– No dobrze, ale mimo wszystko był to przecież jak najbardziej namacalny kontynent, były tam łąki, drzewa, zwierzęta i tubylcy!
– Łatwo to powiedzieć w dwudziestym pierwszym wieku, ale wtedy, w tamtych czasach, wyobraź sobie tylko! Mówienie o południowych ziemiach było czymś równie dziwnym jak opowieści o kontynencie w zaświatach.
Gdyby nie zależało mu tak bardzo na zachowaniu jasności umysłu, Mercassier chętnie opróżniłby całą butelkę bourgueila. Zresztą całkiem niezły rocznik. Jill tymczasem rozwijała swoją myśclass="underline"
– Spróbuj wejść w skórę ministra z tamtych czasów. Przy okazji dalekiej zamorskiej podróży król został rozbitkiem i wyobraził sobie, że widział „cudowny kontynent". Z pomocą przypłynął inny statek z jego floty, zanim on sam na ten kontynent dotarł, a zaraz po powrocie do stolicy nakazał ministrowi transportu podjąć niezbędne kroki, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej wyspie.
Jeżeli spojrzeć na to z takiej perspektywy, to oczywiście… Jill Mercassier nalegała jednak:
– Wystarczy, że nazwiesz tę swoją krainę umarłych Nową Australią i że zaczniesz myśleć jak odkrywca. Wyzwanie jest naprawdę godne naszych czasów. Wyobrażasz sobie w trzydziestym pierwszym wieku ludzi, którzy żartować będą w taki oto sposób: „I pomyśleć, że te ciemniaki nie wiedziały kompletnie nic o kontynencie umarłych!". W roku trzytysięcznym być może będzie rządził prezydent, który spróbuje pójść jeszcze dalej w poszukiwaniach i zechce na przykład cofnąć czas. A minister, któremu powierzona zostanie ta misja, zazdrościć będzie niegdysiejszemu Mercassierowi, któremu zlecono znacznie łatwiejsze zadanie: odwiedzenie krainy umarłych…
Jego żona była tak przekonująca, że Benoît nie mógł się powstrzymać, aby jej nie zapytać:
– Ale czy ty wierzysz w ten kontynent umarłych?
– A jakież to ma znaczenie? Wiem tylko, że gdybym była żoną ministra transportu w szesnastym wieku, poradziłabym mu wynająć okręty i sprawdzić, czy Australia istnieje. Tak czy inaczej będziesz albo tym, który odkryje ten nieznany kontynent, albo tym, który udowodni, że coś takiego nie istnieje. W obu wypadkach i tak wygrywasz.
Teraz z kolei Jill chwyciła butelkę.
Wpatrując się w zielone purée, jej mąż mruknął pod nosem:
– No dobrze, ale jaki statek wysłać w takie miejsce?
Opróżniła duszkiem kieliszek.
– I znowu wracamy do metody badawczej. Chcesz może trochę sałaty?
Nie. Nie był już głodny. Wszystkie te troski odebrały mu apetyt. Zupełnie inaczej niż Jill, która poszła do kuchni po miskę sałaty z pomidorami. Mocno przejęta usiadła i podsumowała całą sprawę:
– Dobrze, postanowiliśmy więc, że nazwiemy twój nowy kontynent Nową Australią. A kogo wysyłano, żeby zasiedlić Australię? Galerników, pospolitych przestępców, najgorszych łobuzów. A dlaczego właśnie ich?
No, w tym momencie Mercassier poczuł, że jest w swoim żywiole.
– Dlatego, że sądzono, iż Australia może być niebezpiecznym krajem i że lepiej nie wysyłać tam ludzi, których strata byłaby szkodą dla społeczeństwa.
W miarę jak wypowiadał kolejne słowa, twarz mu się rozjaśniała.
Jak zwykle Jill go nie zawiodła. Podsunęła mu rozwiązanie.
– Benoît, wiesz już, jacy marynarze wyruszą na podbój nowego kontynentu. Teraz musisz dla nich znaleźć kapitana.
Minister nauki uśmiechnął się rozpogodzony:
– Co do tego, mam pewien pomysł!
36 – MITOLOGIA AZTECKA
U Azteków nie zasługi w życiu ziemskim decydują o tym, czy będzie się istnieć po śmierci, lecz okoliczności, w jakich nastąpiła śmierć.
