— O jejku, jejku — rzekła Ishtar. — Najpierw jesteśmy ohydztwami, a teraz prostymi klingami noży, które trzeba zahartować.
— Nie wszyscy z nas uważają Przemienionych za obrzydlistwo — stwierdziła Celine. — Pomagałam przy zbyt wielu Przemianach, by je za takie uważać. Ale Przemiana wymaga wielu zasobów, a wspieranie Przemienionych jeszcze więcej, dla przykładu wystarczy spojrzeć na Cantora. Takie nadużycie zasobów spowalnia realizację ważnych projektów.
Przerwała i uśmiechnęła się przypochlebiająco do Ishtar.
— Muszę jednak dodać, że Przemiana wśród przywództwa byłaby oczywiście w pełni akceptowalna. Tak więc nikt w tej sali nie musi się niczego obawiać ze strony tego projektu.
— Jjjjasne — zawarczał Cantor sceptycznie. Kiedy Chansa zaczął mówić, wrócił właśnie z powrotem do pełnej formy niedźwiedzia. — Więc teraz nas przekupują. Popieram Sheidę!
— Jesteście przeciw temu szaleństwu? — zapytała Ishtar.
— Ta’. — powiedział Cantor.
— Tak — Sheida.
— Tak — powtórzył Aikawa. — Prawdziwym obrzydlistwem jest nietolerancja.
— Tak. — Ungphakorn.
— Tak — zakończyła Ishtar. — To tyle. Potrzebujecie dziewięciu głosów, żeby przeforsować wszystkie protokoły dopuszczające do wprowadzenia twojego „programu”, Paul. Więc o ile kilku z nas nie zginie, to masz cholernego pecha.
— Zobaczymy — odpowiedział Bowman. — Potrzeba tych działań wkrótce sta nie się oczywista. Obiecuję ci.
— Po moim trupie — odparła Sheida.
ROZDZIAŁ DRUGI
Unoszący się nad biurkiem trójwymiarowy hologram podwójnej helisy rozpadł się na kawałki, włączył nowe DNA, połączył się w sekcje, zasymulował wiązanie białek i rekombinację, po czym zaczął wszystko od początku.
Daneh Ghorbani przyglądała się symulacji z nieobecnym wyrazem twarzy. Podobnie jak jej siostra doktor Napraw Genetycznych miała gładką skórę i identycznie złotorude włosy. W przeciwieństwie do Sheidy nosiła je jednak rozpuszczone, a dobry genetyk byłby w stanie stwierdzić, że jej oczy nie mogły naturalnie posiadać chabrowobłękitnej barwy. Jednak podobnie jak siostra miała bardzo mało udoskonaleń, a te, które wprowadziła, nie miały związku z genami. Miała dość problemów z naprawianiem życia innych ludzi, by grzebać we własnym kodzie.
Hologram nie wyświetlał obrazu z faktyczną szybkością działania programu, stanowił po prostu graficzną prezentację procesu biegnącego znacznie szybciej, niż człowiek mógł zarejestrować. W różnych miejscach Sieci prowadzone były obliczenia i porównania w poszukiwaniu kombinacji genów, która wyeliminowałaby szczególny problem w kodzie aktualnego pacjenta.
Efekt tego problemu siedział na krześle naprzeciw niej, dygocząc i przyglądając się jej z wyczekiwaniem. Herzer Herrick urodził się z wadą genetyczną o symptomach podobnych do choroby Parkinsona. Przeszła one nie wykryta przez standardowe skany genetyczne i zaczęła się ujawniać, gdy osiągnął pięć lat, kiedy ukryte retrogeny wyrwały się na wolność i zaczęły losowe kodowanie białek. W ciągu ostatnich dziesięciu lat jego choroba rozwinęła się do tego stopnia, że tracił wzrok z powodu niezdolności do kontrolowania oczu, miał okazjonalne napady epileptyczne i przez większość czasu wymagał transportu. Prognozy sugerowały, że jeśli jego choroba dalej nie będzie leczona, a do tej pory nie dało się jej leczyć, umrze, zanim osiągnie dwadzieścia lat. Czyli około czterysta siedemdziesiąt pięć lat wcześniej, niż powinien.
Pomimo tych problemów był w dość dobrym stanie fizycznym. Aż do niedawna ćwiczenia pozwalały ograniczyć najgorsze efekty choroby, więc trenował wytrwale. Teraz jednak jego stan zaczął pogarszać się wraz z postępującymi uszkodzeniami nerwów.
