Выбрать главу

– Wystarczyło pomyśleć – powiedziała.

Kiedy już zrozumiałem, pomyślałem sobie, że Raoul jest naprawdę geniuszem. A geniusz, który potrafi narysować okrąg i jego środek bez odrywania długopisu, mógł również rzucić wyzwanie śmierci…

W tym momencie dwaj solidnie zbudowani sanitariusze urodzeni na Antylach weszli do sali, popychając wózek pełen narzędzi, a tuż za nimi kroczył wesołkowaty chirurg.

Pięć godzin później starsza pani opuściła życie i przekroczyła próg śmierci.

Leveau rzucił z wściekłością przezroczyste lateksowe rękawiczki. Zaklął szpetnie. Winę zrzucał na przestarzały sprzęt, na chorą, która za długo zwlekała, na brak szczęścia…

– A może byśmy poszli na piwo? – zaproponował mi.

Zadzwonił telefon. Jak się spodziewałem, dzwoniły dzieci zmarłej staruszki. Rzuciłem słuchawką. Moja ręka szukała już w kieszeni wizytówki Raoula.

45 – PODRĘCZNIK DO HISTORII

Nie wiemy, jakie były początki ruchu tanatonautycznego. W opinii niektórych historyków zapoczątkowała go grupa przyjaciół, którzy chcieli przeprowadzić zupełnie nowe doświadczenie. Z innych źródeł z kolei wynika, że jedynym motywem działania pierwszych tanatonautów były względy ekonomiczne. Chcieli szybko się wzbogacić dzięki wylansowaniu nowej mody.

Podręcznik szkolny, kurs podstawowy, 2. rok

46 – NO TO JEDZIEMY!

Miałem świadomość, że propozycja Raoula sprowadza się do tego, abym stał się wspólnikiem jego przyszłych zbrodni. Zbrodni popełnianych w imię nauki czy też nie wiadomo jakich marzeń o podboju świata umarłych.

Pomysł wysyłania z czystej ciekawości ludzi na śmierć nadal tak samo mnie szokował, ale jednocześnie całe moje wnętrze domagało się, by moje życie stało się choć trochę bardziej pasjonujące.

Żeby wreszcie podjąć decyzję, postanowiłem skorzystać z pomocy trzech dwufrankowych monet. Ulepszyłem co nieco metodę Raoula, wykorzystując teraz nie jedną, lecz trzy monety. W ten sposób uzyskiwałem opinię znacznie bardziej wiarygodną. Orzeł-orzeł-orzeł oznaczało: zdecydowanie tak. Orzeł-orzeł-reszka: raczej tak. Reszka-reszka-orzeł: raczej nie. Reszka-reszka-reszka: zdecydowanie nie.

Monety poleciały w górę, żeby zadać pytanie niebiosom. Potem po kolei wylądowały na ziemi.

Orzeł-orzeł-reszka: raczej tak.

Chwyciłem za słuchawkę telefonu. Jeszcze tego samego wieczoru zachwycony Raoul opowiedział mi szczegółowo o swoim projekcie. W pokoju jego ręce latały nad głową jak dwa szczęśliwe gołąbki.

Upajał się swoimi słowami.

– Będziemy pierwsi! Podbijemy ten „cudowny kontynent". Cudowny kontynent wbrew przysiędze Hipokratesa. Próbowałem jeszcze podjąć ostatnią próbę honorowego sprzeciwu. Potem, gdyby wydarzyło się najgorsze, zawsze będę mógł wmawiać sobie, że to Raoul zmusił mnie do wszystkiego.

Tym razem przywołał nowe argumenty:

– Galileusza również potraktowano jak wariata.

Po Kolumbie czas na Galileusza! No cóż, biedny Galileusz posłużył za alibi dla wielu ludzi o chorej wyobraźni. Bardzo sprytny ten numer z Galileuszem…

– Zgoda, Galileusza uważano za wariata, a tymczasem był jak najbardziej zdrowy na umyśle. Jednak ilu prawdziwych szaleńców przypada na jednego niesłusznie oskarżonego Galileusza?

– Śmierć… – zaczął.

– Śmierć widzę każdego dnia w szpitalu. Ludzie umierają I wcale nie wyglądają na tanatonautów. Po kilku godzinach zaczynają śmierdzieć, ich członki stają się sztywne. Śmierć cuchnie. To stos rozkładającego się mięsa.

– Ciało gnije, lecz dusza się unosi – odparł na to filozoficznie mój przyjaciel.

– Przecież wiesz, że byłem w śpiączce i wcale nie wystartowałem.

Wyglądał na trochę zmartwionego.

– Mój ty biedny Michaelu, nigdy nie miałeś szczęścia.

Powinienem był przypomnieć Raoulowi, że doskonale wiem, dlaczego tak bardzo interesuje go śmierć. Ciągle ten ojciec i jego samobójstwo. Bardziej chyba potrzebował porządnej psychoanalizy niż tego swojego projektu pod nazwą „Raj". Ale skoro wypadło orzeł-orzeł-reszka, wybór został już dokonany.

– No dobrze, przejdźmy teraz do rzeczy. Mówiłeś, że dwa pierwsze starty nie powiodły się ze względu na niewłaściwe dawkowanie substancji usypiających. Jakie środki zastosowałeś, żeby wywołać śpiączkę?

Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Uścisnął mnie jak niegdyś. Wybuchnął śmiechem. Wiedział już, że odniósł zwycięstwo.

47 – FILOZOFIA CHIŃSKA

„Chcesz się nauczyć dobrze żyć? Najpierw naucz się umierać".

Konfucjusz

Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka

48 – AMANDINE JEST TAKA ŁADNA

Powieki prześlicznej pielęgniarki przysłoniły jej oczy w kolorze ciemnoniebieskim, ale milczenie z jej strony odbierałem teraz jako nieme gratulacje.

Miałem wrażenie, że znam ją od dawna, tak bardzo była podobna do Grace Kelly z filmu Hitchcocka „Okno na podwórze". Tyle że naturalnie była znacznie ładniejsza.

W hangarze we Fleury-Mérogis wszyscy wydawali się zadowoleni, że jestem z nimi. Obecność lekarza, do tego anestezjologa, musiała wpływać uspokajająco zarówno na ekipę naukową, jak i na kandydatów na samobójców.

Raoul dokonał prezentacji. Pielęgniarka miała na imię Amandine, a przyszli tanatonauci nazywali się Clément, Marcellin i Hugues.

– Na początku mieliśmy do dyspozycji pięciu tanatonautów – przypomniał nasz kapitan. – Dwóch zmarło jako ofiary pomyłki farmakologicznej. W anestezjologii nie ma miejsca na improwizację. Witamy więc pośród nas!

Trzej więźniowie w dresach pozdrowili mnie, przyglądając mi się podejrzliwie.

Raoul pociągnął mnie w stronę stołu laboratoryjnego z całą masą probówek.

– Będziesz się uczył tak samo jak my. Wszyscy razem wkraczamy na nieznaną ziemię. Nie mamy żadnych poprzedników. Jesteśmy jak ci pierwsi ludzie, którzy postawili niegdyś stopę w Ameryce czy Australii. Do nas należy odkrycie „Nowej Australii" i zatknięcie tam naszej flagi!

Profesor Razorbak na powrót stał się całkiem poważny. W jego źrenicach chęć jak najlepszego wykonania pracy zastąpiła teraz szaleństwo w czystej formie.

– Pokażmy doktorowi Pinsonowi nasz sposób wywoływania śpiączki – powiedział.

Bez chwili wahania Marcellin, najmniejszy z ochotników, zasiadł na starym fotelu dentystycznym. Pielęgniarka pieczołowicie mocowała mu elektrody na klatce piersiowej i czole, a do tego jeszcze różnego rodzaju czujniki ciepła, wilgotności, rytmu serca. Wszystkie kable były podłączone do monitorów, na których przebiegały teraz zielone linie.

Przyjrzałem się scenie.

– Zabierzcie mi stąd cały ten bajzel!

No i stało się. Teraz byłem już uczestnikiem ich fantastycznej wizji. Przyjrzałem się temu, co leżało na blacie stołu, rzeczom, które znajdowały się na półkach, rozszyfrowywałem napisy na naklejkach, zastanawiając się, jaka mieszanina mogłaby wywołać śpiączkę.

Roztwór soli, żeby rozszerzyć naczynia, thiopental do wywołania śpiączki i chlorek potasu, żeby zwolnić rytm pracy serca…

Niektóre stany w Ameryce wolały kiedyś tę metodę od cyjanku albo krzesła elektrycznego w celu eliminacji skazanych na śmierć. Ja miałem nadzieję, że mocniej rozcieńczając chlorek potasu, spowolnię rytm serca, nie zatrzymując jego pracy, co pozwoli stopniowo przejść do stanu śpiączki, w miarę możliwości kontrolowanej przez mózg.

No i przeze mnie…

Przy pomocy Raoula i trzech pozostałych kandydatów na tanatonautów skonstruowałem dosyć sprytne urządzenie: plastikową szubieniczkę wysokości dwudziestu centymetrów, na której w dużym pojemniku zawiesiłem roztwór soli fizjologicznej, dalej thiopental w nieco mniejszym zbiorniku i wreszcie na koniec chlorek potasu. Do rurek podłączyłem elektryczny system odmierzania czasu, aby każda substancja była podawana w momencie, który uznam za najodpowiedniejszy. Thiopental miał zostać zaaplikowany dwadzieścia pięć sekund po wstrzyknięciu roztworu soli, a chlorek potasu trzy minuty później. Całość miała być podawana za pomocą jednej rurki, z którą łączyły się pozostałe, zakończonej jedną igłą.