Najlepszą formą śmierci jest polec w walce. Śmierć ta prowadzi Quanteca (towarzyszy Orła) do Tonatiuhichanu, raju na wschodzie, gdzie zmarły będzie zasiadał u boku boga wojny.
Śmierć przez utopienie lub z powodu choroby związanej z wodą (jak na przykład trąd) prowadzi do podróży do Tlalocanu, raju Tlaloca, boga deszczu.
Ci, którzy nie zostali przyjęci przez żadnego z bogów, udają się do Mictlanu, miejsca piekielnego, gdzie przez cztery lata poddawani są próbom, zanim zapadnie ostateczna decyzja.
Tam istnieje podziemny świat Mictlantecuhtli. Dostać się do niego można przez jaskinie. Dusza musi przejść przez osiem podziemnych stref, zanim dotrze do dziewiątego świata.
Pierwsza przeszkoda: Chicnahuapan, rzeka, którą zmarły musi przebyć, wczepiwszy się w ogon rudego psa złożonego wcześniej w ofierze na jego grobie. Zwierzęta poświęcone w czasie pogrzebu służą za psychopompę, to znaczy prowadzą duszę przez Krainę Umarłych.
Druga przeszkoda: dwie góry, które uderzają o siebie w nieregularnych odstępach czasu.
Trzecia przeszkoda: wspinaczka po krętych górskich ścieżkach pokrytych kamieniami o ostrych krawędziach.
Czwarta przeszkoda: stawić czoło obsydianowej burzy, wichurze porywającej drobne kamienie.
Piąta przeszkoda: przejść pod olbrzymimi sztandarami łopocącymi na nieskończonym wietrze.
Szósta przeszkoda: uniknąć strzał, które starają się przebić zmarłego.
Siódma przeszkoda: zbiorowy atak groźnych zwierząt, które chcą pożreć jego serce.
Ósma przeszkoda: wąskie przejście, w którym zmarły może się zgubić.
Wreszcie zasłużył na to, by jego ciało się rozłożyło.
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
37 – À PROPOS
Raoul Razorbak zadzwonił do mnie kilka tygodni później. Chciał się ze mną jak najszybciej zobaczyć. Jego głos brzmiał dziwnie i miałem wrażenie, że jest czymś bardzo mocno przejęty. Tym razem nie zaproponował mi spotkania na Père-Lachaise, ale u siebie w domu.
Z trudem rozpoznałem go, gdy otworzył mi drzwi. Schudł jeszcze bardziej, a jego twarz przypominała dobrze mi znane ze szpitala twarze schizofreników.
– Ach! Michael, jesteś wreszcie!
Wskazał mi fotel, prosząc jednocześnie, żebym usiadł wygodnie. Jego wywody miały mnie zaskoczyć.
Czyżby dokonał jakichś niespodziewanych odkryć w badaniach nad hibernacją świstaków? W czym mogłyby one mnie dotyczyć? Byłem przecież lekarzem, a nie biologiem.
– Czy słyszałeś o tym zamachu, którego ofiarą padł prezydent Lucinder?
Pewnie, że słyszałem. Nie było w kraju nikogo, kto by o tym nie słyszał. Prasa, telewizja, radio, wszędzie bez przerwy o tym mówiono i pisano. Strzelano do przywódcy naszego kraju podczas spotkania z tłumami w Wersalu. Najlepszym specjalistom udało się go odratować dosłownie w ostatniej chwili. Tylko jaki związek miał ten wypadek ze stanem nerwów mojego przyjaciela?
– Zaraz po wyzdrowieniu prezydent Lucinder zlecił ministrowi nauki… – urwał i chwycił mnie za ramię: – Chodź ze mną.
38 – PODRĘCZNIK DO HISTORII
Pierwsze ksenoprzeszczepy pojawiły się w połowie XX wieku, a dokładnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Odtąd chory zaczął przypominać samochód, w którym wystarczy wymieść zepsute części Tym samym śmierć przybrała postać zwykłego mechanicznego wypadku. Następowała w wyniku braku odpowiednich części zamiennych. Badacze wyhodowali serca świń charakteryzujące się cechami genetycznymi, które pozwalały na wszczepienie ich człowiekowi. Techniki ułatwiające przyjęcie obcych organów przez człowieka były wciąż udoskonalane. Wszystko można było zastąpić z wyjątkiem mózgu. Chociaż nie do końca!