Porzucenie dziecka: od -100 do -820 punktów
Porzucenie rodziców: od -100 do -910 punktów
Okrucieństwo w stosunku do zwierząt: od -100 do -1370 punktów
Okrucieństwo w stosunku do ludzi: od -100 do -1450 punktów
Zbrodnia prowadząca do śmierci innej osoby: od -100 do -1510 punktów
Recydywa: suma punktów ujemnych pomnożona przez 1, 5
(Liczba punktów ujemnych zmienia się w zależności od przypadku, pod uwagę brana jest chęć zaszkodzenia, przyjemność, jaką sprawia czynienie zła, brak odpowiedzialności, egoizm leżący u podstaw działań lub zaniechania.)
PUNKTY DODATNIE
Darowizna z wyrachowania: od 10 do +50 punktów
Darowizna bezinteresowna: od 10 do +90 punktów
Rozbawienie najbliższego otoczenia: od 10 do +100 punktów
Pomoc udzielona zwierzęciu w niebezpieczeństwie: od 50 do +120 punktów
Pomoc udzielona osobie w niebezpieczeństwie: od 100 do +270 punktów
Stworzenie dzieła sztuki: od 100 do +410 punktów
Oryginalny pomysł przyczyniający się do postępu: od 100 do +450 punktów
Poświęcenie się na rzecz innej osoby: od 100 do +620 punktów
Właściwe wychowanie dziecka: od 15 do +840 punktów
Współczynnik mnożnikowy: suma punktów dodatnich pomnożona przez 1, 2
Tak duża dokładność sprawiła, że ludzie stali się jeszcze bardziej rozdygotani. Zamiast ryzykować grzech, niektórzy woleli od razu popełnić samobójstwo po to, żeby – jak mawiano w tych czasach – wyzerować licznik. Określenie to nie było zresztą tylko metaforą. Pewna japońska firma rzeczywiście wprowadziła na rynek licznik dobrych i złych uczynków. Był to „karmograf”: urządzenie, które przypominało mały zegarek z ekranem ciekłokrystalicznym i cyfrową klawiaturą. Ludzie nosili go na prawej ręce, gdyż lewa nadal miała informować o aktualnej godzinie.
Przed pójściem spać wystarczyło zanotować czynności wykonane w ciągu dnia, żeby ustalić, na jakim etapie dokładnie jesteśmy, jeśli chodzi o naszą karmę. Kiedy liczba dobrych punktów była niewystarczająca, na ekranie karmografu pojawiał się koń. Był to pierwszy poziom karmicznego regresu, który następnie przechodził w psa, królika, ślimaka i amebę. Najcięższe przypadki przyjmowały postać natki pietruszki albo grzyba.
Dzięki karmografowi można było spokojnie umrzeć, wiedząc dokładnie, gdzie się sytuujemy na tej skali, i nie obawiać się osądu archaniołów. Oczywiście operacja dodawania i odejmowania punktów wymagała bardzo dużej uczciwości w stosunku do siebie.
W tanatodromie my także pobawiliśmy się przez chwilę tym urządzeniem. Rose stwierdziła, że ma 400 punktów dodatnich. Ja, znacznie skromniej, byłem gdzieś między +0 i +5 punktów. Nie popełniłem zbyt wielu świństw w życiu, ale świętym też nie byłem. Ostatecznie Raoul miał rację: nie byłem bohaterem a jedynie zwykłym, przeciętnym człowiekiem. Nawet w swojej karmie byłem przeciętny.
Natomiast Freddy junior był po prostu zafascynowany tym urządzeniem. Jego karmograf, niemal dziewiczy, wskazywał spokojnie +25 punktów. Ale dzieciak bardzo mocno przejmował się tą kwestią. Kiedy na przykład na skwerku pociągnął jakąś koleżankę za warkocz, od razu sprawdzał karmograf, żeby się dowiedzieć, czy to poważna sprawa.
Aparat ten zastąpił z powodzeniem spowiedź.
267 – OFF-SIDE
Conrad nie był w stanie kupić praw do produkcji karmografu.
Japończycy byli niezwykle ostrożni, a ich patent świetnie chroniony. Mój brat zajął się więc komercjalizacją zupełnie innego produktu, mianowicie pigułek „off-side", to znaczy specjalnych pigułek umożliwiających bezbolesne samobójstwo. „Lepiej mieć nowe życie, niż mieć życie nieudane" – takie było jego hasło reklamowe. Proste, a jednocześnie znakomicie wyrażało to, o co chodziło.
Conrad, który zawsze był sceptycznie nastawiony do tanatonautyki, teraz pierwszy zachęcał ludzi do wykonania wielkiego skoku. Najważniejsze, żeby interes się kręcił!
