Выбрать главу

– To nie była żadna odwaga, tylko zachowania samobójcze.

– Zachowania samobójcze! A Krzysztof Kolumb nie miał skłonności samobójczych, kiedy wyruszał tak daleko tą swoją łupinką? A czy Jurij Gagarin w tym swoim metalowym pudełku w rakiecie nie był także samobójcą? Bez samobójców na świecie nie byłoby postępu…

No tak! Galileusz, Kolumb, a teraz jeszcze Gagarin, nie brakowało jej przykładów z przeszłości, żeby uzasadnić tę hekatombę!

Amandine była teraz już nieźle rozgrzana, z uporem jednak nadal zwracała się do mnie per „pan".

– Sądzę, że niczego pan nie rozumie, doktorze Pinson. Nie wydaje się panu dziwne, że tak łatwo jest nam znaleźć ochotników? Więźniowie, i to wszyscy, doskonale wiedzą o naszych niepowodzeniach, więc dlaczego się do nas zgłaszają? Powiem panu dlaczego: dlatego, że na naszym tanatodromie każdy z tych wyrzutków nagle poczuł, że przeobraził się w bohatera!

– W takim razie dlaczego pozostali wciąż nas opluwają, kiedy przechodzimy obok?

– To paradoks. Winią nas za śmierć przyjaciół, ale również gotowi są umrzeć. I któregoś dnia jednemu z nich się uda, jestem o tym przekonana.

Wszystko mnie fascynowało w osobie Amandine. Jej chłód, milczenie, tajemniczość, a teraz jeszcze zapał…

Blondynka w czerni była w moim samochodzie niczym paląca obecność, która sprawiała, że moje zmysły ogarniał popłoch. Być może przez stałe obcowanie ze śmiercią nasiliły się moje popędy życiowe! Wreszcie byłem sam na sam z Amandine, i to z Amandine przejmującą i zarazem przejętą. Zdecydowałem postawić wszystko na jedną kartę. Taka okazja mogła już nigdy się nie powtórzyć. Moja ręka zsunęła się z dźwigni zmiany biegów i wykorzystując jakiś garb na jezdni, wylądowała na jej kolanie. Jej skóra była atłasowa i wręcz nieprawdopodobnie delikatna w dotyku.

Odsunęła jednak moją rękę niczym jakiś wzbudzający odrazę przedmiot.

– Przykro mi, Michael, ale naprawdę nie jest pan w moim typie.

A jakiż to niby jest ten jej typ?

58 – I DALEJ NIC

W czwartek 25 sierpnia minister nauki złożył nam incognito wizytę w tanatodromie we Fleury-Mérogis. Mercassierowi zależało na tym, by osobiście uczestniczyć w jednym ze „startów". Przybrał pełną troski minę człowieka, który zastanawia się, czy nie popełnia aby największego głupstwa stulecia. A gdyby tak właśnie miało być, czy jest jeszcze czas na to, by uratować, co się da, przed nieuniknioną interpelacją w parlamencie?

Uścisnął mi dłoń, pogratulował bez większego zresztą przekonania, no i przede wszystkim zachęcił pięciu tanatonautów z nowej ekipy. Zapytał dyskretnie Raoula o liczbę prób zakończonych niepowodzeniem i aż podskoczył, gdy ten szepnął mu tę informację na ucho.

Wrócił do mnie i wziął mnie na bok, w kąt sali.

– A może wasze boostery są zbyt toksyczne?

– Nie. Ja też tak najpierw myślałem. Problem jednak w czymś innym.

– Mianowicie?

– No więc po tylu przeprowadzonych doświadczeniach mam wrażenie, że z chwilą gdy już zapadną w śpiączkę, stają… jak by to powiedzieć, przed… wyborem. Wyruszyć czy wracać. I wszyscy wolą odejść.

Mercassier zmarszczył czoło.

– W takim razie czy nie możecie ich odzyskać siłą? Na przykład silniejszymi elektrowstrząsami? Wie pan, oni się tam za bardzo nie przejmowali, kiedy trzeba było sprowadzić z powrotem do świata żywych prezydenta Lucindera. Przyłożyli mu elektrody prosto do serca!

Zamyśliłem się. Rozmawialiśmy jak naukowcy, którzy darzą się nawzajem szacunkiem. Starałem się dobrze ważyć słowa.

– Nie jest to takie proste. Należałoby najpierw dokładnie określić moment, w którym są już wystarczająco „odjechani", ale jeszcze nie za bardzo. To także problem timingu. W przypadku Lucindera mieli sporo szczęścia i musieli go sprowadzić dosłownie w ostatniej chwili, kiedy wszystko było jeszcze możliwe. Ale stało się to z pewnością wyłącznie przez przypadek.