Sprawę jeszcze bardziej komplikował fakt, że chłopak był kolegą jej córki. Stanowiło to jeden z powodów, dla których Daneh unikała związania się z tą sprawą, wiedziała, że tak bliski związek to proszenie się o kłopoty. Co więcej, zdecydowanie nie układały się jej stosunki z rodzicami Herzera. Od pierwszych objawów ruchów spazmatycznych chłopca jego rodzice, Melissa i Harris, zaczęli go unikać, jakby wady genetyczne były zaraźliwe. Dopiero kiedy rodzice „dali mu jego wolność” w wieku czternastu lat, Herzer osobiście spytał się jej, czy zgodzi się zająć jego przypadkiem. Biorąc pod uwagę stopień zaawansowania choroby, wyrzucała sobie teraz, że tak długo czekała.
Może jednak uda się znaleźć lekarstwo. Jeśli tylko doktor Ghorbani będzie miała tu coś do powiedzenia.
— To jak układanie puzzli — powiedziała, przyglądając się ewolucjom podwójnej helisy. — Pewne geny nie będą współdziałać z innymi, niezależnie od tego, jak ściśnie się je razem. Kiedyś ktoś w twojej rodzinie zdecydował się połączyć razem kilka z twoich genów. A one do siebie nie pasują. Efekt jest taki, że twoje nerwy nie potrafią już regulować neurotransmiterów.
— Ta’ pani dokt’r — przytaknął chłopiec, wzdychając. — ’iem.
— Tak, faktycznie wiesz — powiedziała z uśmiechem. — Próbuję wymyślić jakiś sposób na naprawienie tego. Sposób, na który nie wpadły automaty medyczne.
— ’arze ’użp ró’ali — powiedział chłopak, bezskutecznie usiłując skupić wzrok na hologramie czy lekarce przed sobą. Jego głowa cały czas przeskakiwała w skurczach i nie potrafił skompensować tego ruchem oczu. — Nie potrafią ’ierdzić, w czym ’roblem.
— Och, ależ potrafią określić problem — poprawiła Ghorbani. — Nie wiesz?
— N-nie — odpowiedział Herzer. — ’yślałem, ’e nie potrafią ’o ’awić.
— To dwie zupełnie różne sprawy, synu — zaprzeczyła łagodnie. — Rzecz w tym, że wyleczenie tego w klasyczny sposób musiałby cię zabić.
— Och? ’emu?
— Kłopot tkwi w regulacji neurotransmiterów — wyjaśniła Daneh. — Zlikwidowanie go wymagałoby zmiany twojego DNA, a potem wymiany wszystkich białek regulatorowych. W trakcie takiego procesu żaden z twoich neurotransmiterów nie będzie działał w ogóle, a to jest równoznaczne z zabiciem cię. Równie dobrze moglibyśmy ci wstrzyknąć neurotoksynę. Dlatego właśnie lekarze nie chcą cię leczyć, nie wolno im podejmować ryzyka powyżej pewnego progu.
— ’ana? — zapytał. — Albo ’ransfer?
— W tych warunkach, oba niosą ze sobą konsekwencje — odpowiedziała, unosząc podbródek i marszcząc brwi w sposób, który mówił „nie”. — Wydaje mi się, że właśnie źródłem problemu jest Przemiana, którą przeprowadzono gdzieś w twojej historii genetycznej, kompleks interferujący z produkcją neurotransmiterów mieści się prawie w tym samym miejscu co białka skrzeli. A mniej więcej trzy pokolenia temu miałeś w rodzinie ludzi morza. Próba Transferu lub Przemiany byłaby ryzykowna. Transfer zakłada, że twoje nerwy, ogólnie mówiąc komórki mózgowe, działają normalnie. Co w twoim wypadku nie jest prawdą. Powiedziałabym, że istnieje około trzydziestoprocentowe ryzyko, że przy Transferze do istoty nanitowej, lub czegoś podobnego, albo straciłbyś znaczącą część pamięci, albo podstawowych zdolności kojarzenia, albo to i to. Strata zdolności kojarzenia oznacza, że stałbyś się niesprawnym umysłem w nanitowym ciele, którego nie jesteś w stanie kontrolować. To też nie najlepsze rozwiązanie.