Ironia losu: wśród pierwszych klientów znalazł się jego syn, a mój bratanek Gustave, który wpadł w rozpacz, gdy nie udało mu się napisać sprawdzianu z matematyki. Zamiast listu pożegnalnego chłopak nabazgrał tylko następujące słowa: „Nie przejmujcie się. Wpadnę na chwilę do krainy umarłych i zaraz wracam w innej skórze".
Jego rodzice byli przekonani, że pewnie miał rację, ale nie wiedzieli, pod jaką postacią mały się odrodzi. „Tyle wysiłku i staranna edukacja w tak głupi sposób zmarnowane przez jedną złą ocenę z matematyki. Można sobie z wściekłości wyrywać włosy!" – żalił się Conrad, który zastanawiał się, czy należy opłakiwać śmierć własnego syna.
Rose i ja zaniepokoiliśmy się. A gdyby Freddy junior też odczuwał taką pokusę? Przykrości tak często się dzisiaj przecież zdarzają. Mimo że wiedzieliśmy, jak wygląda Raj, nie chcieliśmy, by nasze dziecko wyruszyło tam zbyt wcześnie i co więcej, własnoręcznie przecinając sobie pępowinę.
Aby skutecznie odwieść go od mody, która rozpowszechniała się w szkołach i liceach, zastąpiliśmy po cichu pigułki z cyjankiem „off-side", które kupił sobie z własnego kieszonkowego, zupełnie nieszkodliwymi landrynkami. A żeby nie przyszła mu nagle ochota wyskoczyć przez okno, założyliśmy w nich kraty.
Rose robiła co mogła, żeby w każdych okolicznościach być po jego stronie. Jeśli wracał z dzienniczkiem pełnym złych ocen, dawaliśmy mu na pociechę zabawki. Nigdy na niego nie krzyczeliśmy, obsypywaliśmy go pieszczotami i stale zapewnialiśmy go o naszym wsparciu.
Nasz syn powinien kochać swoje życie do tego stopnia, żeby był przekonany, że w innym wcieleniu nie znajdzie równie fajnych rodziców.
Nie wszyscy rodzice byli jednak tak skuteczni jak my. Samobójstwa dzieci zdarzały się coraz częściej, podobnie zresztą jak samobójstwa popełniane przez dorosłych.
Niezadowolenie, brak satysfakcji i od razu hop! Najwrażliwsi chodzili z kapsułką cyjanku włożoną w dziurę w zębie i przy najmniejszym problemie kończyli z życiem, które uznali za nieudane, Życie było grą, więc jeśli nie chciało się już w niej uczestniczyć, wystarczyło powiedzieć „zamawiam" i wyłączyć się z gry dzięki pigułce, która była w wolnej sprzedaży dzięki mojemu bratu Conradowi.
W rezultacie na ulicach nie widywało się już prawie w ogóle osób starszych (pierwsza zmarszczka i wyruszamy po nową młodość, zanim nastąpią nieodwracalne zmiany spowodowane wiekiem) ani też ludzi zatroskanych czy zbyt wrażliwych. Pozostały tylko niedojrzałe istoty ogarnięte obsesją czynienia dobra, z lenistwa czy z zabobonu.
Był to autentyczny społeczny problem. Przywódcy, tak jak i osoby kreatywne, są najczęściej ludźmi, którzy mieli trudne dzieciństwo, ale udało im się z tego wyjść i osiągnąć sukces, tocząc ciężką walkę i wyrabiając sobie charakter twardy jak stal. Teraz jednak, kiedy samobójstwo pozwalało wyzerować licznik w obliczu najdrobniejszych trudności, przyszłe elity znikały, zanim zdążyły dorosnąć.
Lucinder i jego rząd zrozumieli, na czym polega problem. W administracji mieli do czynienia wyłącznie z mięczakami albo zupełnie beznadziejnymi osobami, które nie potrafiły podjąć żadnej decyzji, gdyż obawiały się wyrządzić komuś krzywdę. Należało czym prędzej podjąć jakieś działania, żeby najbardziej inteligentni i wrażliwi spośród młodych ludzi przestali popełniać samobójstwa.
Jako że śmierć stała się czymś banalnym, należało też promować życie, tu i teraz, a nie gdzie indziej i w nie wiadomo jakiej przyszłości. A nie było to wcale takie oczywiste. Nikomu nie zależało na życiu aż tak bardzo, żeby walczyć o nie albo mocno zacisnąć zęby i mimo wszystko stawiać czoło trudnościom. Co gorsza, każdy zgadywał, w czyją postać się wcieli, trochę tak jak gra się w ruletkę czy w lotto. Tam, w górze, nie mogło przecież zabraknąć prawidłowych skreśleń!