zdołał zachować spokój. — Wcześniej nie był nam potrzebny, ale teraz już tak.
— Jestem za — rzucił Myron. — Trzeba będzie podjąć jakieś decyzje.
— Burmistrz może być — stwierdził Glass. — Ale nie lord. Musimy mieć coś do powiedzenia. I uważam, że niezależnie od tego, co mówi Sheida, powinniśmy przegnać uciekinierów. Mamy dość własnych problemów!
— W tej chwili głosujemy, czy wybrać Edmunda na burmistrza — oświadczyła Bethan Raeburn, wstając. — Na razie powinniśmy trzymać się prostych tematów. Są jacyś inni kandydaci?
— Ja, proponuję siebie — powiedział Glass. — Lubię Talbota, ale nie wydaje mi się, żeby miał na uwadze interesy Raven’s Mill.
— A co leży w interesie Raven’s Mill? — zapytał Edmund. — Nie jestem pewien, czy chcę być burmistrzem czy earlem, lordem albo czymkolwiek innym. Ale lepiej, żebyście zrozumieli, co ja uważam za leżące w interesie Raven’s Mill. Nie jesteśmy jakąś cholerną wyspą. Na ziemi żyje około miliarda ludzi. Może, może kilka tysięcy z nich poza Anarchią posiada umiejętność przeżycia bez techniki. Będziemy tu mieć uchodźców. I będziemy musieli zintegrować ich z naszym społeczeństwem. Będziemy musieli się rozwinąć. A na wypadek, gdybyście nie zrozumieli wiadomości, które dostaliśmy od Rady, w tej chwili toczy się wojna. Zostałem już poproszony o przeniesienie się do kwatery Sheidy, żeby im pomóc. Odmówiłem, ponieważ myślę o całym świecie. Będziemy musieli go przebudować. A Raven’s Mill będzie częścią, możliwe, że całkiem istotną, tej przebudowy. Będziemy musieli przyjąć tych uciekinierów i nauczyć ich nie tylko, jak przeżyć, ale prosperować. Nauczyć ich naszych umiejętności. Myron rolnictwa, John produkcji szkła, bednarstwa, kowalstwa, wszystkich tych rzeczy, które trzeba umieć, jeśli nie ma się replikatorów ani nawet fabryk. Pierwsi z nich zaczną docierać tu może nawet już jutro. Będziemy musieli się na to przygotować. Taka właśnie jest moja opinia, moje zdanie. I jeszcze jedno…