Выбрать главу

Raoul odsunął się na bok.

– Zaszedł za daleko – szepnął rozwścieczony. – Zaszedł za daleko i nie potrafił już wrócić.

Amandine również była wyczerpana rozcieraniem Marcellina. Na jej gładkim czole perliły się kropelki potu, które spływały wzdłuż policzków pokrytych piegami, zsuwając się dalej, za zbyt zasłonięty dekolt. Moment był dramatyczny, a jednak zaznałem być może najsilniejszych w całym moim życiu erotycznych doznań. Cóż za niesamowity widok stanowiła ta walcząca ze śmiercią cudowna młoda kobieta, która za jedyną broń miała czułe dłonie! Eros zawsze jest blisko Tanatosa! Zrozumiałem w jednej chwili, skąd bierze się to wrażenie, że znam ją od bardzo dawna. Przypominała nie tylko Grace Kelly, ale również tę pielęgniarkę, która była przy mnie, gdy się wybudziłem po wypadku w dzieciństwie. Ten sam wygląd anioła, ta sama karnacja, ten sam zapach moreli.

Jakiś facet dopiero co umarł, a ja tymczasem zerkam sobie na pielęgniarkę. Czułem niesmak do siebie.

– Co zrobimy z ciałem? – krzyknąłem.

Raoul nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się jeszcze w Marcellina, łudząc się jakąś bezsensowną nadzieją.

A potem niemal obojętnie wytłumaczył:

– Prezydent nas kryje. W każdym więzieniu około czterech procent więźniów popełnia samobójstwo. Marcellin będzie w tej właśnie grupie.

– Ale to przecież jakieś zupełnie zbrodnicze szaleństwo! – wydarłem się na niego. Jak w ogóle mogłem dać się wpuścić w tego rodzaju ponurą aferę? – Oszukałeś mnie, Raoul, oszukałeś, zdradziłeś naszą przyjaźń, żeby dać upust swojemu szaleństwu. Wszyscy jesteście odrażający! Facet wyzionął ducha przez waszą beztroskę. Oszukałeś mnie i jego też oszukałeś.

Raoul wstał z godnością i nagle chwycił mnie za kołnierz. Z jego oczu leciały błyskawice, a mówiąc, opluwał mi twarz.

– Nie, nie oszukałem cię. Ale stawka jest tak wysoka, że nieuniknione są niepowodzenia, zanim wreszcie nam się uda. Nie od razu Rzym zbudowano. Nie jesteśmy już dziećmi, Michael. To nie jest zabawa i musimy zapłacić wysoką cenę. Wszystko ma cenę, inaczej byłoby to aż nazbyt proste. A gdyby było proste, inni osiągnęliby to już przed nami. I właśnie dlatego, że jest to trudne, sukces będziemy mogli poczytywać sobie za zasługę.

Broniłem się niemrawo.

– Jeżeli któregoś dnia nam się rzeczywiście uda. A wydaje mi się to coraz mniej prawdopodobne.

Raoul puścił mnie. Przyglądał się Marcellinowi, którego usta były teraz szeroko otwarte. Widok rozwartych ust był nie do zniesienia, dlatego na żuchwę Marcellina założył zacisk i dokręcił śrubę, tak że żuchwa zwarła się ze szczęką i oskarżycielskie usta wreszcie się zamknęły. Wtedy odwrócił się do pozostałych.

– A może i wy myślicie tak jak Michael? Jeśli chcecie zrezygnować, jest jeszcze czas.

Raoul spojrzał każdemu w oczy, czekając na reakcję. Patrzyliśmy na trupa Marcellina i byliśmy głęboko poruszeni, gdyż dzięki zaciskowi jego usta przypominały teraz dziób ptaka niknący gdzieś w zapadniętych policzkach.

– Ja rezygnuję! – wykrzyknął Clément. – Myślałem, że z doktorem wszystko będzie pewniejsze, ale i on nie jest wystarczająco silny, żeby walczyć ze śmiercią. Jeśli musicie uśmiercić dziesięć tysięcy biednych gości, zanim wam się uda, wolę, żeby mnie wśród nich nie było. Nie musicie przypominać mi o umowie. Obiecuję, że nigdy nikomu nie powiem o waszym projekcie „Raj". Za bardzo mnie to przeraża.

– A ty, Hugues? – zapytał Raoul beznamiętnym głosem.

– Zostaję – rzucił dumnie ochotnik.

– Czy chcesz być następnym tanatonautą?

– Tak. Wolę zdechnąć, niż znaleźć się z powrotem w celi. – Podbródkiem wskazał na ciało Marcellina. – On przynajmniej nie jest już zamknięty w okropnej więziennej celi!

– W porządku – rzekł Raoul. – A ty, Amandine?

