— Tak, no cóż — słabo bąknęła Celine. — W takim razie, hm, o czym to ja mówiłam?
— Że rolnictwo nie jest trudne.
— Ach. Dokonajmy drobnej modyfikacji uciekinierów. Uczyńmy ich bardziej odpornymi na wysiłek fizyczny, warunki i jakość jedzenia. Może odrobinę mniej… wyrafinowanymi umysłowo, praca na roli może być bardzo nudnym zajęciem. Odrobina selektywnej pracy na pamięci, żeby obecne warunki nie wpływały na nich depresyjnie. Po prostu ogólnie… ulepszyć ich, lepiej dostosowując do aktualnego środowiska.
— Chcesz powiedzieć, że powinniśmy ich ogłupić? — zapytał Chansa, unosząc brwi. — Tak właśnie mnie postrzegasz?
— Nie, ależ skąd — gładko odpowiedziała Celine. — Chcę ich tylko uczynić silnymi. I… odpornymi. Zdolnymi przetrwać lepiej niż zwykli ludzie.
— Próbujemy uciec przed Przemianą — zauważył Paul, marszcząc się.
— Och, to nie jest tak naprawdę Przemiana — zapewniła Celine. — Tylko — ulepszenie.
— To będzie wymagać energii — zauważył Chansa. — Skąd zamierzasz ją wziąć?
— Możemy pobrać ją z ich ciał — odpowiedziała natychmiast Celine. — Istnieje program do zwiększenia konwersji ATP. Z początku ich to osłabi, ale jedzenie i praca pomoże im odzyskać siły.
— Nie obrałem tego kursu, jaki wyznaczyła mi historia, by zmienić rasę ludzką w przygłupie automaty — wyrecytował Paul.
— Nie, oczywiście, że nie. — Celine zgodziła się pospiesznie. — Ale to zwiększy ich szansę przetrwania, a kiedy wojna się zakończy możemy ich Przemienić z powrotem.
— Ach.
— I warunkowanie lojalności — zauważył Chansa. — Oraz podkręcić ich agresję. Potrzebuję żołnierzy.
— Warunkowanie lojalności? — zapytał Paul, zdając się być dogłębnie skonsternowany przez nagłą zmianę.
— Dla żołnierzy to wszystko, czego trzeba — odpowiedział gigant. — Oraz trochę agresji. Podobnie jak rolnictwo — żołnierka nie wymaga zbyt wiele w zakresie mózgu.
— Oraz podstawowych umiejętności — dodała Celine, notując coś na leżącym przed nią papierze. — Żołnierka i uprawa ziemi są dość proste. Damy im do tego podstawowe umiejętności. Będą wiedzieli, jak orać i… te inne rzeczy.
— To powinno doskonale działać — stwierdził Paul, patrząc na swoje złożone dłonie. — Doskonale.
— Problem w tym, Myron, że wszyscy ci uciekinierzy są słabi, zdemoralizowani i leniwi — stwierdził Talbot z niesmakiem.
— Och, tego bym nie powiedziała — zaprotestowała Sheida. — Wszyscy są w dobrej formie, znacznie lepszej niż przeciętny rolnik w przeszłości. Po prostu przypomnij im, że alternatywą jest śmierć głodowa. Nie będziemy rozdawać jedzenia, będą musieli sami je wyprodukować. Albo je wytworzą, albo zginą. Podobnie jak my.
— Urocze. — Edmund prychnął do trzymanego w dłoni cynowego kubka. — Może wyglądać, jakbym był niefrasobliwy, ale to nie prawda. Oni nie mają żadnych umiejętności i nie są przyzwyczajeni do ciężkiej, całodziennej pracy fizycznej. Kiedy ostatnio próbowano czegoś takiego, zginęło ćwierć populacji.
— Kiedy to było? — zapytał Myron.
— Poi Pot, Kambodża. Trochę ponad dwa tysiące lat temu. Właśnie wygrał Wojnę domową i zdecydował, że wszyscy mieszkańcy miast mają się przenieść na wieś i żyć z ziemi. Zginęła jedna czwarta z nich, trzy miliony ludzi. Wielu z powodu bicia i tortur, ale większość z głodu. Podobna sytuacja zdążyła się w tym rejonie kilka dekad wcześniej, i tamta spowodowała śmierć nawet jeszcze większej liczby ludzi. A tamte grupy przynajmniej miały jakieś Pojęcie o pracy.
