Выбрать главу

Lucinder starał się zachować bezstronność.

– Nie ma dowodów, mówi pan? A może ich nie ma, bo nikt ich nie szukał? Czy istnieje w ogóle jakieś oficjalne opracowanie na ten temat?

– Hm, nic mi o tym nie wiadomo – odrzekł przejęty Mercassier. – Do tej pory zadowalano się spisywaniem cokolwiek wątpliwych świadectw. Ale co się dzieje? Ten temat interesuje pana prezydenta?

– O tak, Benoît! – wykrzyknął Lucinder. – I to nawet bardzo, a to dlatego, że ten człowiek, który widział niedźwiedzia, jak pan powiedział, i to na własne oczy… no cóż, to właśnie ja.

Minister nauki przyjrzał się z niedowierzaniem prezydentowi. Zastanawiał się, czy jednak mimo wszystko zamach nie spowodował u jego rozmówcy nieodwracalnych skutków. Ponieważ trafiono go w serce, do mózgu krew nie docierała przez kilka minut. Czyżby niektóre strefy mózgu obumarły? I czy teraz może on być ofiarą ataków psychozy?

– Niech pan na mnie tak nie patrzy! – zdecydowanym głosem powiedział Lucinder. – Powiedziałem panu, że przeżyłem NDE, a nie że mam zamiar stworzyć komunistyczne państwo!

– Nie wierzę panu – instynktownie zareagował naukowiec.

Prezydent wzruszył tylko ramionami.

– Sam bym w to nie uwierzył, gdyby mi się nie przydarzyło. A jednak mnie to spotkało. Dostrzegłem cudowny kontynent i chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o nim.

– Dostrzegł pan… widział pan na własne oczy?

– Ależ tak.

Jak zawsze racjonalny Mercassier zaproponował takie wyjaśnienie:

– Przed śmiercią organizm często wytwarza duże ilości naturalnej morfiny. Wystarczy tego, by osobę w agonii oszołomić tuż przed ostateczną podróżą, to taki niewielki chemiczny kop w charakterze ostatniego pokazu sztucznych ogni… Z pewnością wystarcza do wywołania niesamowitych halucynacji pod postacią „cudownego kontynentu" czy czegokolwiek innego. I zapewne właśnie coś takiego przydarzyło się panu na stole operacyjnym.

W świetle lampy stojącej na biurku Lucinder nie wyglądał na kogoś, kto miał halucynacje. Przeciwnie. Tylko czy jego mózg nie został mimo wszystko uszkodzony? Czy nie należałoby zaalarmować innych ministrów, prasy, odsunąć prezydenta od władzy, zanim jako przywódca państwa podejmie jakieś szalone i szkodliwe działania? Benoît Mercassier nerwowo wyłamywał palce pod fotelem. Jednak siedzący naprzeciwko rozmówca znowu się odezwał, mówiąc bardzo spokojnym głosem:

– Znam skutki działania narkotyków, Benoît. Narkotyzowałem się już i potrafię odróżnić stan, w którym zaczyna się przedawkowanie, od rzeczywistości. Ileż to razy powtarzał mi pan, że wystarczy dużo zainwestować w jakąkolwiek dziedzinę nauki, żeby bardzo szybko osiągnąć rezultaty?

– Owszem, ale…

– Czy wystarczy jeden procent z budżetu Urzędu do spraw Kombatantów, który dyskretnie panu przekażę?

Mercassier czuł się jak na torturach.

– Odmawiam. Jestem prawdziwym naukowcem i nie mogę wziąć udziału w podobnym oszustwie.

– Nalegam jednak.

– W takim razie wolę się podać do dymisji.

– Naprawdę?

34 – PODRĘCZNIK DO HISTORII

ŚMIERĆ NASZYCH PRZODKÓW

Klasyfikacja według (ówczesnych) kategorii społeczno-zawodowych; oto tabela przedstawiająca liczbę osób powyżej pięćdziesiątego roku życia na tysiąc osób w danej kategorii. Dane statystyczne z 1970 roku (koniec drugiego tysiąclecia):

– nauczyciele: 732

– kadra kierownicza i wolne zawody: 719

– inżynierowie: 700

– duchowni katoliccy: 692

– rolnicy: 653

– szefowie przedsiębiorstw i sprzedawcy: 631

– pracownicy biurowi: 623

– kadra kierownicza średniego szczebla: 616

– robotnicy: 590

– robotnicy rolni: 565

Podręcznik szkolny, kurs podstawowy, 2. Rok

35 – NOWA AUSTRALIA

Benoît Mercassier długo spacerował po Polach Elizejskich, mając w głowie kompletną pustkę. Był przekonany, że NDE nie istnieje, a teraz zlecono mu udowodnienie, że jest to niezaprzeczalna prawda. To tak jak poprosić ateistę, żeby wykazał, że Bóg istnieje, albo wegetarianina publicystę, by propagował zalety mięsa.

Doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego Lucinder wybrał go do tego zadania. Prezydent uwielbiał zmuszać swoich ludzi do paradoksalnych działań. Wymagał od prawicowych ministrów, by realizowali lewicową politykę, od ekologów żądał, by wychwalali energię nuklearną, a od protekcjonistów, by głosili zalety wolnego handlu…

Przyznał jednak dwieście tysięcy franków na ten beznadziejny „Projekt Raj". I tym razem nie chodziło o abstrakcję, lecz o udowodnienie, że w godzinie śmierci odlatuje się ze swojego ciała, by dostać się na „cudowny kontynent"…

Lucinder nie był pierwszym z przywódców państwa, który angażował się w szalone projekty. Mercassier pamiętał, że dawno temu, jeszcze w latach siedemdziesiątych, nieobliczalny prezydent amerykański o nazwisku Jimmy Carter wbił sobie do głowy, że trzeba nawiązać kontakt z UFO. Uwierzył w UFO jak mało kto. Zarządził więc realizację programu, w którym zebrano wszystkie świadectwa na temat osławionych Niezidentyfikowanych Obiektów Latających. Można sobie wyobrazić pełne dezaprobaty miny naukowców zmuszonych do wysłuchiwania bredzących czy nawiedzonych ludzi! Roztrwonił pieniądze podatników, budując gigantyczną stację nadawczo-odbiorczą, która miała przechwytywać ewentualne informacje przekazywane przez istoty pozaziemskie i nawiązywać z nimi kontakt. Na koniec jeszcze się dziwił, że nie został ponownie wybrany na prezydenta!

Lucinder również pracował na swoją zgubę, ale sam Mercassier nie miał przecież wyboru. Pozostawało mu albo spełnić zachciankę prezydenta zgodnie z jego życzeniem, albo zrezygnować z teki, a przecież w całkiem naturalny sposób zależało mu na tej odrobinie władzy. Tym gorzej dla kombatantów! Z pewnością znajdzie pomysł na to, jak wykorzystać dwieście tysięcy franków.

No dobrze, ale jak się do tego zabrać? Ilekroć opadały go wątpliwości, Mercassier natychmiast rozmyślał o tym, by zwrócić się do najlepszego i najbliższego doradcy, do swojej żony Jill.

Ku jego wielkiemu zaskoczeniu wcale nie wydała się zdziwiona, kiedy przy kolacji przedstawił jej problem, jaki miał z NDE. Nakładając na talerze purée z brokułów, zastanawiała się głośno:

– Na początek musisz przygotować konspekt tego eksperymentu. Trzeba opracować test, który pozwoliłby odpowiedzieć tak lub nie na pytanie: „Czy istnieje coś po śmierci?". Jakimi danymi wyjściowymi dysponujesz?

– Mam tylko jedną informację – westchnął – ale za to jakże ważną. Prezydent jest przekonany, że przeżył NDE!

Jak zwykle starała się podnieść go na duchu.

– Myśl pozytywnie. Żeby odnieść sukces, już na wstępie trzeba być przekonanym o przyszłym zwycięstwie.

– Ale – biadolił – przecież nie można wymagać ode mnie, żebym wierzył w NDE. Oznaczałoby to, że gwiżdżę na to, czego uczono mnie na studiach!

Krótko ucięła jego skargi:

– Nie jesteś już naukowcem, teraz jesteś politykiem. Myśl więc jak polityk, inaczej nigdy nie znajdziemy rozwiązania. Cóż zatem opowiada ten twój prezydent?

– Twierdzi, że widział przez chwilę „cudowny kontynent"…

– „Cudowny kontynent"? – Jill zmarszczyła brwi. – Dziwne, bo dokładnie takich samych słów użyli pierwsi żeglarze z Europy, gdy odkryli kontynent, na którym się urodziłam: Australię.

– Ale jaki to ma związek? – zapytał, nalewając sobie kieliszek wina.

– Masz za zadanie zbadać nowy kontynent. Powinieneś więc osiągnąć taki sam stan ducha i przyjąć to samo podejście co odkrywcy w szesnastym wieku. Nie wiedzieli, że istnieje jakiś ląd na wschód od Indonezji. A ci, którzy tak twierdzili, mogli zostać uznani za niegroźnych wariatów, tak jak ty uważasz opowieści prezydenta za brednie.