Minister próbował wykazać się inteligencją w dziedzinie, o której tak naprawdę nie miał zbyt dużego pojęcia.

– Proszę spróbować jednak podnieść napięcie, zmniejszyć dawkę narkotyku, obniżyć proporcję chlorku potasu. A może należałoby ich wybudzać nieco wcześniej?

Próbowaliśmy już wszystkiego, lecz pokiwałem głową, jakby wreszcie ktoś przekazał mi cudowną receptę. Nie chciałem jednak go oszukiwać, więc dodałem:

– Musieliby świadomie zdecydować się na powrót wtedy, gdy jeszcze jest to możliwe. Wie pan, sporo się nad tym zastanawiałem. Nie wiemy zupełnie, co skłania ich do tego, by nadal podążać drogą ku śmierci. Co im się proponuje tam, w górze? Gdybyśmy wiedzieli, jaka jest marchewka, może bylibyśmy w stanie zaproponować im coś bardziej atrakcyjnego!

– Pana tanatonauci przypominają mi marynarzy z końca szesnastego wieku, którzy woleli zostać na rajskich wyspach na Pacyfiku, z cudownymi kobietami i pachnącymi owocami, aniżeli udać się w niebezpieczną drogę powrotną do rodzinnej Europy!

To prawda, że sytuacja w wielu aspektach przypominała na przykład buntowników z „Bounty". Nasi tanatonauci byli ludźmi wyjętymi spod prawa tak jak ówcześni marynarze i tak jak oni mieli ochotę uciec w zupełnie inne krainy.

– Jak zatrzymać zmarłego? – zastanawiał się Mercassier. – Co skłania ludzi do tego, by podejmowali walkę, a chorych, by chcieli wyzdrowieć?

– Pragnienie szczęścia – westchnąłem.

– No tak, ale co sprawia, że ktoś czuje się szczęśliwy? W jaki sposób wpłynąć na waszych ludzi, kiedy staną przed dylematem „wyruszać" czy „wracać"? Motywy działania są przecież tak bardzo różne!

Stwierdziłem już wcześniej w szpitalu, że w przypadku nieoczekiwanych wyzdrowień zasadniczą rolę odgrywa ludzka wola. Niektórzy po prostu nie zgadzają się na śmierć i udaje im się pozostać przy życiu. W jednym z artykułów naukowych poświęconych Chińczykom mieszkającym w Los Angeles przeczytałem, że liczba zgonów spada praktycznie do zera w dniu, w którym świętują nadejście Nowego Roku. Starcy i umierający tak zaprogramowali samych siebie, żeby wtedy pozostać przy życiu i cieszyć się tym właśnie dniem. Następnego dnia liczba zgonów wraca do normy.

Możliwości ludzkiego umysłu są nieskończone. Ja sam zabawiłem się w rozwijanie możliwości mojego mózgu, zaprogramowałem go mianowicie, by nakazywał mi otwieranie oczu o godzinie ósmej rano bez korzystania z budzika. Działało to za każdym razem. Wiedziałem też, że zgromadziłem olbrzymie ilości informacji w zakamarkach mózgu i że wystarczyłoby otworzyć tylko odpowiednie szufladki, żeby mózg mógł je wykorzystać. Na pewno zostaną niebawem przeprowadzone pasjonujące badania na temat indywidualnego programowania systemu nerwowego.

W takim razie dlaczego nie można by powrócić ze stanu śpiączki dzięki samej tylko woli?

Nasz dzisiejszy tanatonauta jednak nie opowiedział się za powrotem. Przerażeni widokiem konwulsji w chwili śmierci jego czterej kompani jak jeden mąż zrezygnowali. Postanowiliśmy, że nie będziemy już liczyć na czynnik współzawodnictwa w grupie. Od tej pory nasi pionierzy będą startowali pojedynczo i wyłącznie w naszej obecności. Może jednak było już na to za późno. Nawet bowiem we Fleury-Mérogis coraz trudniej przychodziło nam znajdowanie ochotników.

59 – MITOLOGIA TYBETAŃSKA

Według Tybetańczyków buddyjski panteon zaludniony jest dziewięcioma grupami demonów:

1. Gnod-sbyin: strażnik świątyń. To on wywołuje wielkie epidemie.

2. Bdud: demony z wyższych sfer. Mogą występować pod postacią ryb, ptaków, traw lub kamieni. Ich przywódca zamieszkuje czarny zamek wysoki na dziewięć pięter.