— Jest całkiem możliwe, że zginie jedna czwarta naszej populacji — smutno zgodziła się Sheida. — Ale jeśli nie będzie produkcji żywności, wtedy zginą Wszyscy. A nie ma żadnych rolników.
— Myron, myślisz, że mogą się tego nauczyć? — Edmund odwrócił się do swego rozmówcy.
— Najlepiej, jeśli jest się przy tym wychowywanym, nie uważa się wtedy codziennej pracy od rana do nocy przez cały rok za ciężką — odpowiedział farmer z ponurym uśmiechem. — W innym przypadku…
— Przypuszczam, że po prostu będziesz musiał udzielać wielu lekcji. — Talbot pociągnął kolejny łyk piwa. Ono również już niedługo stanie się towarem deficytowym, na jakiś czas będą musieli skupić się na pszenicy, nie jęczmieniu.
— Ja też — dodał z grymasem.
— Musisz wszystkim kierować, nie wyklepywać ostrza mieczy — poprawiła Sheida.
— Cóż, nie wiem, ile czasu mogę poświęcić na uczenie ludzi, prowadząc równocześnie farmę — zauważył Myron. — A jeśli nie będę się zajmował farmą, nikt nie będzie jadł następnej zimy. Żeby już nie wspomnieć o tym, że nie mogę być wszędzie równocześnie.
— A co z twoimi synami? — zapytała Sheida.
— No, co z nimi? — odpowiedział pytaniem Myron. — Obaj są gotowi przejąć pracę po mnie, ale chcą też własnych farm…
— Wyznacz jednego z nich, żeby został instruktorem — zasugerował Edmund.
— Może kimś w rodzaju agenta rolnego.
— Może. Ale mógłby sam hodować żywność.
— Wymyśliłam, jak można by wprowadzić rodzaj… wędrownego instruktora — powiedziała Sheida. — Wędrującego w dość dużym zakresie. Wiązałoby się to z pewnymi problemami, między innymi rzadkimi wizytami w domu. Zapytaj ich, czy któryś z nich byłby zainteresowany. Dużo podróży.
— Dobra — zgodził się z powątpiewaniem Myron. — Szczerze mówiąc, Tom pewnie by tego chciał. Lubi teorię uprawy ziemi, ale tak naprawdę wcale nie lubi pracować, jeśli wiecie, o co mi chodzi.
— Tymczasem zajmiemy się uruchomieniem programu zaznajamiania — zdecydował Edmund. — Większość z nich wyląduje w końcu na farmie. Ale potrzebujemy nie tylko rolników. Zwłaszcza jeśli będzie to trwało tak długo, na ile się w tej chwili zanosi.
— Jeszcze jedna sprawa, którą trzeba umieścić na liście — przypomniała Sheida, notując. — Jeśli to sprawdzi się tutaj, przekażemy informację innym i zobaczymy, co z tego wyjdzie.
— I jeszcze jedno, Sheida. To jest wojna. A to oznacza, że kiedy zaczniemy cię popierać, Paul prawdopodobnie znajdzie jakieś grupy, które nas zaatakują.
— Tak, zrobi to — odpowiedziała członkini Rady. — I pomogę wam, na ile będę mogła. Ale…
— No cóż, dobra wiadomość jest taka, że mogę zupełnie się nie znać na woj nie w Sieci, ale będę bardzo zdziwiony, jeśli mają dowódcę sił lądowych, który może mi dorównać.
— Ubrania — powiedziała Roberta. Partnerka Toma była miejscową szwaczką i był to jeden z pierwszych punktów podjętych, gdy tylko cała trójka wróciła z zebrania. Awatar Sheidy został nieco dłużej, jako że inne awatary przekazały wiadomość, że monitorowane przez nie grupy dopiero zaczynały się zbierać. Plan Raven’s Mill polegający na przygotowaniu grup czeladniczych do zaznajamiania się z pracą został przekazany przez awatary i spotykał się z mieszany mi reakcjami.
— Możemy hodować badwab — zauważył Myron. Hybryda bawełny z wieloma cechami jedwabiu była wytrzymała i umożliwiała uzyskanie doskonałego materiału, ale roślina wymagała raczej wyższych temperatur.
— Możemy też hodować owce — dodała Bethan.
— Więcej materiału z ara dostanie się z badwabiu — zauważył farmer. — Przyznaję, że wełna jest o wiele lepsza na zimną pogodę, badwab praktycznie wcale nie izoluje. Ale mam tylko pięć owiec, na długo przed zebraniem rozsądnej ilości wełny będziemy mieć mnóstwo badwabiu.