– Tajemnicą wolności jest księgarnia – lubił mawiać.
13 – NIGDY NIE DBAMY NALEŻYCIE O NASZE WNĘTRZNOŚCI
W którąś środę po południu, kiedy siedząc na ławce, patrzyliśmy w milczeniu na płynące nad cmentarzem chmury, Raoul wyciągnął z tornistra gruby zeszyt. Otworzył go i pokazał mi wklejoną stronę, którą musiał wcześniej wyciąć z książki poświęconej mitologii starożytnej.
Był tam obrazek przedstawiający egipską barkę i kilka różnych postaci.
Skomentował to w taki oto sposób:
– Pośrodku barki stoi Re, bóg słońca. Przed nim klęczy zmarły. Po jednej i drugiej stronie stoją dwa inne bóstwa: Izyda i Neftyda. Lewą ręką Izyda wskazuje kierunek, a w prawej ręce trzyma krzyż ankh, symbol wieczności, która czeka na wędrowca w zaświatach.
– Egipcjanie wierzyli w zaświaty?
– Oczywiście. Tutaj, po lewej stronie obrazu, można rozpoznać Anubisa z głową szakala. To on jest przewodnikiem, który towarzyszyć będzie zmarłemu, trzyma w ręku urnę zawierającą jego żołądek i wnętrzności.
Pamiętam, jak bardzo byłem przejęty. Raoul tymczasem przyjął mentorski ton:
– „Każdy zmarły musi czuwać nad tym, by nie ukradziono mu wnętrzności", takie jest stare egipskie przysłowie.
Przewrócił kartkę, przechodząc do innych obrazów.
– A tutaj zmarły wchodzi z kolei na barkę. Tu wita go albo osobiście Re, albo wieprz. Wieprz pożera dusze przeklętych i prowadzi ich do piekła, gdzie władzę sprawują okrutni kaci, którzy torturują ich szponiastymi palcami zakończonymi długimi ostrymi pazurami.
– Okropność!
Raoul zasugerował mi, żebym był bardziej wstrzemięźliwy w ocenach.
– Lecz jeśli sam Re zgadza się przyjąć zmarłego, wszystko skończy się dobrze. Nieboszczyk stanie u boku bogów, a barka zacznie się przesuwać wzdłuż brzegu na długiej linie, która w rzeczywistości jest żywym wężem boa.
– Super!
Raoul wzniósł oczy do nieba. Mój naprzemiennie wyrażany entuzjazm i oburzenie zaczynały go trochę irytować. Mimo wszystko mówił dalej. Ostatecznie byłem całą jego publicznością.
– Ten boa jest miłym wężem, odstrasza wrogów od światła. Stara się jak może, ale jest jeszcze inny gad, tym razem niedobry, Apofis, uosobienie Seta, boga zła. Ten z kolei krąży wokół barki i stara się ją wywrócić. Czasami wypełza z wody i pluje ogniem. Sprawia, że barka kręci się w kółko, a on wyskakuje ponad fale w nadziei, że uda mu się połknąć przerażoną duszę zmarłego. Jeżeli jednak duszy uda się odeprzeć te ataki, wtedy łódź śmierci podąża dalej swoją drogą i sunie wzdłuż podziemnej rzeki, która przemierza dwanaście wewnętrznych światów. Wiele jest przeszkód, które należy pokonać. Trzeba przekroczyć wrota piekieł, ominąć wodne monstra, obronić się przed latającymi demonami. Jeżeli jednak zmarły pokona wszystkie te przeciwności, wtedy… – Ku mojemu zdziwieniu Raoul nagle przerwał. – Wrócimy do tego w przyszłym tygodniu. Już siódma, matka będzie się niepokoić.
Moja irytacja rozbawiła go.
– Wszystko we właściwym czasie. Nie bądź taki niecierpliwy.
Następnej nocy po raz pierwszy śniło mi się, że latam i unoszę się ponad chmurami. Byłem jak ptak. Nie, byłem ptakiem. I leciałem, leciałem… I nagle, tuż za jakimś cumulusem, zauważyłem ubraną na biało kobietę. Siedziała sobie na chmurce i była bardzo piękna. Jej ciało było młode i smukłe. Zbliżyłem się do niej i dostrzegłem, że w ręku trzyma maskę. Gdy byłem znacznie bliżej, aż podskoczyłem z przerażenia. Maska była tylko szkieletem, trupią czaszką z pustymi oczodołami, ustami bez warg ułożonymi w wykrzywiony uśmiech. Obudziłem się cały zlany potem. Jednym skokiem wpadłem do łazienki i włożyłem głowę pod zimną wodę, żeby zmyć z siebie ten koszmar. Nazajutrz przy śniadaniu zapytałem matkę:
– Mamo, sądzisz, że możemy latać jak ptaki?