– Zostaję – powiedziała, nie okazując ani krzty emocji.

Nie wierzyłem własnym uszom.

– Jak pragnę zdrowia, wam wszystkim chyba całkiem odbiło! Clément ma rację. Istnieje niebezpieczeństwo, że zamordujemy dziesięć tysięcy ludzi, zanim cokolwiek uzyskamy. W każdym razie na mnie już nie liczcie.

Zdjąłem biały kitel i rzuciłem go na stół, tłukąc przy tym kilka fiolek, z których natychmiast zaczął się wydobywać zapach eteru.

A potem wyszedłem, trzaskając głośno drzwiami.

52 – NOTATKA SŁUŻBOWA

Do wiadomości Prezydenta Lucindera

Zgodnie z Pana zaleceniami rozpoczęto przeprowadzanie doświadczeń. W skład zespołu badawczego wchodzą profesor Raoul Razorbak, biolog specjalizujący się w hibernacji gryzoni, doktor Michael Pinson, lekarz anestezjolog, oraz pielęgniarka Amandine Ballus.

Pięciu więźniów zgłosiło się na ochotnika, by posłużyć za króliki doświadczalne. Realizacja projektu „Raj" – rozpoczęta.

Sporządził: Benoît Mercassier

53 – STAN DUCHA

Wróciłem do mieszkania mocno wstrząśnięty. W domu wyłem niczym kojot w nocy przy pełni księżyca, lecz nie byłem w stanie poradzić sobie ze stresem wywołanym śmiercią Marcellina. Co robić? Ciągnięcie tego było złe, ale pozostawienie samemu sobie kolejnego tanatonauty było czymś równie złym. Dlatego wyłem. Sąsiedzi uderzali w ściany kijem od szczotki. Udało im się osiągnąć zamierzony efekt. Przestałem wyć, jednak wcale się przez to nie uspokoiłem.

Czułem się wewnętrznie rozdarty. Nie potrafiłem zrezygnować z możliwości ujrzenia Amandine. Nie miałem też ochoty wprowadzać kolejne osoby w stan śpiączki. Pomysły Raoula fascynowały mnie. Wolałem jednak nie mieć kolejnych trupów na sumieniu. Nie mogłem też wiecznie żyć w samotności. Sama myśl o powrocie do pracy i do szpitalnej rutyny wywoływała we mnie wstręt. Raoul miał rację przynajmniej w jednej kwestii: być może jego projekt był przerażający, ale cóż to za niezwykła przygoda!

On był szaleńcem ogarniętym obsesją samobójstwa ojca. Ale co mogło skłonić Amandine, tak zachwycającą istotę, do tego, żeby władować się w tę przedziwną aferę? Może i ona była przeświadczona, że jest pionierem nowego świata? Raoul potrafił przecież nieźle mydlić oczy.

Popijałem jeden kieliszek białego porto za drugim, aż w końcu się upiłem. Starałem się zasnąć, czytając jakąś powieść. Znowu, po raz kolejny, byłem sam w łóżku, a do tego na sumieniu miałem trupa. Pościel była tak lodowata jak chłodzące okrycie.

Nazajutrz rano, pijąc kawę ze śmietanką w knajpce na rogu, zastanawiałem się, czy śmierci Marcellina nie spowodowała przypadkiem zbyt duża dawka chlorku potasu. Preparat jest przecież wysoce toksyczny, należy więc pewnie zmniejszyć dawkę.

Chyba że to kwestia środka znieczulającego.

Zazwyczaj stosujemy trzy rodzaje środków znieczulających. Narkotyki, morfiniany i kuraryny. Z przyzwyczajenia postawiłem na narkotyki. Ale na „dobrą" śmierć lepsza byłaby kuraryna.

Hm. Jednak nie. Będę próbował dalej z narkotykiem.

Stopniowo mój umysł zaczynały pochłaniać wyłącznie problemy techniczne. Zawodowe odruchy uruchomiły się automatycznie. Przypomniałem sobie zajęcia z chemii.

No tak. Powinienem był może zastosować propofol, powiedziałem sobie. To nowy narkotyk i łatwiej się po nim wybudzić. Zwykle wybudzenie następuje po pięciu minutach i przebiega bez problemów… A jednak nie, propofol wchodziłby w niewłaściwe interakcje z chlorkiem potasu. Lepiej więc pozostać przy thiopentalu. Tylko jaką dawkę zastosować? Zazwyczaj trzeba liczyć pięć miligramów na kilogram wagi. Pięć miligramów, dawka minimalna, dziesięć miligramów – maksymalna. Zaaplikowałem 850 miligramów Marcellinowi, który ważył 85 kilogramów. Może należałoby zmniejszyć dawkę…