Выбрать главу

Do sklepu wszedł następny klient. Wilga ruszyła w jego stronę. – Nie musisz się spieszyć, Wielki Bracie – rzuciła przez ramię.

Za zasłoną właściwie nie było miejsca na dwie osoby. Catherine z halką w ręku spojrzała pytająco na Chena.

– Wychodzimy tędy – szepnął po angielsku i otworzył drzwi prowadzące do wąskiego zaułka. Wciąż padał deszcz, dudniły grzmoty i błyskawice przecinały odległy horyzont.

Chen poprowadził Catherine do ulicy Huating. Kiedy w nią skręcili, zobaczył migoczący neon Huating Cafe na pierwszym piętrze różowawego budynku na rogu Huating i Huaihai. Na parterze był kolejny sklep odzieżowy. Szare schody z kutego żelaza na tyłach prowadziły do kawiarni.

– Wypijmy tu filiżankę kawy – oznajmił.

Weszli po śliskich stopniach do podłużnej sali, umeblowanej w europejskim stylu. Usiedli przy stoliku koło okna.

– Co się dzieje, starszy inspektorze Chen?

– Poczekajmy tutaj. Może się mylę… – Zamilkł, ponieważ podeszła kelnerka z gorącymi ręcznikami. – Muszę napić się kawy.

– Ja też.

Kiedy kelnerka zrealizowała zamówienie, Catherine odezwała się:

– Pozwoli pan, że zadam najpierw pytanie. Powszechnie wiadomo, co się dzieje. Dlaczego zarząd miasta nie reaguje?

– Tam, gdzie jest popyt, jest i podaż, nawet jeżeli chodzi o podróbki. Bez względu na działania władz ludzie nadal będą tu prowadzić interesy. Według Karola Marksa wiele osób za trzystuprocentowy zysk jest gotowe sprzedać własną duszę.

– Nie mam prawa dziś krytykować, skoro sama zrobiłam tu zakupy. – Jej srebrna łyżeczka tworzyła maleńkie fale w filiżance. – Ale mimo wszystko coś powinno się z tym zrobić.

– Tak, ale nie tylko z nielegalnym handlem, ale także z ideami, które się za nim kryją, z nadmiernym wysławianiem rzeczy materialnych. Kiedy Deng Xiaoping powiedział „bogacenie się jest wspaniałe", kapitalistyczny konsumpcjonizm wyrwał się spod kontroli.

– Uważa pan, że to, co ludzie tu robią, rzeczywiście jest kapitalizmem, a nie komunizmem?

– Musi pani sama odpowiedzieć sobie na to pytanie – odparł wymijająco. – Deng przychylnie patrzy na kapitalistyczne innowacje. Powiedział też: „Nieważne, czy kot jest czarny, czy biały, ważne, żeby łapał myszy".

– Zgrabnie ujęte.

– Niewielu Chińczyków trzyma koty dla przyjemności. Dla nas istnieją tylko po to, żeby łapać myszy.

Deszcz ustał. Wyglądając przez okno, Chen mógł zajrzeć do sklepu Wilgi. Aksamitna zasłona wciąż była zaciągnięta. Czy sprzedawczyni wie, że wyszli? To, że z góry zapłacił podaną cenę, musiało wydać się dość podejrzane. Zorientował się, że Catherine zerka w tym samym kierunku.

– Piętnaście lat temu nikt tu nie słyszał o zachodnich markach. Chińczycy byli szczęśliwi, nosząc uniformy Mao, granatowe albo czarne. Teraz jest zupełnie inaczej. Ludzie chcą dogonić światową modę. Z historycznego punktu widzenia można powiedzieć, że to postęp.

– Potrafi pan wygłaszać wykłady na różne tematy, towarzyszu starszy inspektorze Chen.

– Nie znam odpowiedzi na wiele pytań dotyczących tego przejściowego okresu, a tym bardziej nie mogę wygłaszać wykładu. Po prostu próbuję dojść do ładu z samym sobą. – Podświadomie ułożył domek z kostek cukru, który teraz rozpadał się w jego filiżance. Dlaczego tak bardzo chciał, ba, dążył do rozmawiania z Catherine o tych wszystkich sprawach?

Nagle zapanował zgiełk, narastał na ulicy jak dobiegający z oddali grzmot. Ludzie krzyczeli i zawodzili chórem: „Idą tu!"

Chen zobaczył, jak uliczni handlarze gorączkowo zbierają wystawiony towar, właściciele sklepów pospiesznie zamykają drzwi, a kilka osób biegnie z plastikowymi workami na plecach. Wilga zerwała się zza lady i dotknęła wyłącznika, pogrążając wnętrze w półmroku. Próbowała opuścić aluminiowe drzwi. Za późno. Policjanci w cywilu już wbiegali do środka.

