Trzecia seria królików doświadczalnych. Wśród nich niejaki Marc.
Czujniki, zmierzenie pulsu, temperatury, chłodzące okrycie. Raoul rzucił:
– Gotowy?
Odpowiedzieliśmy chórem:
– Gotowy!
– Gotowa!
Byleby tylko nasz człowiek nie umarł ze strachu. Pocił się i jednocześnie dygotał. Bez przerwy się żegnał.
– Sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… – jeden i pół… jeden i jedna czwarta… st… start? No dobra, star-tu-je-my! – wybełkotał niewyraźnie, zupełnie bez przekonania.
Dwa razy się zabierał do tego, by wcisnąć włącznik, z którego ześlizgnął się jego spocony palec.
56 – MITOLOGIA MEZOPOTAMII
W mitologii Mezopotamii kraina śmierci nazywa się „krainą, z której nie ma powrotu". Pieśń:
„Ci co wstąpili, pozbawieni są światła.
Gdzie pożywieniem ich pył, a strawą ich glina.
Przyodziani jak ptaki, ubraniem ich pióra.
Gdzie na drzwiach i zasuwach zalega pył". [5]
Pewnego dnia piękna Isztar, bogini Miłości, zeszła do Piekieł. Królowa Ereszkigal rozkazała strażnikowi, by ten potraktował ją według dawnego zwyczaju. Za każdym razem gdy bogini przechodziła przez kolejne z siedmiorga drzwi Piekła, pozbawiano ją najpierw szat i korony, potem kolczyków, naszyjnika, pektorału, paska, bransoletek, obrączek na kostkę i wreszcie bielizny. Isztar stawiła się więc naga przed Ereszkigal, ta zaś wymierzyła jej sześćdziesiąt tortur, które miały być zadawane w różne części ciała.
A jednak to ludzie ponieśli konsekwencje tej niewoli, ponieważ bez Isztar ziemia przestała być urodzajna. Pieśń:
„Od czasu gdy Isztar zstąpiła do Krainy Skąd Nie Ma Powrotu,
Na jałówkę nie skacze byk, nie zapładnia mężczyzna dziewczyny na ulicy". [6]
Ludzie wysłali więc czym prędzej eunucha do Ereszkigal. Kiedy ten poprosił, by mógł się napić z bukłaka, w którym była woda życia, przeklęła go. Pieśń:
„Ścieki kanałów miasta – twym [będą] napojem,
Cień murów niech będzie miejscem twego odpoczynku,
Próg – twym mieszkaniem,
Pijany i spragniony niech uderzą twój policzek". [7]
Wydaje się, że eunuch został wysłany do Piekieł po to, żeby wymienić go na Isztar. W tym miejscu zatem bezpłodność mogła być zastąpiona płodnością. Jakiś czas potem Ereszkigal rozkazała, żeby Isztar zanurzyła się w wodzie życia, a potem została odprowadzona do bram Piekła. W miarę jak przechodzi przez kolejne wrota w odwrotną stronę, odzyskuje wszystko, co jej wcześniej odebrano. W ten sposób sprawy na ziemi powróciły do dawnego porządku.
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
57 – BŁĄD PODCZAS MANEWROWANIA
Rozcieranie. Rozgrzewanie. Elektrowstrząsy.
Marc otworzył oczy, a my wytrzeszczyliśmy nasze.
Czyżby wreszcie nam się udało?
Nasz bohater wyrwał nas z osłupienia, zrywając się na równe nogi, miotając się, rozbijając wszystko wokół siebie i wydzierając się wniebogłosy.
– Widziałem ich! Widziałem! One tutaj są! Są wszędzie. Nie można przed nimi uciec, są wszędzie!
– Kto? Kto taki? – dopytywał się Raoul, starając się mówić jak najbardziej stanowczym tonem.
– Diabły! Wszędzie są diabły! Chcą mnie wepchnąć do wielkiego kotła i ugotować. Nie chcę umierać. I nie chcę nigdy więcej ich widzieć. Są straszne!…
Przyjrzał mi się, wbijając we mnie mętne oczy i wykrzykując:
– Ty też jesteś diabłem! Diabły są wszędzie.