Czyżby przez ten wypadek coś mi się porobiło w główce? Popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
– Przestań już wygadywać takie głupoty i wsuwaj te płatki.
14 – MITOLOGIA MEZOPOTAMII
„Gilgameszu! Na co ty się porywasz? Życia, co go szukasz, nigdy nie znajdziesz! […] Kiedy bogowie stwarzali człowieka, śmierć przeznaczyli człowiekowi, życie zachowali we własnym ręku". [1]
Epos o Gilgameszu
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
15 – RAOUL JEST NIENORMALNY
Ilekroć spotykaliśmy się na cmentarzu Père-Lachaise, rozmawialiśmy z Raoulem o śmierci. W każdym razie on mówił o śmierci, a ja go słuchałem. W tych naszych rozmowach nie było zresztą niczego odrażającego, brudnego czy makabrycznego. Rozmawialiśmy o śmierci jako o interesującym zjawisku w taki sam sposób, jak moglibyśmy rozmawiać o istotach pozaziemskich czy o motocyklach.
– Miałem sen – powiedziałem mu.
Chciałem opowiedzieć mu historię siedzącej w niebie kobiety w białej atłasowej szacie, z maską trupiej czaszki, ale nie dał mi dojść do słowa. Natychmiast przerwał:
– Mnie też się coś śniło. Powoziłem rydwanem ognia. Kiedy do niego wsiadłem, ogniste rumaki poniosły mnie ku słońcu. Musiałem przebijać się przez kolejne kręgi ognia, żeby zbliżyć się do gwiazd, a im więcej kręgów mijałem, tym silniejsze odnosiłem wrażenie, że coraz więcej rzeczy rozumiem.
Później dowiedziałem się, że zainteresowanie Raula śmiercią nie było przypadkowe. Któregoś wieczoru po powrocie ze szkoły poszedł do łazienki i zobaczył ojca, który powiesił się na spłuczce. Francis Razorbak był nauczycielem filozofii w liceum Jeana Jaurèsa w Paryżu.
Czyżby Francis Razorbak odkrył coś tak bardzo interesującego, że naszła go ochota, by opuścić ten świat?
Raoul był o tym przekonany. Jego ojciec nie zabiłby się ze smutku czy ze zmartwienia. Umarł, żeby dotrzeć do jakiejś tajemnicy. Mój przyjaciel był tego tym pewniejszy, że od kilku miesięcy ojciec pracował nad rozprawą zatytułowaną „Śmierć, ta nieznajoma".
Z pewnością odkrył coś niezwykle istotnego, ponieważ zanim się powiesił, spalił swoją pracę. Zwęglony papier unosił się jeszcze w kominku w chwili, gdy Raoul odkrył ciało. Jednak chyba ze sto kartek można było nadal odczytać. Była tam mowa o starożytnych mitologiach i o kulcie zmarłych.
Od tej pory Raoul nie przestawał o tym myśleć. Cóż było aż tak ważnym odkryciem dla jego ojca? Czego poszukiwał, decydując się na śmierć?
W dniu pogrzebu Raoul nie płakał. Nikt jednak go za to nie skarcił. Nikt też nie robił mu z tego powodu jakichkolwiek wyrzutów. Usłyszał tylko, jak ktoś mówi: „Biedny chłopiec, przeżył tak potworny szok, kiedy jego ojciec się powiesił, że nie jest już nawet w stanie płakać". Gdybym znał Raoula wcześniej, mógłbym dać mu ten mój przepis z gotowanym szpinakiem i jagnięcym móżdżkiem i to by mu oszczędziło tego rodzaju uwag.
Po pogrzebie ojca zachowanie matki Raoula zmieniło się diametralnie. Starała się spełniać wszelkie zachcianki syna. Kupowała mu wszystkie zabawki, wszystkie książki i wszystkie czasopisma, na jakie miał ochotę. Mógł spędzać czas, jak tylko chciał. Moja matka twierdziła, że Raoul jest niemożliwie rozpuszczonym dzieckiem, ponieważ jest jedynakiem i do tego półsierotą. Ja tam nie miałbym na pewno nic przeciwko temu, żeby mnie tak rozpuszczano, choćby i przyszło mi stracić część rodziny.