A jednak!

Byli śledzeni. Przez kogoś z kontaktami w komendzie. W przeciwnym razie policja nie zjawiłaby się tak szybko ani nie wpadłaby wprost do sklepu. Przekazano wiadomość, być może przez jasnozielony telefon komórkowy. Informator musiał przypuszczać, że Chen i jego amerykańska towarzyszka są w środku. Gdyby nie wzmożona czujność, zostaliby zatrzymani razem z Wilgą. Catherine miałaby kłopoty jako szeryf federalny. Natomiast Chen poważnie naruszył przepisy o kontaktach z cudzoziemcami. Istnienie ulicznego rynku było polityczną hańbą. Nie powinien przyprowadzać tu Amerykanki, a tym bardziej funkcjonariuszki, z którą razem prowadzi delikatne śledztwo. W najlepszym razie zostałby zawieszony.

Czy nalot – i wcześniejsze „wypadki" – zorganizowały Latające Siekiery? Zastanawiał się, jak gang z Fujianu, który nigdy dotąd nie dawał o sobie znać poza swoją prowincją, mógł okazać się tak zaradny w Szanghaju.

Przyszła mu do głowy inna możliwość. W samym systemie byli ludzie, którzy od dawna zamierzali się pozbyć niewygodnego starszego inspektora. Właśnie dlatego meldunek Wydziału Wewnętrznego o tym, że zapinał naszyjnik inspektor Rohn, znalazł się w jego teczce. Już samo zadanie mogło być pułapką zastawioną po to, by popełnił jakiś błąd w towarzystwie atrakcyjnej amerykańskiej funkcjonariuszki. Ale takie działania groziły też wielką aferą, gdyby okazało się, że starano się go skompromitować kosztem sprawy o międzynarodowym znaczeniu. On też miał sojuszników na najwyższych szczeblach…

Catherine lekko dotknęła jego dłoni.

– Niech pan popatrzy.

Ze sklepu wyprowadzano Wilgę. Zmieniła się nie do poznania. Ręce miała skute na plecach, włosy rozczochrane, twarz podrapaną, wykrzywioną brzydkim grymasem. Bluzka DKNY była pognieciona, jedno ramiączko zwisało. Dziewczyna musiała w czasie szamotaniny zgubić pantofle, bo szła po chodniku na bosaka.

– Wiedział pan, że zjawi się policja? – spytała Catherine.

– Nie, ale kiedy oglądała pani zegarki, zobaczyłem na zewnątrz tajniaka.

– Przyszli po nas?

– Możliwe. Gdyby zatrzymano amerykańską funkcjonariuszkę z mnóstwem nielegalnie sprzedawanych rzeczy, stałoby się to politycznym atutem.

Zdecydował nie dzielić się z nią innymi przypuszczeniami, chociaż widział w jej oczach cień podejrzenia.

– Ale mogliśmy wyjść ze sklepu normalnie – stwierdziła z powątpiewaniem. – Po co te dramatyczne pomysły? Chowanie się w przymierzalni, ucieczka tylnymi drzwiami, bieganie po zaułku w deszczu…

– Chciałem, żeby sądzili, że wciąż jesteśmy za zasłoną.

– Tyle czasu? – Zarumieniła się mimo woli.

Nagle wydało mu się, że widzi w tłumie znajomą postać, niskiego policjanta z walkie-talkie w ręku. Potem jednak zorientował się, że to nie Qian, ale mężczyzna z jasnozieloną komórką, który pojawił się przed Moskiewskim Przedmieściem po telefonie Qiana.

Siedzący przy sąsiednim stoliku mężczyzna w średnim wieku warknął, wskazując palcem na sprzedawczynię.

– Co za znoszony but!

Wilga pewnie weszła w kałużę, bo zostawiała teraz mokre ślady na chodniku.

– O co mu chodzi? – zapytała zdziwiona Catherine. – Przecież ona jest na bosaka.

– W slangu to oznacza „dziwkę". Znoszony but, używany przez wiele osób.

– Była prostytutką?

– Nie wiem. Interesy na tej ulicy są nie zgodne z prawem. No i ludzie wyobrażają sobie różne rzeczy.

– Czekają ją duże kłopoty?

– Dostanie kilka miesięcy albo kilka lat. Zależy od politycznego klimatu. Jeżeli rząd uzna, że istnieje polityczna potrzeba podkreślenia działań podejmowanych przeciwko rozprowadzaniu podróbek, potraktują ją surowo. Niewykluczone, że pani rząd ma podobne intencje, akcentując sprawę Fenga?

– Nie może pan nic dla niej zrobić? – zapytała.