Rzucił mi prosto w twarz jakąś fiolką. Zaczął gonić Amandine, trzymając w rękach strzykawki, i jedną udało mu się wbić jej w pośladek. Przejechał mi skalpelem po czole, kiedy próbowałem ich rozdzielić. Do dzisiaj została mi blizna.
Jego zachowanie odrobinę ostudziło nasz zapał. Najpierw warzywo, a teraz wariat! Nawet Raoul był pod silnym wrażeniem agresji, jaką wykazywał Marc. Jednocześnie zadawaliśmy sobie pytanie: a może nam się udało? Czy Marc rzeczywiście dawał nam świadectwo z zaświatów? Przecież to nie jego wina, że w jego opowieści obecne były wyłącznie przerażające rzeczy.
Niemniej zniszczyliśmy zapis wideo, a Marc został zamknięty w zakładzie dla psychicznie chorych. A jednak był naszym pierwszym królikiem doświadczalnym, który doświadczył NDE. Może nie przywiózł stamtąd pięknych wspomnień o świetlistych korytarzach, lecz wrócił cały i zdrowy, choć nie na umyśle.
Tego wieczoru odwoziłem samochodem Amandine do domu. Pielęgniarka bez przerwy przekładała jedną śliczną nogę na drugą. Rana na pośladku okazała się drobnostką. Mnie jednak trzeba było założyć dwadzieścia pięć szwów.
Czarna suknia Amandine – zawsze ubierała się na czarno – szeleściła nad wyraz zmysłowo.
Za nic nie chciała się spóźnić na podmiejską kolej RER, ale po tym burzliwym seansie ani ona, ani ja nie mieliśmy ochoty spędzać wieczoru w samotności.
Kierując samochodem, wyszeptałem:
– A może powinniśmy już sobie z tym dać spokój?
Amandine i jej wieczne milczenie. Zawsze sobie mówiłem:
„Musi myśleć o przecudownych rzeczach, bo jest taka piękna i w ogóle nic nie mówi". Ale dzisiaj miałem dosyć jej milczenia. Nie była w końcu tylko dekoracyjnym przedmiotem. Widziała, tak jak i ja, ludzi, którzy umierali lub wariowali po tych cokolwiek przypadkowych doświadczeniach.
Nalegałem więc:
– Tylu ludzi zginęło niepotrzebnie! I jak marne są tego efekty… Co pani o tym sądzi? Od chwili kiedy się poznaliśmy, nigdy nie słyszałem, żeby pani wypowiedziała zdanie, które miałoby więcej niż trzy słowa. Przecież pracujemy razem. Musimy ze sobą rozmawiać. I musi mi pani pomóc powstrzymać Raoula. Za długo to już trwa. A bez pani pomocy nigdy nie uda mi się go przekonać.
Wreszcie łaskawie na mnie spojrzała. Wpatrywała się we mnie długo i uporczywie. Otworzyła usta. Wreszcie miała przemówić.
– Wręcz przeciwnie.
– Co wręcz przeciwnie?
– Przeciwnie, mamy obowiązek ciągnąć to. Właśnie dlatego, żeby wszystkie te zgony nie były daremne. Wszyscy nasi tanatonauci wiedzieli, jakie jest ryzyko. Wszyscy wiedzieli też, że dzięki ich śmierci następny będzie miał większą szansę, by się udało.
– To tak jak partia pokera, w której wciąż podnosimy stawkę, żeby się odegrać! – wykrzyknąłem. – I w taki właśnie sposób człowiek zmierza do własnej zguby. Piętnaście ofiar! To nie projekt badawczy, tylko potworna masakra!
– Jesteśmy pionierami – odpowiedziała chłodno.
– Znam na ten temat niezłe przysłowie: „Łatwo rozpoznać prawdziwego pioniera. Spoczywa pośrodku prerii na Dzikim Zachodzie ze strzałą wbitą w plecy".
Zdenerwowała się jeszcze bardziej.
– Myśli pan, że ja nie jestem przygnębiona tyloma umarłymi? Wszyscy nasi tanatonauci byli wspaniałymi ludźmi, mieli w sobie tyle odwagi…
Głos jej się załamał. Po raz pierwszy jednak wypowiedziała dwa następujące po sobie kolejno zdania. Trzeba więc było skorzystać z okazji. Prowokowałem ją dalej: