Zanim zeszła do hotelowego pomieszczenia z faksami, dodała jeszcze jedno zdanie: aby Ed wysłał jej odpowiedź do hotelu około dziesiątej rano czasu szanghajskiego, a ona zaczeka wtedy przy faksie. Nie chciała, żeby ktoś zapoznał się z treścią korespondencji, nawet prowadzonej po angielsku.
Po wysłaniu faksu przekąsiła coś szybko w restauracji, a gdy wróciła do pokoju, znów wzięła prysznic. Sen wciąż nie przychodził. Owinięta w ręcznik spoglądała na iluminowaną powierzchnię rzeki. Dostrzegła statek z pasiastą banderą. Z tej odległości nie widziała nazwy. Może był to amerykański wycieczkowiec zakotwiczony na noc na rzece Huangpu.
Około czwartej wzięła dwie tabletki dramaminy, kupiła ją na wypadek choroby lokomocyjnej. Zależało jej na nasennym, ubocznym działaniu leku. Wyjęła też z lodówki butelkę budweisera; po chińsku nazywał się Baiwei, czyli „Sto razy mocniejszy". Browar Anheuser-Busch miał w Wuhanie joint venture.
Kiedy odeszła od okna, pomyślała o omawianym na zajęciach wierszu z okresu dynastii Song. Mówił o samotności, którą czuje podróżnik, chociaż znajduje się w cudownej scenerii. Usiłując przypomnieć sobie wersy, zasnęła.
Obudził ją budzik na stoliku przy łóżku. Przecierając oczy, zerwała się, początkowo zdezorientowana, gdzie jest. Była dziewiąta czterdzieści pięć. Nie miała czasu na prysznic. Szybko włożyła T-shirt i stare dżinsy i wyszła z pokoju w hotelowych, jednorazowych kapciach. Cienkie jak papier, wyglądały jak wykonane z tego samego materiału, co przezroczyste, plastikowe peleryny. Jadąc do hotelowego pokoju z faksami, w windzie przyczesała włosy szczotką.
Faks nadszedł w podanym przez nią czasie. Informacji było więcej, niż oczekiwała. Po pierwsze, potwierdzono, że piątego kwietnia Feng telefonował i że istnieje taśma z nagraniem. Ed zlecił przetłumaczenie jej zawartości. Jako potencjalny świadek, Feng nie miał prawa ujawniać nikomu swojego statusu w programie. Ed nie wiedział, co takiego mógł powiedzieć Wen, że spowodowało to jej zniknięcie.
Po drugie, propozycja włączenia się w śledztwo została zaakceptowana.
Odpowiadając na prośbę o informacje na temat Chena, Ed napisał:
„Skontaktowałem się z CIA. Przyślą nam teczkę starszego inspektora Cao. Wygląda na to, że jest osobą, na którą trzeba uważać. Kojarzy się go z partyjnymi liberalnymi reformatorami. Należy też do Związku Pisarzy Chińskich. Charakterystyka: ambitny, szybko awansujący funkcjonariusz partyjny".
Kiedy wyszła z faksem w dłoni, zobaczyła Chena – siedział w holu i przeglądał angielskie czasopismo. Na fotelu obok leżał bukiet kwiatów.
– Dzień dobry, pani inspektor Rohn. – Chen wstał.
Zwróciła uwagę, że jest wyższy od większości otaczających ich ludzi. Miał wysokie czoło, przenikliwe czarne oczy i inteligentną twarz. W czarnym garniturze wyglądał bardziej na naukowca niż policjanta, a wrażenie to potęgowała informacja, którą właśnie przeczytała.
– Dzień dobry, starszy inspektorze Chen.
– To dla pani. – Podał jej kwiaty. – Wczoraj w komendzie działo się tak wiele, że spiesząc się na lotnisko, zapomniałem przygotować bukiet powitalny. Teraz przyniosłem kwiaty, żeby uczcić pani pierwszy poranek w Szanghaju.
– Dziękuję. Piękny.
– Dzwoniłem do pokoju, ale pani nie odbierała, więc postanowiłem poczekać tutaj. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu.
Nie miała. Kwiatami sprawił jej niespodziankę, kiedy jednak stała tak obok niego w plastikowych rannych pantoflach, właściwie nieuczesana, nie mogła powstrzymać irytacji, wywołanej jego oficjalną kurtuazją. Nie takiego zachowania oczekiwałaby od kolegi i niezbyt podobało jej się zawoalowane przypomnienie, że jest „tylko" kobietą.
– Chodźmy do mnie porozmawiać – zaproponowała.
Kiedy weszli do pokoju, poprosiła gestem, żeby usiadł, i wzięła wazon ze stolika w rogu.
– Wstawię kwiaty do wody.
– Dobrze pani spała? – zapytał, rozglądając się.
– Niedługo, ale powinno mi wystarczyć – odparła. Postanowiła nie być zakłopotana bałaganem w pokoju: łóżko niezasłane, pończochy rzucone na dywanie, na nocnym stoliku rozsypane pigułki, a pogniecione spodnie i żakiet przerzucone przez oparcie krzesła. – Przepraszam, musiałam odebrać faks.
– Powinienem panią uprzedzić. Bardzo mi przykro.
– Jest pan niezwykle uprzejmy, towarzyszu starszy inspektorze Chen – powiedziała, starając się, by w jej głosie nie zabrzmiał sarkazm. – Jak sądzę, tej nocy pan również późno się położył.
– Kiedy wyszedłem od pani, omówiłem sprawę z komisarzem Hongiem z policji w Fujianie. Długo rozmawialiśmy. Wcześnie rano zadzwonił do mnie pomocnik, detektyw Yu. Wyjaśnił, że w jego hotelu jest tylko jeden telefon w recepcji i po jedenastej w nocy kierownik nocnej zmiany chowa go i idzie spać.
– Dlaczego chowa telefon?
– Cóż, na prowincji telefon jest rzadkim towarem. To nie Szanghaj.
– Czy ma pan już jakieś nowe informacje?
– Pytała pani o przyczyny opóźnienia w naszej procedurze przyznania paszportu. Wyjaśniłem to.
– A więc?
– Wen otrzymałaby paszport kilka tygodni temu, ale nie miała aktu małżeństwa. Żadnego prawnego dokumentu potwierdzającego jej związek z Fengiem. Zamieszkała z nim w 1971 roku. W tym czasie wszystkie urzędy państwowe były zamknięte.
– Dlaczego?
– Mao przykleił wielu członkom kadry etykietkę „popleczników kapitalistów". Liu Shaoqi, przewodniczącego Republiki Ludowej, wtrącono do więzienia bez procesu. Urzędy pozamykano. Jedyną władzą stały się tak zwane komitety rewolucyjne.
– Czytałam o rewolucji kulturalnej, ale akurat o tym nie wiedziałam.
– Dlatego nasi ludzie w wydziale paszportowym musieli przeszukać archiwum komuny. To trwało. Pewnie dlatego cały proces przebiegał tak powoli.
– Zapewne – powtórzyła, przechylając lekko głowę na bok. – A więc w Chinach każdy przepis jest ściśle wykonywany, nawet w przypadku spraw specjalnych?
– Przekazuję to, czego się dowiedziałem. Poza tym Wen wystąpiła z wnioskiem w połowie lutego, nie w styczniu.
– Feng powiedział nam, że złożyła dokumenty w styczniu, a dokładnie w połowie stycznia.
– Takie są moje informacje. Ale mimo wszystko muszę przyznać, że trwało to za długo. Być może w grę wchodził jeszcze jeden czynnik. Wen nie ma w Fujianie żadnych guanxi, czyli „powiązań". I chodzi nie tylko o ludzi, których się zna, ale i o ludzi, którzy mogą w razie potrzeby udzielić pomocy.
– Innymi słowy, są smarem, dzięki któremu kółka się kręcą.
– Powiedzmy. Prawdopodobnie, jak wszędzie na świecie, kółka biurokracji kręcą się powoli, jeśli nie przekupi się biurokratów. Po to właśnie są guanxi. Wen przez te wszystkie lata pozostała kimś obcym i dlatego nie miała żadnych powiązań.
Zaskoczyła ją szczerość Chena. Nie próbował przemilczeć sposobu, w jaki funkcjonował system. Nie pasowało to do wizerunku „szybko awansującego funkcjonariusza partii".
– Aha, jeszcze coś. Według jednej z sąsiadek po południu szóstego kwietnia pytał o Wen jakiś obcy człowiek.
– Jak pan myśli kto?
– Jego tożsamość trzeba ustalić, ale nie był to nikt miejscowy. A teraz, czy ma pani jakieś wiadomości od swoich, pani inspektor Rohn?
– Feng rzeczywiście dzwonił do Wen piątego kwietnia. Rozmowa jest obecnie tłumaczona i analizowana. Dam panu znać natychmiast, kiedy dowiem się czegoś więcej.
– Może znajduje się w niej wyjaśnienie, dlaczego Wen zniknęła. – Chen spojrzał na zegarek. – Proszę powiedzieć, jakie ma pani plany na dzisiejszy ranek.
– Niczego nie planuję.